Artykuły

Gra z cieniem

25 stycznia

Dla ich olśniewającej inteligencji, językowej urody oraz uczuć i nastrojów skrajnych, a tak dla epoki romantyzmu charakterystycznych, a też i trochę dlatego, że sporo w nich niezamierzonego humoru - dość często zaglądam do listów Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej, bo w nich i w listach do najbliższego przyjaciela, Jerzego Lubomirskiego, osobowość autora najwszechstronniej się ujawnia i utrwala.

Właśnie dzisiaj zajrzałem do II tomu listów do Delfiny i tam w liście pisanym z Warszawy z datą 17 listopada 1843 roku natrafiłem na fragment następujący:

"Ach! Boże, za jedną taką godzinę wzniesienia się ileż to innych zatrutych, zagorzkowanych. Nic koło siebie nie widzę prócz ślepych instynktów zwierzęcych lub podłości, lub głębokiego głupstwa w ludziach. Rozmowy ich ciążą mi na powiekach, zamiary ich, choć ubrane frazesami, tylko do napełnienia kieszeni dążą i kiedy obnażam ich z tych strojów, naga tylko obrzydliwość zostaje. Są straszne na tym planecie tajemnice w samym rdzeniu natury człowieczej - miałaż by być istotnie przeklęta?"

Lecz niedawno, bo przed trzema zaledwie tygodniami pisał z Gdańska:

"Mój Aniele! Wczoraj przez dzień cały zbijałem nogami bruk gdański szukając czegoś, co by przesłane do Berlina i wzięte przez Augusta (Cieszkowskiego przyp. mój) mogło się do Ciebie dostać. Nic, nic, nic, już rozpaczałem, kiedym trafił na łabędzie puchy i przypomniał sobie, że lubisz Twojej peleryny miękkość, ciepłe te skórki, białe, potulne, z Islandi, jak twierdzą. Lecz nowa trudność, jakżesz obarczać skórkami Augus­ta, jak kupca, i granice francuską tak obładowanemu kazać przejeżdżać, kiedy jeszcze nie własnym wybiera się w tę podróż powozem! Na to rada taka - wielką kołdrę, podbitą jedwabną materią, z tych skórek kazałem uszyć. August uda ją za własną i w kufer ją swój włoży, a gdy ją odbierzesz, uczynisz z niej, co zechcesz, utrzymasz ją jako kołdrę lub przemienisz ją na dywanik do kładzenia nóg rano, lub też rozszyć każesz i będziesz miała futerko do salopy lub kacabajki. Uszycie tego pomysłu łabędzianego mego zatrzyma mnie do jutra wieczór tu, w nocy wyjadę, pojutrze rano w Marienwerder złożę homagialną przysięgę z Kleszczewka królowi pruskiemu, a pojutrze będę nocował w Opinogórze. Potem do Warszawy - aż mnie dreszcz chwyta, gdy pomyślę o niej."

Niezmiennie mnie zachwyca ta niebywała zdolność Krasińskiego do przeobrażeń i łatwość, z jaką z wysokości myślowo-uczuciowych schodzi do praktycznych poczynań realizując je z doświadczeniem starego praktyka obdarzonego ponadto olbrzymią fortuną. I to jedno słowo: "zagorzkowany". Jakie piękne!

"Słownik Języka Polskiego", podobnie jak Lindego, zna tylko czasownik: zagorzknąć - stać się gorzkim; zagorzknieć. U Krasińskiego, jak u niejednego wielkiego prozaika, przydarzają się językowe nowotwory nie zawsze szczęśliwe, sztuczne i pretensjonalne, lecz gdy utrafi w prawdziwy duch polskiej mowy - odnajduje słowa nieomylnie świetne.

27 stycznia

Pokusa jest to pragnienie, któremu nie udzielamy pełnego przyzwolenia. Jest więc kondycją konfliktową, choć charakter tych przeciwieństw, stopień ich natężenia, trwania oraz ostatecznego rozstrzygnięcia bywa bardzo różny, można by powiedzieć, iż za każdym razem jedyny, jakkolwiek w owych sytuacjach mogą się powtarzać elementy te same. Wydaje się, iż właśnie te ostatnie znamiona podobieństw, uznawanych niekiedy za identyczność, sprawiają, iż człowiek tak stosunkowo łatwo ulega złudzeniu, skłaniając się ku zacieraniu różnic, aby uprościć w ten sposób nie tylko własną egzystencje lecz i własną osobowość. Tymczasem na naszą niezakwestionowaną jedność składa się nieprzebrana wielość odmienności, nadając każdemu przeżyciu i każdemu uczynkowi cechy niepowtarzalności. Egzystujemy w nieustannym ruchu i w zmiennej migotliwości, co sprawia, iż na podobieństwo jednego ze współczesnych modeli świata, granice naszej osobowości jak gdyby wciąż się rozszerzały, przekształcając się w pewnym momencie w stan śmierci, więc w stan, którego zrozumienie przekracza nasze możliwości poznawcze. Materialistyczny w tej mierze osąd nie uwzględnia ograniczonego charakteru naszego poznania rzeczywistości. Mogę sobie wyobrazić (ale tylko wyobrazić), iż mózg ludzki nadaje fale, które, być może, nie giną i trwają. Czemu nie miałbym przypuszczać, iż myśl ludzka żyje i trwa w tej właśnie postaci niewidzialnej i również niesłyszalnej?

28 stycznia

W dzisiejszym Teatrze Telewizji Andrzej Łapicki sprezentował błahą jednoaktówkę Fredry "Zrzędność i przekora", która dzięki jego reżyserii oraz świetnemu aktorstwu (Bronisław Pawlik, Wiesław Michnikowski, Joanna Szczepkowska oraz Mirosław Konarowski) stała się przez godzinę wielce radującą i wesołą atrakcją. Szczególną uwagę zwraca w tym spektaklu całkiem, jak dotąd, nieoczekiwane możliwości artystycznego wyrazu, jakie kryje w sobie talent Joanny Szczepkowskiej. W kilku fragmentach fredrowskiej komedyjki pokazała, iż przy swojej słodkiej i niewinnej buzi mogłaby z powodzeniem zagrać Kasię z "Poskromienia złośnicy".

A jeśli już o młodych aktorach mowa warto wspomnieć i o czwórce najmłodszych (Joanna Pacuła, Hanna Bieluszko, Jan Frycz i Andrzej Pieczyński) dzięki którym sprawnie przez Stanisława Jędrykę zrealizowany serial "Zielona miłość" oglądało się z zainteresowaniem. To chyba młodzież bardzo zdolna. Ale szczególnie w tym serialu imponuje znakomita kreacja Mieczysła­wa Mileckiego w roli lekarza. Stary lew pokazał co potrafi! Ale ten stary lew wciąż w moich oczach pozostaje młodym Mieciem Mileckim, kiedy to wraz z Józkiem Kępą, który zginął w czasie powstania, pracował był jako barman w niezapomnianym "Znachorze" na Boudena. Gospodarzem lokalu był Karol Adwentowicz; Wojciech Brydziński sprzedawał papierosy, a gospodarkę kuchenną prowadziły: Ewa Kunina oraz Irena Grywińska. Czasy te się rozdzielają, łączą i nigdy nie sposób przewidzieć, kiedy na czas teraźniejszy nałoży się miniony.

2 lutego

Niedostatki oraz utrapienia udręczają ludzi na różne sposoby, a niektóre tak wymyślnie ujawniają się w powikłanym rozsianiu drobiazgów, iż niejednokrotnie na podobieństwo drobnoustrojów bakteryjnych i wirusowych trudne są do zauważenia "gołym" okiem, nie atakują wprost w sposób skoncentrowany i gwałtowny, lecz ofiarą nieświadomą charakteru schorzenia zżerają powoli, za to stale.

Powiedzmy: Feliks, choć to wcale nie jest jego imię. Lecz niech będzie - Feliks. Więc ten młody człowiek w bardzo, jak się wydaje, słabej mierze zdaje sobie sprawę z charakteru i z przyczyn swego osamotnienia. Jest spragniony ciepłych i przyjaznych uczuć, lecz nie potrafi wyjść ludziom naprzeciw, co stawia go w przykrej i niełatwej sytuacji człowieka, który nie może być lubiany i rzeczywiście lubiany nie jest. Znalazł się w kole zamkniętym, sam jak zaklęty i ze skazą przenikającą całą jego osobowość. Gdyby znalazł się ktoś, kogo nie zniechęciłby jego chłód istoty zamkniętej w sobie i przekroczył zaczarowany krąg - zapewne znalazłby odpowiedź gorącego odwzajemnienia. A może już nie? Może nieszczęśnik już przekroczył ową trudną do zauważenia granicę, która sprawia, iż choroba jeszcze uleczalna wczoraj, już dzisiaj stała się nieuleczalną?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji