Artykuły

Dramat polityczny

Trzeba pochwalić teatr za trafny wybór pozy­cji repertuarowej. Utwór Broszkiewicza odpowiada bowiem zamówieniu społecz­nemu na współczesną sztukę sceniczną - otwierając nieja­ko dialog pisarza z dwudzie­stoleciem PRL. "Przychodzę opowiedzieć" - to dramat po­lityczny i moralny, który uczciwie acz nie bez gorzkich tonów - pragnie ukazać pol­ską "tragedię optymistyczną" w jej najważniejszych, choć często drażliwych spięciach i konfliktach, jakie poprzedza­ły narodziny Polski Ludowej. Autor podejmuje tu wysiłek odpatetycznienia naszej drogi do socjalizmu poprzez satyryczne konfrontacje polskiej duszy romantycznej, osadzo­nej na pomniku narodowego posłannictwa, duszy liryczno-cierpiętniczej - z polską du­szą przekorną i szopkarską, spoza których nieśmiało wy­ziera kształt duszy racjonalistycznej, zmądrzałej po naro­dowych i społecznych szko­dach. Znajdzie się więc w sztuce Broszkiewicza - Mic­kiewicz ze Słowackim i Nor­widem - odkryjemy echa te­atru Wyspiańskiego, a takie zabrzmi głos filmowego Anty-Piszczyka z "Zezowatego szczęścia" Munka.

Trafnie charakteryzuje to Józef Maśliński w swoim b. wnikliwym artykule do pro­gramu teatralnego, że "ta zorkiestrowana na dramat piosenka o żołnierzu-tułaczu wbiera w siebie dobrze znane wątki narodowe, znane struny potrąca, polemiczne kontra­punkty organizuje, refrenami podrwiwa, aż je przezwy­cięży (podkr. moje JB), aż wybrzmi optymistycznie, pro­sto i po męsku. Nie ponad stan, bez egzaltacji!"

Broszkiowicz "przychodzi opowiedzieć" ustami swego bo­hatera Jana z rocznika 1919 - dzieje dwóch niepodległości, obu naszych ostatnich dwu­dziestoleci, z ich tragicznym intermedium okupacyjnym, ześrodkowanym węzłowo w akcie dramatu powstania war­szawskiego. A więc dzieje, w których dwudziestoletni ochot­nik do walki za ojczyznę - swoją nieświadomą choć z - lekka socjalizującą młodością, karmioną poezją oraz mocarstwowymi sloganami - od­grywa rolą wdzięcznego odzewu na hasła, tuby patriotycz­nej - przekazującej nie wła­sny głos doświadczeń pokole­nia - ale tego pokolenia naj­lepsze chęci i zrywy, obudzo­ne podpowiadaniem rycer­skich historii oraz mitów spod Grunwaldu. "Szli krzycząc: Polska, Polska..." - mówi Jan. Jaka Polska? To pytanie bę­dzie się powtarzało w różnych nasileniach podczas akcji dra­matu. Najpierw odpowiedzią okaże się młodzieńcze, zastane pojęcie Polski, wyrzeźbione z lektur i legend -poparte wyobrażeniami Polski-Ojczyzny, której trzeba bronić przed odwiecznym wrogiem, a także Polski skła­dającej się z mglistych jeszcze, lecz tylko instynktownie od­czuwanych nieprawidłowości społecznych.

O przemianie psychicznej Jana zadecyduje dopiero okupacja i powstanie warszawskie - w mo­mencie, gdy jego faszyzujący do­wódca postawi naszego bohatera przed wyborem dróg. Jedna, to "efektowna, na pokaz z lampasa­mi, z rabatami i buławą... Ojczy­zna musi mieć swój teatr ogrom­ny, więc na tej drodze błyszczeć będziesz grać od kulisy do ku­lisy, role rycerskie, królewskie, hetmańskie i bohaterskie! Bę­dziesz krzyczał: żołnierze! Bę­dziesz wołał: narodzie! Ojczyzna ci z pyska nie zejdzie, aż po dzień wymarszu na emeryturę. Ale nad samym grobem dadzą ci jeszcze brawa, żeś tak pięknie od­grywał narodową szopę i takeś się pięknie nadymał dla dobra masy ciemnej. Ciemnej, więc stę­sknionej za pozorem, czyli bujdą, czyli mitem (...) A druga? Druga jest prawdziwa... (bo)... bić wro­ga, na pokaz i chwałę ojczyzny... to nie znaczy rządzić... Jeśli na­prawdę chcesz dowodzić, dorastać do dowódcy, douczać się do rzą­dzenia... będziesz szukał i koń­czył wroga, ale nie tego którego byle Jasio odcyfrować potrafi. Tego najgorszego, najgroźniej­szego, najbardziej wrogiego: w ł a s n e g o! (...) Naród bowiem, ko­lego, musimy wziąć w objęcia, ale tak, żeby nie wiedział: ojca uścisk to, czy żandarma..."

Lecz Jan, rocznik 1919 - pokolenie, które dorasta i dojrzewa, a przede wszystkim chce już patrzeć własnymi oczami na przeżywaną rzeczy­wistość - musi sobie zadać ponownie pytanie: jaka Polska? Albowiem dwie drogi naszkicowane przez dowódcę - są maskowaniem jednego oblicza, wciąż tego samego oblicza społeczno-politycznego. Z coraz bardziej widocz­nym grymasem fałszu.

Wkraczając w drugie dwudziestolecie, Jan jest bogatszy w wiedzę o życiu. Bogatszy, to nie oznacza jeszcze automatycznej przemiany w rewolucjonistę. Tyle, że pyta­nie: jaka Polska? - przesta­je być pytaniem bezosobo­wym. Mieści się w nim odpo­wiedzialność za los pokolenia, narodu - za przeszłość i za wnioski wyciągnięte z wojny - za postulaty zrodzone z na­rastania świadomości społecz­nej. Nie ma pomników, goto­wych etykietek. Ścieżki do nowej Polski plączą się jeszcze, pośród gąszcza niezałatwio­nych, bolesnych spraw. Ale wyprowadzają z zakłamania i mitów hurra-romantyczności na niełatwy trakt wyrównu­jący gorzkie rachunki historii. Los, tym razem nie ślepy - wsparty wewnętrzną potrze­bą Jana z rocznika 1919 - uczyni z niego udziałowca w tym społecznym obrachunku. Bo symboliczny sąd nad faszy­stą niemieckim i faszyzmem w ogóle - będzie jedynie dopeł­nieniem prawidłowej drogi dawnego żołnierza-tułacza, ja­ko sędziego w PRL. Będzie efektem awansu społecznego - pokolenia i narodu.

Przychodzę opowiedzieć" nie jest po prostu zwy­kłą sztuką sceniczną, z normalną akcją, tokiem fabularnym oraz intrygą. To - moralitet, traktat filozo­ficzny - ale pozbawiony dra­maturgicznych uproszczeń. Mieści się tu cała twórcza droga Broszkiewicza w dra­macie: od "Imion władzy", "Dziejowej roli Pigwy" do "Głupca i innych". Ale ostatni utwór pisarza zawiera najwięcej ambicji artystyczno-ideowych. Dotyka bezpośrednio węzłowych konfliktów polskiej współczesności. Nie jest co prawda dziełem absolutnie do­skonałym. Ma pewne skazy w tworzywie literackim. Przede wszystkim skłonności do reto­rycznego przegadania - lecz w sumie ciężar gatunkowy treści i zaangażowania pisar­skiego przeważają zdecydowa­nie nad drobnymi uchybienia­mi warsztatowymi.

Reżyseria Bronisława Dą­browskiego posługiwała się kontrastowymi ujęciami obra­zów, przeciwstawiając nastrój liryczny i romantyczny - ak­centom drwiny i satyry, iro­nii oraz tragikomizmu -zwią­zanymi z dziejami "Hamle­ta nadwiślańskiego" - a tak­że z polemiką pomiędzy tea­trem pomnikomanii a teatrem narodowego odkłamania spo­łecznego. Były więc w spekta­klu tony ostre, drażniące i przekorne. Pobudzające do twórczej dyskusji i przemy­śleń. Była drapieżność teatru politycznego. To dobrze. Wi­dowisko ulizane, grzeczne, czy po prostu wygładzające na­brzmiałe konflikty - nie spełniłoby swego zadania "po­ruszenia" umysłów, serc i su­mień.

Jedno zastrzeżenie: reżyser mógł skreślić kilka scen zbę­dnych dla toku przedstawie­nia (np. scena niezbyt zrozu­miałego buntu plutonu i koń­cowego rozgadania w wizji Sądu).

Scenografia Wiesława Langego utrafiała w skrótowy, malarski obraz panoramy "bi­twy o człowieka" na prze­strzeni dwóch dwudziestoleci.

Z wielkiej liczby wykonawców należy wymienić odtwórcą roli Jana - Kazimierza Witkiewicza, jako postaci odpatetycznionej ludzkiej w twoich odruchach - a jednocześnie zgodnej z zało­żeniami realizacji scenicznej mo­ralitetu i postawy anty-piszczykowskiej. Nie monolit schematy­zmu, ale żywa - choć dyskusyjna sylwetka pozytywnego bohatera. Bardzo dobrze rozegrał partię fa­szyzującego dowódcy z powstania (Płowego) - Janusz Zakrzeński, zaś tragikomiczną maskę Sierżan­ta - szefa zaprezentował z umia­rem - Eugeniusz Fulde. Dobrze zróżnicowane charakterystyczności postaci kobiecych zarysowały: Maria Kościałkowska (Maria) i Halina Żaczek (Sikorka). Marek Walczewskl był sugestywnym symbolem faszysty i SS-mana, a Gustaw Kron zademonstrował ciekawy epizod w skomplikowanej nie tylko psychologicznie roli Cywila. Przekonywająco zagrał rolę Dezertera - Karol Podgórski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji