Artykuły

W poszukiwaniu tożsamości

- Lubię moją rzeczywistość składającą się z dwóch różnych światów. Oprócz pisania mam pracownię architektoniczną, uczę na politechnice. To porządkuje mi życie - mówi dramaturg KRZYSZTOF BIZIO, którego "Fotoplastikon" pokaże Studio Teatralne TVP 2 w niedzielę, 27 listopada.

O czym opowiada "Fotoplastikon"?

Krzysztof Bizio [na zdjęciu]: O pewnej XIX-wiecznej kamienicy i jej mieszkańcach. Jest spojrzeniem na historię przez ludzkie losy. Początkowo założyłem, że akcja dramatu toczy się w Szczecinie. Lecz gdybym pisał o konkretnym mieście, musiałbym wpleść dużo więcej faktografii. Pozostałem więc przy tym, co dla mnie najważniejsze - pokazywaniu złożoności relacji międzyludzkich.

Co pana fascynuje w XIX-wiecznych kamienicach - jako autora i architekta?

Szczecin ma swój genius loci. Jego istotą są ciągłe przeprowadzki, których doświadczali przez stulecia kolejni mieszkańcy. Byli przyzwyczajeni do życia na walizkach, nieustannego oczekiwania, kiedy historia nakaże im wyjazd. Szczecin wielokrotnie przechodził z rąk do rąk - był miastem szwedzkim, francuskim, niemieckim, polskim. Przeżywał wielki boom budowlany po 1880 roku, kiedy powstało nowe wspaniałe śródmieście. Skala tego przedsięwzięcia była ewenementem europejskim. Te piękne kamienice są frapujące jako niemi świadkowie historii, od niemieckiego rozkwitu III Rzeszy, stalinizmu, przez socjalizm. Wciąż trwa proces akceptacji skomplikowanych dziejów Szczecina. Jedna z głównych promenad miasta, Wały Chrobrego, powstała na początku XX wieku dzięki niemieckiemu burmistrzowi Hakemu. W czasie niedawnego remontu Muzeum Narodowego na budynku odkryto oryginalną nazwę ulicy: Hakenterrasse. Rozgorzała dyskusja, czy napis należy zatynkować, czy eksponować. Stanęło na zatynkowaniu. Uważam, że to błąd. Historii nie można wymazywać. Opowiadam o tym dlatego, że mieszkańcy Szczecina muszą wciąż określać swoją tożsamość. I nie zawsze jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić.

Lubi pan podsłuchiwać ludzi?

Moje pierwsze teksty rzeczywiście były reakcją na rzeczywistość, jak w przypadku "Porozmawiajmy o życiu i śmierci". Było tam dużo podsłuchiwania, cytatów. To, co piszę teraz, jest także realistyczne, ale bardziej przepuszczone przez moje emocje. Coraz mocniej interesuje mnie tworzenie języka opartego na rzeczywistości, ale jednak trochę wymyślonego. Nie chodzi tu o nowe słowa, ale prostą, czytelną rytmikę zdania.

Bardzo precyzyjnie konstruuje pan swoje dramaty, za każdym razem szukając przede wszystkim formy. Jak zatem wytłumaczy pan fakt, że zostawia reżyserom wolną rękę i łatwo zgadza się na zmiany?

Reżyser wybiera dramat, bo sam coś chce powiedzieć. I dobrze, gdy dokłada własną barwę. Musi jednak mieć dobrą wolę i być zaangażowany emocjonalnie. Wtedy powstają rzeczy niesamowite, czasem karkołomne. Na przykład "Toksyny", napisane na dwóch mężczyzn, w jednym z berlińskich teatrów pod nieco zmienionym tytułem zostały zagrane przez trzy kobiety. Kosmiczna konstrukcja, ale o spójnej koncepcji. Najbliższe moim wyobrażeniom są zazwyczaj realizacje Tomasza Mana, który podobnie rozumie świat.

Co pana najbardziej interesuje w teatrze?

Jego kameralność, kiedy poprzez niebywały kontakt emocjonalny pomiędzy aktorami a widzem przebłyskują chwile prawdy. Teatr jest trochę jak budowanie wyrafinowanych rzeźb z piasku. Długo je wznosimy, a potem przychodzi podmuch wiatru i wszystko jest już tylko wspomnieniem. Owa ulotność jest wspaniała.

Czemu lubi się pan zajmować ludźmi przegranymi, pogubionymi?

Częściej tymi ostatnimi. W dzisiejszym świecie łatwo stracić orientację. Wymaga od nas znacznie więcej niż kiedyś - często trudno odnaleźć się wśród pośpiechu, zanikającej hierarchii wartości, nachalności wszechobecnych reklam "lepszego" świata. Można przyjąć taki styl jak Amerykanie - "keep smiling", ale to powoduje pewnego rodzaju wewnętrzne zakłamanie.

Co się stanie, jeśli pańska literacka pasja weźmie górę nad życiem zawodowym architekta?

Ostatnio pytał mnie o to dziekan mojego wydziału. Nie wyobrażam sobie jednak, bym wstawał rano tylko po to, by zajmować się pisaniem. Miałbym poczucie, że czas przecieka mi przez palce. Lubię moją rzeczywistość składającą się z dwóch różnych światów. Oprócz pisania mam pracownię architektoniczną, uczę na politechnice. To porządkuje mi życie.

* * *

Piotr Łazarkiewicz , reżyser spektaklu:

"Fotoplastikon" został napisany jako słuchowisko radiowe. Dla potrzeb telewizyjnej realizacji trzeba było dokonać kilku zmian. Bohaterem opowieści są czas i miejsce. Autor wymyślił Szczecin, zdjęcia powstały we Wrocławiu, ale to miasta o podobnej przeszłości. W każdej z pięciu scen dziejących się od 1919 roku aż do dzisiaj katalizatorem zdarzeń jest obca osoba pojawiająca się w domu bohaterów. Jest to więc spektakl i o tym, że przypadkowo spotkany człowiek może nam pomóc uświadomić, kim naprawdę jesteśmy. "Fotoplastikon" to pięć różnych filmów, które zostały sfotografowane w sposób charakterystyczny dla lat, w jakich mają miejsce poszczególne sceny. Autor potrafi bardzo precyzyjnie opisać skrawek świata, nie boi się stanów pomiędzy czernią i bielą. Jego bohaterowie są pełnokrwiści i wiarygodni.

Emisja "Fotoplastikonu": 27 listopada, TVP 2, godz. 23.15

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji