Artykuły

Twórca z galerii osobowości

Tadeusz Kantor, jeden z najważniejszych artystów XX wieku, był jak meteor: spadł w sam środek polskiej sztuki, rozbłysł i zniknął. Próbujemy odnaleźć go w nowej siedzibie Cricoteki - pisze Dawid Karpiuk w Newsweeku.

Masywny drewniany krzyż wsparty na konstrukcji przypominającej drewniany rowerek. Opis: "Krzyż. Jego ślad głęboki i inny. Niecodzienny (...). Widziałem go na każdym kroku, w kościele, na cmentarzu". Parę kroków dalej Trąba Jerychońska: "Coś bardzo dziwnego. Ni to instrument - trąba (...). Ni to maszyna oblężnicza pod murami Jerycha - cyrkowy wózek popychany przez zrozpaczonego Rabina". Obok "Staruszek z rowerkiem (...) żałosną i pogruchotaną zabawką z lat dziecinnych... odbywa na nim stałe promenady nocne, jedynie miejsce dziwnie się skurczyło do klasy szkolnej wokół ławek... i nie on sam siedzi na tym dziwacznym wehikule, lecz rozkrzyżowane martwe dziecko...".

Trąba Sądu Ostatecznego z happeningu "Gdzie są niegdysiejsze śniegi", Rowerek z "Umarłej klasy" i Krzyż ze spektaklu "Wielopole, Wielopole" - to trzy z dwudziestu czterech eksponatów wystawy w Cricotece przy ul. Nadwiślańskiej w Krakowie. Tadeusz Kantor, ich twórca, Cricotekę założył po to, żeby coś po sobie zostawić. W ubiegłym tygodniu, prawie 25 lat po jego śmierci, otwarto jej nową siedzibę.

Zobowiązania wobec epoki

Wielki neurotyk. Artysta totalny. Opętany przez śmierć, przemijanie, sztukę, utracone dzieciństwo. Mówi się o nim, że zostawił po sobie galerię osobowości. Artystów, dziwaków, pasjonatów, wariatów rozsianych po całym świecie. W Krakowie widać ich najlepiej.

- Podoba się panu nowy budynek? - pytam Wacława Janickiego. Janicki jest historykiem sztuki, szlifierzem diamentów, przede wszystkim jednak aktorem teatru Cricot 2, w którym - wraz ze swoim bratem bliźniakiem Lesławem - występował od 1966 do 1991 roku.

- Nawet go otwierałem - uśmiecha się.

- Kantor nazwałby to ambalażem, opakowaniem. To się zgadza z jego filozofią. Stara, dosyć ładna elektrownia opakowana w rdzewiejącą prostokątną konstrukcję. Czy by mu się spodobała? Myślę, że tak. Mnie się podoba.

- To nowe miejsce ma być kontynuacją idei Kantora - mówi Małgorzata Paluch--Cybulska, historyk sztuki z Cricoteki, która oprowadza mnie po budynku. Już dziedziniec robi wrażenie: surrealistyczna przestrzeń z lustrami, rdzewiejącą elewacją, kominem elektrowni wystającym spomiędzy betonu i szkła. - Kantor zawsze chciał mieć muzeum. Przy Kanoniczej 5, w starej Cricotece, było za mało miejsca, marzył o większej przestrzeni. Zostawił wiele wskazówek, szkice, teksty teoretyczne.

Bracia Janiccy poznali Kantora w Galerii Krzysztofory, gdzie od końca lat 50. działał teatr Cricot 2. Miejsce, obrosłe legendą awangardowej Grupy Krakowskiej, przyciągało artystów i studentów. - W Krakowie były wtedy trzy ważne miejsca - mówi Janicki. - Jazz Club na świętego Marka, Piwnica pod Baranami i właśnie Krzysztofory. Do Jazz Clubu i Piwnicy żeśmy się nie nadawali - trzeba było umieć śpiewać, grać na czymś... A Kantor, który w Krzysztoforach robił happening "Linia podziału", spojrzał na nas któregoś dnia i spytał, czy nie chcielibyśmy wziąć udziału. Jasne, że chcieliśmy. I od tego się zaczęło.

Kantor, przed wojną student krakowskiej ASP, pierwszy teatr założył jeszcze w czasie okupacji. Podziemny Teatr Niezależny wystawił "Balladynę" Słowackiego i "Powrót Odysa" Wyspiańskiego; spektakle grano w mieszkaniach krakowskich artystów. Po wojnie pisał gorączkowo: "Nie widzę już kształtu człowieka. Jego kształtu zewnętrznego, który zawsze był identyfikowany z życiem, samo życie staje się podejrzane, jego istota zbyt upraszczana dotychczas i sprowadzana do banalnego obrazu. Czuję powiew Śmierci, tej Pięknej Pani, jak ją nazywa Gordon Craig. Czy przypadkiem nie Ona rządzi w sztuce".

Nieustannie eksperymentował. W malarstwie, w teatrze. Cricot 2 jako pierwszy powojenny teatr wystawiał Witkacego. Witkacy, Wyspiański i Schulz - trzej idole i trzy artystyczne pasje Kantora. Przez całą Europę przewalała się w tym czasie awangarda. Kantor w swoim "Credo" pisał: "Nie ogląda się dzieła teatru jak obrazu dla estetycznych wzruszeń, ale przeżywa się je konkretnie. Nie mam żadnych sztucznych kanonów, nie czuję się związany z żadną epoką przeszłą, są one dla mnie nieznane i nie ciekawią mnie. Czuję tylko wielkie zobowiązanie wobec epoki, w której żyję i wobec ludzi żyjących obok mnie".

Ławka dla Janickich

- Patrzę na spis naszych podróży... - Wacław Janicki kartkuje "Dziennik podróży z Kantorem 1979-1990", w którym wspólnie z bratem dzień po dniu spisywali historię Cricot 2. - Sporo jeździliśmy po świecie, ale nie dało się tego przeliczyć na pieniądze. To nie było przedsiębiorstwo, to miało przynosić nowy świat. Nie można było na scenie grać, trzeba było być obecnym. Jak byliśmy szatniarzami w "Nadobnisiach i koczkodanach" to musieliśmy być nimi naprawdę. To było niezwykle trudne, ale satysfakcja ogromna.

Janiccy byli jedynymi polskimi artystami, których na początku lat 70. zabrał do Paryża, gdzie pracował nad "Szewcami" Witkacego. Spektakl nie spodobał się ani krytykom, ani publiczności, zagrano go ledwie dwadzieścia razy, recenzje były lodowate. Kantora krytyka zawsze mocno bolała. Wściekał się, że Paryż nie dorósł do awangardy.

W tym czasie Janiccy dostali propozycję zagrania w "Potopie" Jerzego Hoffmana. Na planie przeszli szkolenie, nauczyli się szermierki, jazdy konnej, zobaczyli ogromną machinę filmowej superprodukcji. To była wielka przygoda i trochę odpoczynku od ciągłego napięcia, w którym działał Cricot 2. Kantor nie chciał ich potem znać. - Powiedział, że z teatru można iść do filmu, ale z filmu do teatru już nie - mówi Janicki. - Przestaliśmy dla niego istnieć. Bardzo to było bolesne.

Tym bardziej że niedługo później zaczął próby do "Umarłej klasy". - Podglądaliśmy je. Okropne to było, wiedzieć, że nie można w tym wziąć udziału. Czy mu mieliśmy za złe? No jak to? Jak się człowiek ześwinił i poszedł do filmu, to już nie ma powrotu do Cricot. Tam, proszę pana, była prawdziwa sztuka.

Próby do "Umarłej klasy" w piwnicznych wnętrzach Krzysztofo rów trwały miesiącami. Spektakl, jeden z najważniejszych w dorobku Kantora, w ciągu siedemnastu lat wystawiono półtora tysiąca razy.

- Dwa dni przed premierą spotkaliśmy go przy Rynku, szedł Szpitalną i, jak gdyby nigdy nic, mówi: "A, dzień dobry panom! Zapraszam na premierę!" - opowiada Janicki. Po pewnym czasie Kantor wybaczył braciom filmową przygodę i pozwolił dołączyć do obsady "Umarłej klasy". - Któregoś dnia zrobił zebranie zespołu i mówi: "Panic Jasiu, proszę dla Janickich zrobić ławkę!" Włączył nas do tej historii. Graliśmy już u niego do końca.

Sztuka to jest walka

"Ile klęsk poniosłem, gdy moje obrazy wyrosłe z tej irracjonalnej idei zamykały się w końcu również i w moim przekonaniu umierały" - pisał Kantor. "Powinienem konsekwentnie te martwe zwłoki dzieł grzebać i niszczyć albo zawieszać je jak żałobne chorągwie. Nie robiłem tego. Pozostawała jako coś bardzo nieprzemijającego, ostra świadomość idei, jak message z tamtej strony Styksu. A obok pojawiała się wierna w takich momentach śmierć. Jakby mówiła, że czekają mnie głębsze przeżycia. Z nią u boku".

- Byłem jednym z pierwszych widzów "Umarłej klasy" - opowiada Krystian Lupa, który jako student wziął udział w pierwszej, eksperymentalnej próbie z publicznością. - Miałem poczucie, że dzieje się coś niesamowitego. Kantor był moim idolem, przez długi czas byłem uzależniony od jego wizji świata, strategii działania z aktorem. Niesamowicie pociągała mnie ta energia, którą uzyskiwał terrorem, postawieniem aktora w sytuacji opresji, wyobrażeniem, że wszyscy żyjemy w stanie jakiegoś ciągłego zagrożenia. Wywarł ogromne piętno na teatrach. Stworzył swoją metafizykę, wszedł w przestrzeń Schulza, Witkacego, w to przejście z XIX wieku w wiek XX.

Był artystą outsiderem. Takim, którego się podziwia, ale niełatwo z nim rozmawiać. W wywiadach narzekał, że środowisko nie zwraca nań uwagi, że nikt nie zaprasza go do dyskusji o kondycji polskiego teatru. Gardził artystami "etatowymi". - Nie bez racji aktorzy do XIX wieku nie byli chowani na cmentarzach. Artysta jest poza społeczeństwem i wtedy się najlepiej czuje, ma pozycję, która pozwala mu na czyste działanie - mówił w jednym z wywiadów. - Artysta powinien mieć przed sobą mur, w który powinien bić głową. Sztuka to jest walka o wolność, jeżeli nie ma tej walki, nie ma sztuki.

Bywało, że wywiady kończyły się awanturami. Dziennikarce Polskiego Radia Annie Retmaniak próbował zabrać magnetofon, krzycząc: - Jeśli to się ukaże, to ja panią ukarzę! Pani należy do tego gatunku analfabetów, którzy nie mają pojęcia o teatrze i robią wywiady o teatrze! To jest bezczelność!

Po "Umarłej klasie" tworzył kolejne wielkie spektakle: "Wielopole, Wielopole" (1980), "Niech sczezną artyści" (1985), "Nigdy już tu nie powrócę" (1988) i "Dziś są moje urodziny"

Tego ostatniego nie dokończył. Zmarł w grudniu 1990 roku, w trakcie jednej z ostatnich prób. Co roku w rocznicę jego śmierci bracia Janiccy pojawiają się na ulicy Kanoniczej jako "Chasydzi z deską ostatniego ratunku".

- "Urodziny" robił, wiedząc, że odejdzie - mówi Janicki. - To było bardzo głębokie i jednocześnie bardzo proste. Chodziło o życie. I o to, że ono się kończy. Żył dla sztuki.

Pisał: "Brak życia, tego tak uproszczonego przez naturalizm i materializm, brak rozkazów wysyłanych z naszego mózgu, które powodują działania rozumne. Ten brak, początkowo bluźnierczy, stał się moim wyznaniem wiary"

Naprawdę istnieją

W swojej sztuce drążył niepokoje i obsesje XX wieku - traumę wojny i Holokaustu, egzystencjalną niepewność, melancholię, pytania o granice i sens sztuki. Dołączył do swoich bohaterów, Witkacego i Schulza, gigantów polskiej sztuki, którzy na zawsze pozostali osobnymi zjawiskami.

- Kantor należy do XX wieku - mówi Krystian Lupa.

- Będzie przedmiotem kultu, ale nie jest dzisiejszy. Trudno powiedzieć, że dziś mówi nam coś nowego o świecie. Ta XIX-wieczna metafizyka, te niesłychanie wykreowane postacie... Dziś teatr poszedł w inną rzeczywistość. Nie jest tak, jak przepowiadał Witkacy, mówiąc, że nastąpi śmierć metafizyki. Ale młodych twórców interesuje człowiek bezwolny, upychający po kątach swoje głębsze przeżycia. Coś się bardzo zmieniło. Niezależnie od tego, jak bardzo tęsknimy za Kantorem, to jest on reliktem, obiektem inspiracji jak Witkacy. Ale to nie oznacza, że nie wróci. Był zbyt potężny, by po prostu zniknąć.

- Kantor wymyka się definicjom, nie da się go jednoznacznie zinterpretować - mówi Małgorzata Paluch--Cybulska. - Jego genialne dzieła wciąż rujnują wszelkie metodologie i próby interpretacji. Konstruując wystawę stałą, mogliśmy pokazać Kantora takim, jakim go widzimy dzisiaj, ale to jest szalenie trudne. Właściwie to powinniśmy zrobić wystawę o tym, jak bardzo niemożliwe czy karkołomne jest zrobienie jego wystawy stałej.

- To, co robimy, to próba uchwycenia jego geniuszu - mówi Natalia Zarzecka, dyrektor Cricoteki. Współpracowała z Krzysztoforami od liceum. Pisała prace o Kantorze, robiła o nim doktorat, nawet będąc na stypendium we Włoszech, zajmowała się jego twórczością. Dlaczego? - Coś mnie zafascynowało w tych krzysztoforskich piwnicach - zamyśla się. -Jego życic stało się dla mnie źródłem poznania historii sztuki XX wieku, postrzegania świata w ogóle.

Łukasz Chotkowski, reżyser i dramaturg młodego pokolenia, jeden z promotorów twórczości Elfriede Jelinek w Polsce: - Kantor powiedział kiedyś zdanie, które napędza poszukiwania teatru współczesnego: "Moje usiłowania idą w dwóch kierunkach, ku aktorowi i ku widzowi. Tworzę postępowania sceniczne w tym obwodzie, przez co pozbawiam widza jego kondycji". Sztuka Kantora komunikuje się z widzem niezależnie od szerokości geograficznej. Mówi się, że był twórcą trudnym, despotycznym. A może po prostu Kantor był i jest nienasyconym maksymalistą, ciągle wymagającym, by dawać od siebie więcej? - pyta Chotkowski. - W zalewie bylejakości takie podejście rzeczywiście może być szokujące i zawstydzające.

Wacław Janicki o trwającej prawie 25 lat przygodzie z Kantorem mówi: - Jako historyk sztuki czytałem o życiu wielkich artystów. Van Gogh, Gauguin... A z Kantorem doświadczyłem tego na własnej skórze. Rozumie pan? Tacy, co tworzą nowe światy, naprawdę istnieją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji