Artykuły

Postscriptum teatralne

(...)Rola Romulusa należy do tych,o której marzą wielcy aktorzy. Jest,to rola dialektyczna,rozpięta między ekstremami,wiodąca od farsowego komizmu do prawdziwego tragizmu,zneutralizowanego przez komediowe okoliczności. Jest to zarazem rola jakby podwójna,wallenrodyczna,w której aktor kreuje określoną postać,grającą w życiu nie siebie, lecz kogoś innego. Wallenrodyzm tej postaci musi do pewnego momentu pozostać ukryty,jest to więc rola z elementem zaskoczenia. Faza wstępna musi być tak zagrana,aby tkwiły w niej możliwości nagłego a zarazem naturalnego przejścia do fazy drugiej. Błazen i infantylny imbecyl zmienić się musi w filozofa,który rzucił wszystko na szalę błędnej koncepcji, zaangażował się w nią na śmierć i życie. Musi być też w tym człowieku mądrość i odwaga,uznania własnego błędu i pogodzenia się z rzeczywistością. W spóźnionym uznaniu konieczności rozbłysnąć powinna ludzka wielkość,która jawi się nawet w porażce. I wreszcie rola ta musi mieć na sobie piętno grozy,jaka wieje od zapamiętałych monoideistów, nadając ich działaniu konsekwencję ślepą i nieczułą na ludzką krzywdę. Czy można w ogóle połączyć w jednej osobowości elementy tak rozbieżne? Romulus Świderskiego jest szczytowym osiągnięciem tego aktora. W pierwszej części sztuki Świderski gra błazna-mędrca,wykorzystując maskę inspirowaną jakby późnymi portretami Woltera. Uprawia błazenadę inteligentną,nawet wtedy,gdy gra głupca,zachowuje przewagę intelektualną. Wbiega na scenę przygarbiony,drobiąc kroki,jest od początku enfant terrible. Nie jest cesarzem, jest owładniętym przez swe hobby hodowcą kur. Jest też smakoszem. Język jego szybko przebiega po wąskich wargach, kiedy zasiada do stołu. Naprawdę interesują go tylko kury i jedzenie;potrafi się skoncentrować tylko wtedy,gdy mowa o jajkach. Gdy się mówi o sprawach państwowych,oczy jego uciekają w głąb,na twarzy pojawia się wyraz skupianego wysiłku,otwarte usta zaznaczają bezgraniczne zdumienie.Przez pierwsze dwa akty Świderski gromadzi elementy,które nagłym skokiem pozwolą mu przejść w akcie trzecim do wallenrodycznej autodemaskacji. To,co wydawało się w nim zrazu kikutem człowieczeństwa,okazuje się nagle człowieczeństwem pełnym i spotęgowanym. Co wydawało się niewrażliwością,okazuje się mądrym stoicyzmem. Co wydawało się zwykłym ograniczeniem,okazuje się zapamiętałym uporem człowieka,któremu zdaje się,że posiadł prawdę. I może właśnie w tym momencie zarzucić można artyście,że jego Romulus nie jest groźny,że nie wykorzystuje bogatego zasobu asocjacji,jakie ma widz oglądający na scenie fanatyka,który znalazł własną receptę na urządzenie świata. W tej drugiej fazie Romulus Świderskiego jest bardziej ludzki niż groźny. I kiedy w scenie z Odoakerem dochodzi do wielkiego rozczarowania,które przynosi ruinę koncepcji Romulusa i odbiera nagle sens jego życiu i jego ofierze. Świderski korzysta już z tych,wcześniej zarysowanych cech postaci które pozwalają przyjąć porażkę nie histerycznym wybuchem, nie wielkim tragicznym gestem(bo na tragizm w tradycyjnym sensie nie ma tu miejsca)lecz z tym samym spokojem,z jakim musiał znosić ciosy,krocząc drogą fałszywej konieczności. Romulus Świderskiego najmędrszy jest w momencie kiedy pojmuje pomyłkę swego życia. Swoją cykutę wypija z męstwem i godnością Sokratesa,ale i z pogodą,jaką daje odkrycie na dnie klęski długo poszukiwanej prawdy. Ostatnie słowa wypowiada z żarliwą satysfakcją,jak uczony,który dokonując negatywnego eksperymentu uzyskał pewność,że wypróbowana przezeń droga nie prowadzi do celu."Przyjrzyjcie się temu słońcu,które ogrzewało ludzi,aż wreszcie,stojąc w zenicie spaliło świat,a teraz w rękach cesarza jak delikatna kulka rozpada się w nicość". Nie piszę recenzji,mogę sobie pozwolić na luksus odnotowania nie tego,co trzeba,lecz tego co interesujące. A interesuje mnie pani Alicja Wyszyńska, którą pierwszy raz oglądam na scenie. Jej Rea fascynowana młodością i świeżością była,jak trzeba,nie klasyczna,lecz pseudoklasyczna. Pokazywała dwie rzeczy na raz: że w dzisiejszym świecie nie ma miejsca na klasycyzm i że nie ma go na klasyczny tragizm. Scena,w której Rea przy pomocy retora ekscytuje w sobie tragizm i spotkanie z Emilianem wyznaczają szczyty tej roli. W pierwszej scenie Rea jest klasycznie pięknym naczyniem tragizmu,bez wewnętrznej treści. Ma klasyczną szyję i klasyczna kadencję ramion,ale jej gesty są puste. Nie jest Antygoną,bo w dzisiejszym świecie nie ma miejsca na Antygonę. W scenie z Emilianem Rea porzuca nagle gest klasyczny,wyłania się z niej dziewczyna, która straciła kochanka,lęk pomieszany z radością odkrycia kulminuje w okrzyku. Pani Wyszyńska porusza się z muzyczną płynnością,jej oczy mają światło i wyraz,sylwetka lekkość i harmonie. Intonacja,jakiej używa jest ciepła,pełna i nie wymykająca się kontroli Rea zagrana została z dystansem wobec postaci, zdradzającym trafność i inteligencję ujęcia. Jeszcze usłyszymy o tej aktorce. Przekład Ireny Krzywickiej wykazuje brak decyzji stylistycznej. Waha się między trochę sztywną literacką poprawnością a Wiechem. Oryginał cechuje większa potoczystość i naturalność,i słabiej zarysowana amplituda stylu. Uderza nieczułość na intonację uczuciową i dynamikę frazy."Trzeba wyrzucić takiego cesarza". - Tak oddaje tłumaczka dramatyczny okrzyk Emiliana zawierający w sobie bezwarunkowy imperatyw i stanowiący emocjonalny pointę aktu: "Dieser Kaiser muss weg!"

***

"Romulus Wielki" Durrenmatta w Teatrze Dramatycznym jest najwybitniejszym wydarzeniem bieżącego sezonu w dziedzinie dramaturgii współczesnej. Kiedy prawie przed trzema laty zacząłem propagować w Polsce twórczość Durrenmatta i Fricha,wydawało się,że głos mój,odosobniony,pozostanie bez praktycznego echa. "Wizyta starszej pani" dość długo czekała na realizatora. Dopiero teatr Mellera,jedyna bodaj scena w Warszawie która ma odwagę wyraźnego akcentowania swoich gustów repertuarowych,odważył się zrobić początek. Dzisiaj,po ogólnopolskim sukcesie "Wizyty",po rezonansie, jaki miał telewizyjny "Jesienny wieczór",po ostatniej wreszcie prapremierze "Romulusa" - mówić można o modzie na Durrenmatta. Ta rosnąca popularności szwajcarskiego dramaturga będzie wymagała ze strony krytyki wyjaśnienia wielu zagadnień,jakie implikuje twórczość niemieckiej awangardy. Próbowałem dać wstępne interpretacje,sprawa wymaga jednak bardziej detalicznego rozważenia. Powrócę do niej w następnych artykułach. Teraz jednak trzeba wyrazić podziękowanie Teatrowi Dramatycznemu,że forsując Durrenmatta daje krytyce asumpt do wyciągnięcia na szersze forum problematyki o zasadniczym znaczeniu dla współczesnej literatury. Zamiar wystawienia "Zamku" Kafki w adaptacji Broda zapowiada,że jeszcze nieraz będziemy mieli powód do podnoszenia wybitnej roli sceny Mellera w naszej kulturze teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji