Artykuły

Czworokąt

Na małym ekranie w czasie wakacji trwa prawdziwy festiwal Aleksandra Fredry. Po jednoaktówkach "Świeczka zgasła" i "Pierwsza lepsza" przyszła pora na sztuki pełnospektaklowe.

"Mąż i żona" powstała w pierwszym okresie twórczości hrabiego Aleksandra Fredry - prapremierowa inscenizacja miała miejsce 29 kwietnia 1822 roku we Lwowie. Zgodnie uważana jest przez krytyków za jedną z najoryginalniejszych, a już z pewnością najodważniejszych pod względem obyczajowym, sztuk Fredry. Z tą komedią wiąże się ciekawa historia kilku zakończeń "Męża i żony". Otóż nie bez podstaw podejrzewa się, że syn pisarza w pośmiertnej edycji dzieł swojego wielkiego ojca "uszlachetnił" zakończenie i uwodzicielsko-manipulatorskie zapędy pokojówki Justyny nie zostały ukarane, a wszyscy uczestnicy intrygi wspaniałomyślnie sobie wybaczyli. Natomiast stary hrabia w swoim tekście był bardziej konsekwentny wysyłając Justynę do klasztoru. Nie zmieniony pozostał jedynie trójkąt mąż - żona - kochanek.

Oczywiście cała "odwaga obyczajowa" tej sztuki jest już dziś mocno zwietrzała, zwłaszcza w czasach rewolucji seksualnej XX wieku nie mogą już szokować żadne trójkąty, a nawet inne wieloboki, ale trzeba przyznać, że jak na początek XIX wieku - pełen pruderii i zakłamania - Fredro napisał utwór ostry i demaskatorski. Przede wszystkim w tych zalotach uczestniczą nie tylko wyższe sfery, ale i służba. Ale najbardziej wyszydza Fredro obłudę ludzi szlachetnie urodzonych, prowadzących podwójną czy nawet potrójną grę. Ironiczny ton autora dobrze oddają słowa hrabiego Wacława - znanego uwodziciela śmiertelnie znudzonego żoną (ze wzajemnością, zresztą), który powie "Kochamy się wzajemnie i umiemy żyć przyjemnie". Oj, prawda.

W sobotnie popołudnie Teatr Telewizji przypomni starą inscenizację "Męża i żony" przygotowaną przez Bohdana Korzeniewskiego. Reżyser zdając sobie sprawę z anachronizmów obyczajowych sztuki potraktował ją jak sympatyczny, stary bibelot. Wszystkie zaloty miłosne traktowane są z należytym dystansem. Najważniejsza jest piękna, potoczysta polszczyzna. I sposób jej podania jest niewątpliwie największym atutem tej inscenizacji. Profesor Korzeniewski znając całe perypetie z różnymi zakończeniami "Męża i żony" zaproponował jeszcze jedną, własną, wizję rozwoju finałowych wypadków.

W obsadzie znaleźli się czołowi polscy aktorzy, którzy przed laty próbowali swych sił w rolach komediowych. Dzisiaj ani Zbigniew Zapasiewicz, ani Zdzisław Wardejn nie są kojarzeni z teatrem "lekkim, łatwym i przyjemnym", a Maria Lipińska porzuciła już "sułkową" Elizę. Ale obsadzeni przed laty w tej starej komedii dowodzą, że w tatrze najważniejsze jest słowo, a aktor musi umieć je pięknie podać.

(25 lipca, sobota, program I, godz. 14.45)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji