Artykuły

Nie uchodzi...

W swoim czasie zagrano "Damy i huzary" Fredry w Związku Radzieckim z sukcesem inter­pretując w duchu komedii muzycz­nej, a nawet operetki. Na obecną inscenizację tej sztuki w Teatrze Na Woli mogła mieć wpływ wieść o tamtym eksperymencie, ale też mógł zupełnie niezależnie wpaść na po­dobny pomysł reżyser Zbigniew Wró­bel, wspomagany przez scenografa Michała Czernaewa, korzystając z muzyki Zbigniewa Bagińskiego. Tekst Fredry został wzbogacony pieś­niami narodowymi, dodano osoby mimiczne, orkiestrę a nawet żywe ptactwo domowe co jest już dość ogranym efektem. Widowisko znacz­nie odbiega od tradycyjnie stylizowa­nych wersji. Uniknęło się w ten spo­sób muzealności lecz zapłaciło za te wyświeżenia zbytnim rozciągnię­ciem widowiska w czasie.

Siłą sztuk Fredry nie jest ani fi­lozoficzna głębia, ani psychologiczne rewelacje, lecz znakomita logicznie zwarta kompozycja dowcip sytua­cyjny i wdzięk dialogów. W obec­nym ujęciu w Teatrze na Woli to, co w zamiarze miało służyć lekkości, zaciążyło przez przedłużanie sytuacji oraz krzykliwość. Sądzę, że gdy się gra tak swoistego klasyka jak Fred­ro zbytnio pomagać mu uzupełnie­niami po prostu "nie uchodzi", jak mówi Kapelan grany przez Mariana Rułkę.

Zagrały swe role bardzo efektownie i zgodnie z naszym wyobrażeniem o stylu Fredrowskim Barbara Horawianka, Danuta Nagórna i Barbara Rachwalska jako Panna Aniela, Pani Dyndalska i Pani Orgonowa, oraz Józef Fryźlewicz jako Major, gdybyż mu tylko nie kazano myć nóg na scenie.

Przedstawienie bawi, ale czy zabawa nie jest zbyt łatwa? I te wstawki, strzępiące tekst Fredrowski, czasem ni przypiął ni przyłatał, jak piosenka o Aniele Stróżu i finałowa w stylu zbyt na serio heroicznym. Nie uchodzi...

RÓWNIEŻ każdy sobie grał co innego w "Świeczniku" Musseta pokazanym w Teatrze Współczesnym w przekładzie Boya,| reżyserii Krzysztofa Zalewskiego i scenografii Wojciecha Wołyńskiego.

Właściwe nuty komediowe mieli tylko Marta Lipińska i Mirosław Konarowski w rolach Joanny i Fortunia, aczkolwiek z przechyłem w stronę sentymentalizmu co zresztą mieści się w poetyce Musseta.

Natomiast Wiesław Michnikowski zagrał w stylu zdecydowanie kabaretowym, co bądź co bądź jest sprzeczne z tą psychologiczno-romantyczną komedią, zaś Krzysztof Kowalewski był oficerem dragonów nie z romantyczno-ironicznej komedii, lecz z farsy. Jeżeli w tym czworokącie wy­stępują trzy ugruntowane sławy aktorskie i jeden początkujący, ale jak się zdaje bardzo rzetelnie traktują­cy rzemiosło, a w rezultacie przed­stawienie rozbiegło się na zasadzie "jedni do Sasa, drudzy do Lasa", to znaczy, że reżyseria nie opanowała "zaprzęgu"

W "Świeczniku" Musseta nie ma postaci odpowiadającej Kapelanowi. z "Dam i huzarów". Ale gdyby ktoś taki był i to choćby w stylu typo­wego francuskiego "labusia", to by powiedział za Rułką: "nie uchodzi..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji