Artykuły

Katastrofa

Pod koniec marca odbędą się pierwsze pokazy najnowszego przedstawienia Krystiana Lupy "Mewa - niedokończony utwór na aktora. Sztuka hiszpańska" według "Mewy"'Antoniego Czechowa i "Sztuki hiszpańskiej" Yasminy Re­zy. Reżyser zapowiada, że spektaklem w Te­atrze Dramatycznym rozpoczyna nowy etap swojej twórczości.

Czy Czechowowi czegoś brakuje, że trzeba go łączyć z Rezą?

Teoretycznie nie, natomiast być może nam zaczyna czegoś brakować w teatrze. Czujemy, że skazani jesteśmy na fałsz, którego pochodzenia nie potrafimy dociec, że zaszły zmiany, które spowodowały, iż podejście do człowieka jest inne, a opowiadanie o nim poprzez opowiadanie historii już się nie sprawdza. Biorę "Mewę" Czechowa, dlatego że jest arcydzie­łem. Dekonstrukcja ma sens tylko wtedy, gdy dokonuje się jej na tekście wzorcowym, niepodważalnym. To sztuka o kondycji aktora i teatru. A tak­że o tym czymś, czego nie udaje się połączyć w aktorze i postaci, co pozo­staje na boku, i czasem mamy wrażenie, że właśnie to jest prawdziwsze od opowiadanej historii. Najnowsza sztuka Rezy również dotyczy schizofre­nii pomiędzy aktorem, opowieścią i kreowaną postacią. Chciałbym, żeby katastrofa, która kończy pierwszy akt "Mewy", stała się kata­strofą głębszą, w której całkowicie tracimy zdolność opowiadania. Żeby depresja, której pozbywamy się w pracy, udając, że jej nie ma, opa­nowała nas jak niedowład. Z tego chcielibyśmy zrobić przygodę teatral­ną. Niech więc katastrofa zdarzy się tekstowi uznanemu za arcydzieło.

Kogo Pan ma na myśli, mówiąc "my"?

Myślę o przygodzie reżysera z aktorami, aktorów z widzami, rozterkach młodych dramaturgów. Skupiamy się na tym, jak opowiadana jest histo­ria, a prawda się wymyka. Stoimy przed wyzwaniem, to rodzaj stresu i buntu wobec tego, co robimy, bowiem czujemy, że zostaliśmy wpędzeni w jakieś oszustwo. Ja przynajmniej mam takie poczucie.

Być może jest to kryzys przesytu. Wszystko, co Pan robi w teatrze, przyjmowane jest bardzo życzliwie, nikt i nic nie stawia Panu oporu.

Jeśli człowiek przez całe życie musi walczyć o akceptację, to nie doświad­cza tego drugiego etapu, jakim jest kryzys. Natomiast jeżeli jakaś przygo­da się spełni, to trzeba go przeżyć. Artysta w człowieku żyje około 20 lat. Po upływie tego czasu trzeba tego artystę z siebie wyrzucić, niech w tym miejscu, jak ząb, rodzi się nowy.

Który to już artysta w Panu?

Trzeci. Pierwszy głęboki kryzys przeżyłem w wieku 40 lat. Mam nadzie­ję, że teraz przeżywam drugi.

Czy jako scenograf również czuje się Pan wyczerpany?

Oczywiście. Okazuje się, że jestem niewolnikiem swojego pokolenia. Z za­wiścią obserwuję, jak radzą sobie młodzi scenografowie, ale nie umiem zre­zygnować z moich estetycznych potrzeb, nawet jeśli wiem, że powinienem.

Jakie są potrzeby "nowej" scenografii?

W teatrze coraz bardziej odchodzi się od kostiumu teatralnego, a siłę ma­ją rzeczy prowokacyjnie nijakie. Kiedyś ubranie ludzkie spełniało w te­atrze rolę syntezy, opowiadało o człowieku. Dzisiaj mało kto odważa się wystawić tragedię grecką w antycznym kostiumie. Współczesny kostium jest ubraniem prawdy i aktorowi coraz trudniej jest osiągnąć ją, odcho­dząc od tego, co się nosi. Od formy ważniejsza jest fizyczność i biologia. Naskórek staje się wyrazem naszej duszy. Jeśli widzowie się nie utożsa­miają na tym poziomie, tracą zainteresowanie dla reszty.

W przestrzeni Pańskich przedstawień zawsze ukryta jest tajemnica. Czy tak będzie również i tym razem?

Tak. Dla mnie niezwykle tajemniczy jest pomysł Czechowa ustawienia w plenerze, nad jeziorem ramy okna scenicznego. W ten sposób Czechow porywa Bogu część natury, zamieniając ją w dzieło sztuki. Jezioro z "Me­wy" jest moim dziełem sztuki (tekst: Agnieszka Berlińska, foto: Radek Po­lak) "City Magazine" jest patronem spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji