Artykuły

Między "8 1/2" a "Dziewięć"

"Nine" w reż. Pii Partum w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Pii Partum w "Nine" udało się połączyć wodę z ogniem. Wyreżyserowany przez nią spektakl to nie Fellini w wersji light. To efektowny musical, z szansą na komercyjny sukces, i hołd złożony "8 1/2" zarazem.

"Nine", najnowsza premiera Teatru Muzycznego "Capitol", to produkcja skazana na sukces. I choć na razie wszystko wskazuje na to, że frekwencyjnego powodzenia "Mistrza i Małgorzaty" w reżyserii Wojciecha Kościelniaka "Dziewiątka" nie przebije (tam było 15 tys. biletów sprzedanych jeszcze przed premierą, tutaj 8,5 tys.), trzeba brać pod uwagę, że premiera "Mistrza" otwierała teatr po przebudowie i ciekawość sztuki szła w parze z zainteresowaniem samym budynkiem, jego nowymi wnętrzami. Ale jeśli chodzi o artystyczną jakość, "Nine" w niczym nie ustępuje adaptacji powieści Bułhakowa.

Tym razem mamy do czynienia z musicalem, który na scenach całego świata znakomicie sobie radzi od trzech dekad. Mało tego, libretto Arthura Kopita i muzyka Maury'ego Yestona doczekały się filmowej wersji w reżyserii Roba Marshalla i w gwiazdorskiej obsadzie - z Danielem Day-Lewisem, Sophią Loren, Marion Cotillard, Penelope Cruz i Fergie na czele. Inscenizacja w Capitolu jest polską prapremierą musicalu.

Zmierzyć się z takim zestawem to już ogromne wyzwanie. A poprzeczka jest jeszcze wyżej ustawiona - "Nine" jest przecież adaptacją jednego z największych arcydzieł w historii światowego kina - "8 1/2" Federico Felliniego. To wszystko sprawia, że na spektakl nakłada się podwójna klisza - nie sposób uciec przed pokusą porównań, nie można, słuchając muzyki Yestona, zapomnieć o genialnej ścieżce dźwiękowej autorstwa Nino Roty, patrząc na Błażeja Wójcika - zestawiać go z Mastroiannim i Day-Lewisem (albo i z Antonio Banderasem, który zagrał Guida w jednej ze scenicznych wersji musicalu), Justyny Szafran z neurotyczną Anouk Aimee i złagodzoną wersją Cotillard z filmu Marshalla. Przykłady można mnożyć, rzecz jednak w tym, że dość szybko, podczas oglądania spektaklu, ten nawyk ustępuje zaangażowaniu w opowieść, wykreowaną przez Pię Partum. Ulegamy jej czarowi i wzruszeniom, jakie się z nią wiążą.

Z opery do musicalu

Reżyserka, która szlify związane z pracą w teatrze muzycznym zdobywała dotąd w operze, podkreślała przed premierą, że ważniejszym kluczem, niż filmowa wersja musicalu Kopita i Yestona, był obraz Felliniego. Jednocześnie, udało jej się odnaleźć interpretacyjny klucz, który wychodzi poza kopiowanie scen i rozwiązań formalnych zawartych w "8 1/2", a którego w filmowym "Nine" brakowało, przez co obraz, mimo dynamicznego montażu i dziesiątek zatrudnionych do niego gwiazd, sprawiał wrażenie bezdusznego i schematycznego. W przeciwieństwie do filmu Felliniego, postaci potraktowano tam jeden do jednego, bez rysu umowności, czasem przerysowania na granicy karykatury, bez lekkiej ironii zderzonej z nostalgią. A twórczy kryzys został zastąpiony przez opowieść o cierpieniach faceta, który nie potrafi uporać się z żoną i zastępem kochanek. Przez to wszystko "Nine" stało się przykładem niszczącej roli popkultury, połykającej kulturę wysoką. Ten Fellini w wersji light mógł uwieść tylko tych, którzy pełnej wersji nie znali.

Tymczasem Pia Partum z wdziękiem i konsekwencją porusza się na granicy obu tych światów. Jej "Nine" ma wszelkie atuty dobrego musicalu, z długonogimi tancerkami, schodami, piórami i całym tym nieodzownym sztafażem, nieźle brzmiącymi piosenkami (jeśli chodzi o hity, "Nine" arcydziełem nie jest - i tu wyjdziemy z jedną, tą samą melodią w głowie, "Be Italian" - "Bądź jak wariat"), efektownymi numerami, olśniewającymi kostiumami, które z łatwością można sobie wyobrazić na wybiegu w Mediolanie czy na Hiszpańskich Schodach w Rzymie (brawa dla Wojciecha Dziedzica). I wyraziście zarysowanymi rolami - Guido w kreacji Błażeja Wójcika ma w sobie coś z melancholijnego uroku Mastroianniego, ale ten spektakl należy przede wszystkim do kobiet - Justyny Szafran, której udało się stworzyć kreację alternatywną dla ról w obu filmach - w jej Luisie nadzieja stopniowo słabnie w starciu z obezwładniającą rezygnacją, Elżbiety Romanowskiej, której bujna kobiecość stała się sprzymierzeńcem w budowaniu wizerunku zmysłowej Carli, Magdaleny Wojnarowskiej, której oszczędna w ekspresji Claudia wydaje się być jak wycięta z magazynów o gwiazdach sprzed lat. Ale też Bogny Woźniak-Joostberens, w której roli stopiły się w jedną dwie postaci - producent i przyjaciółka reżysera, i która odsłania męski umysł w kobiecej, niepozbawionej seksapilu skórze; Krystyny Krotoskiej, wrocławskiej aktorki z kilkudziesięcioletnim stażem, debiutującej na scenie Capitolu w roli matki Guida, jakby wyjętej z filmów Felliniego, czy wreszcie emanującej dzikim, zwierzęcym erotyzmem Saraghiny (Emmose Uhunmwangho).

Między jawą a snem

Jednocześnie to sceniczne "Nine" ma coś więcej - zderza schemat musicalu ze światem, który wykracza poza jego granice. Daje możliwość ucieczki przed uproszczeniem, które - wydawałoby się - jest w tym gatunku nieuchronne. W interpretacji Partum "Nine" pozostaje historią reżysera filmowego, Guido Continiego, nękanego przez producentkę, owładniętego twórczą niemocą i osobistym kryzysem, niezdolnego do wyboru między żoną, kochanką i gwiazdą, którą stworzył. Jednocześnie akcenty są tu inaczej rozłożone - Pię Partum interesuje przede wszystkim dramat dojrzałego mężczyzny, niepotrafiącego poradzić sobie z upływem czasu, a zarówno kryzys twórczy, jak i osobisty, są jego składnikami. W miarę rozwoju akcji coraz wyraźniej pierwszy plan zajmują wspomnienia z dzieciństwa - spotkania Guido z matką, półdziką uwodzicielką z plaży, Saraghiną i sobą samym sprzed lat (Maciej Ceglarek w sobotnim spektaklu, który oglądałam).

I to właśnie te sceny najmocniej uderzą w gatunkową konstrukcję. Plaża z widokiem na morze, które wyłania się na scenie w filmowych wizualizacjach Tomasza Dobiszewskiego, wprowadza nas w świat na pograniczu snu i jawy, zastosowane przez reżyserkę opóźnienia, dzięki którym w dynamikę spektaklu wkrada się leniwy rytm - to wszystko sprawia, że jej "Nine" rozbija schemat i staje się czymś więcej niż popkulturową, naładowaną błyskotkami zabawą z oryginałem. Tak jak Kopit i Yeston dostrzegli w filmowym arcydziele potencjał na komercyjny hit, wierząc, że zgodnie z logiką liczb "Dziewięć" będzie czymś więcej niż "8 1/2", tak Partum poprzez ich musical wykorzystała inną możliwość - oddania hołdu Felliniemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji