Artykuły

Zgasło światło

To nie jest powód do weso­łości, gdy w mieszkaniu gaśnie światło. Człowiek potyka się o własne sprzęty i oczywiście, jak na złość, nie może znaleźć świeczek.

Brindsleyowi Millerowi awaria światła przynosi jed­nak wyjątkowego pecha. Tego bowiem wieczoru Miller ma poznać ojca swej narzeczonej, emerytowanego oficera, który, jak na wojskowego przystało, nie lubi sytuacji niejasnych. By zaskarbić przychylność przyszłego teścia Brindsley, pod nieobecność sąsiada, po­życza jego gustowne meble. Sam Brindsley jest artystą-plastykiem żyjącym pośród swoich awangardowych instalacji. Zainteresowany nimi jest bo­gaty kolekcjoner, który rów­nież zapowiedział swoją wizy­tę. Nieszczęścia jednak cho­dzą parami: zjawia się niespo­dziewanie ów sąsiad, Harold, który z pewnością nie okaże zadowolenia, gdy zauważy brak własnych mebli. Pech Millera sięgnie zenitu, gdy po­jawi się jeszcze jego dawna kochanka, Clea.

Taką to zwariowaną historię przedstawił Peter Shaffer w swojej "Czarnej komedii". Ciemności mnożą perypetie, a widz przez półtorej godziny zrywa boki ze śmiechu. Tea­tralny dowcip komedii Shaffera polega na tym, że światło na scenie oznacza dla bohaterów sztuki ciemność, dla widzów zaś na odwrót. Publiczność obserwuje więc zmagania z mrokiem Brindsleya i jego pro­szonych, i nieproszonych go­ści. Carol, obecna narzeczona, plącze się w telefoniczny sznur, kiedy usiłuje wezwać elektryka. Jej tatuś walczy z bu­janym fotelem. Panna Furnival, nieco zdziwaczała sąsiadka, myli lemoniadę z alkoholem i nagle odkrywa w sobie pociąg do wyskokowych trunków. Wreszcie Harold, który nawet w ciemnościach stara się dbać o swój wygląd, usiłuje przebrać się w zupełnych ciemnościach. Marek Sikora, który wyreżyse­rował "Czarną komedię" w Te­atrze Powszechnym, sytuacyj­ny komizm sztuki Shaffera zainscenizował z niespotykaną inwencją, być może czasami je­go pomysłowość była aż nadmierna. Ale wszystkie gagi mieściły się w konwencji, a przecież "Czarna komedia" uważana jest za szczytowe osiągnięcie gatunku farsowego.

Zasłużone brawa na premie­rze zebrali oczywiście odtwór­cy wszystkich ról, którzy nie tylko po mistrzowsku odegrali komiczne sytuacje, ale także stworzyli przezabawne typy bo­haterów. Pechowego Brindsleya zagrał Piotr Machalica. W rolę wspomagającej go w nieszczę­ściu narzeczonej wcieliła się Agnieszka Kotulanka. Partnero­wali im: Kazimierz Kaczor w roli surowego pułkownika Malketta i Jerzy Zelnik - zniewieściały Harold (to już kolejna ro­la, w której tan aktor ujawnia niemały talent w grze charakte­rystycznej). Elżbieta Kępińska niejako na boku rozegrała par­tię Panny Furnival. Katarzyna Skrzynecka, jako Clea, spotęgo­wała ogólne pandemonium. Ce­zary Morawski zagrał elektryka - miłośnika sztuk pięknych i wreszcie Andrzej Piszczatowski wyczekiwanego do samego końca milionera.

Teatr Powszechny ma więc w tym sezonie swój kolejny hit. W programie do "Czarnej ko­medii" zacytowano Beaumarchais'go: "Niech żyje wesołość! Kto wie, czy świat potrwa je­szcze trzy tygodnie? " W isto­cie nie wiadomo, co będzie z naszym smutnym światem. Możemy jednak nie doczekać nawet tak rychłego jego końca, bo wcześniej umrzemy ze śmiechu - na "Czarnej kome­dii" Petera Shaffera w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji