Artykuły

Operetka w operze

Gdy zastanawiałem się nad sensem wystawienia "Barona cygańskiego" w Operze, wpadł mi w rękę artykuł amerykańskiego teoretyka O. Mandla, ogłaszającego ni mniej ni więcej tylko "krytykę kakofonii". Autor ten ciekawie wywodzi, że nasz wiek XX w przeciwieństwie do swoich poprzedników nie ma własnej muzyki poważnej i dlatego musi sięgać po partytury z przeszłości. O ile w swoim czasie nowatorzy tacy jak Beethoven, Wagner czy Debussy potrzebowali około dziesięciu lat, aby się spopularyzować, obecnym kompozytorom typu Webern - Stockhausen - Boulez nie wystarczy już nawet sześćdziesięciu. W przeciwieństwie także do znacznie łatwiej przyswajalnej plastyki awangardowej!. Oczywiście mowa o popularyzowaniu się nowoczesnej muzyki w kręgach szerszych niż na festiwalach typu naszej warszawskiej jesieni.

Ten przydługi wstęp może przyczyni się do wytłumaczenia faktu, że Opera Poznańska zdecydowała się nawet na operetkę - okrytą zresztą listkiem figowym "opery komicznej". Zdano sobie przypuszczalnie sprawę, że jakaś nowa pozycja "współczesna" będzie miała powodzenie w najlepszym wypadku takie jakiego niedawno zażywał "Peryn". Więc zamiast bruitystycznych grzmotów, w których nasza publiczność jeszcze nie zdążyła należycie zasmakować, wybrano jako przeciwwagę melodyjne szlagiery Johanna Straussa z austriackiego odpowiednika "belle epoque". Orientując się oczywiście także (a może zwłaszcza) na kasowość.

Zważmy jednak iż realizatorzy poznańscy - chociaż i wybitni - ulegli tym razem pokusie, aby rzeczywiście zrobić z operetki operę. Trochę na siłę. Już bowiem przy pierwszym podniesieniu kurtyny skądinąd ładne, "rytmistyczne" dekoracje Stanisława Bąkowskiego są jednakże posępne i sugerują nastrój nawet i dramatu. Ale nie usłyszymy go w muzyce! Nader poważnie pojęła swoje zadanie umiejętnie reżyserująca Danuta Baduszkowa. Jest nawet walka klasowa Cyganów w I akcie i patos ich pracy w II, ale może nie o to chodzi w operetce. Wydaje się, że dopiero w akcie III, owym wiernopoddańczocesarskim a potraktowanym z przymrużeniem oka jako rewia - utrafiono właściwy klawisz.

Przygotował premierę znakomity dyrygent Mieczysław Dondajewski, doskonały w masywne, powiedziałbym ciężkiej monumentalistyce "Legendy Bałtyku". Ale chyba mniej predystynowany do operetek. Zwłaszcza, że jeszcze pamiętamy powabne linie wiedeńskiego walca, nakreślane batutą takiego speca od muzyki lekkiej, jakim był Zdzisław Górzyński. Na plus bieżącej realizacji zapiszemy scenografię Barbary Kasprowicz i Władysława Milona, autentycznie operetkową, fantazyjną, trochę jakby charlestonującą.

W zespole śpiewających solistów góruje pełen blasku materiał głosowy połączony z mistrzowską techniką bel canta u Barbary Zagórzanki, prawdziwej primadonny naszej Opery (Cyganka Saffi i w jednej osobie księżniczka). Ale zauważmy także talent komiczny nieoczekiwanie odkryty u Henryka Łukaszka (handlarz świń), kreacje Kolesińskiego i Romańskiego, interesujący nabytek w postaci Antoniny Kowtunów Dziarsko prezentowali się w huzarskich mundurach nasi rośli tancerze już znowu reprezentacyjnego baletu Opery Poznańskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji