Sztukmistrz z Wrocławia
Uważni telewidzowie pewnie pamiętają, że kilkakrotnie na małym ekranie prezentowano fragmenty wrocławskiego spektaklu "Sztukmistrz z Lublina", którego premiera odbyła się grudniu w Tetrze Współczesnym. Spektakl ten okazał się wydarzeniem znaczącym, pięknym i mądrym. Warto więc wybrać się do Wrocławia. Warto o sztuce (a właściwie - powieści) wiedzieć coś więcej.
W 1978 roku do grona polskich laureatów Nagrody Nobla dołączył Isaac Bashevis Singer piszący w języku jidysz, a zamieszkujący w Stanach Zjednoczonych. Tę przynależność sam stwierdził: "...czuję się bardzo silnie związany z Polską i jej kulturą..." Przeżył w tej Polsce przecież całe swoje dzieciństwo i młodość. Niedokładnie w "tej" Polsce, ale w "przedwojennej", wśród tysięcy, a nawet milionów współwyznawców Talmudu, Tory, Kabały. Urodził się w wiosce Leoncin koło Radzymina, w Warszawskiem, a opuścił Polskę tuż przed wojną. Polscy czytelnicy mogli przeczytać powieści Singera - "Dwór" i "Spuściznę" tworzące dwutomowa sagę. Bestsellerem był też "Sztukmistrz z Lublina", ale czytano go głównie jako coś modnego, nie zawsze docierając do sedna utworu. Trudno się dziwić: aby pojąć urodę tej powieści, trzeba znać świat żydowskiej tradycji, mitów, trzeba dobrać właściwy klucz do tej lektury. Kluczem tym okazał się wrocławski spektakl wyreżyserowany przez Jana Szurmieja.
Co w powieści wydaje się niejasne, scena wydobywa, poruszając wyobraźnię. Przygody Jaszy Mazura - człowieka o wielce skomplikowanej osobowości, sztukmistrza, rozpustnika, ale przy tym też... filozofa, stają się okazją do refleksji, którą zawiera motto utworu: "Cadyk: - Pewnego razu do Międzybuża przybyli kuglarze, którzy na ulicach pokazują sztuki. Przeciągnęli linę nad rzeką, a jeden z nich chodził po linie nad nurtem. Aby widzieć te cuda, zbiegła się gawiedź z całego miasteczka. I przyszedł także święty Bal-Szem i stanąwszy pośród ludu przypatrywał się linoskoczkowi. A uczniowie Bal-Szema wielce dziwili się, że chce na te sztuczki spoglądać. Wtedy święty mąż rzekł: - Przyszedłem zobaczyć, jak to człowiek przechodzi nad głęboką przepaścią. A teraz myślę: - Gdyby człowiek tyle pracował nad swą duszą, ile ów nad zręcznością ciała, to ponad jakże głębokimi otchłaniami mogłaby wędrować dusza po cieniutkiej nitce życia!"
Przytoczony w całości cytat pozwala zrozumieć, co się dzieje z człowiekiem, Jaszą Mazurem, linoskoczkiem na cieniutkiej nitce życia. W wartkiej narracji scenicznej poznajemy Jaszę jako iluzjonistę (ileż to trzeba było czasu, aby przygotować się do tej roli); Jaszę - kochanka wielu kobiet, Jaszę - obrazoburcę. Maciej Tomaszewski w każdym z tych wcieleń zaciekawia: jest na tyle niezwykły, że imponuje, ale przy tym na tyle ludzki, że każdy może się z nim utożsamić.
Widzimy finał: Jasza przechodzi wstrząs duchowy. Dotychczas był pół-Żydem, ani Żydem ani chrześcijaninem. Wypracował sobie właściwą religię. Teraz chce pokazać tkwiącego w nim demona i wyjaśnić sobie przy pomocy świętych ksiąg i medytacji - jaki jest sens życia, odwieczne tajemnice wiary? W samym środku miasta każe się zamurować w samotni. Widzom pozostaje w pamięci jego barwne życie i piękna muzyka towarzysząca temu teatralnemu misterium.
Muzykę napisał Zygmunt Konieczny, kompozytor towarzyszący karierze Ewy Demarczyk. Teksty songów, bliskich psalmom, napisała Agnieszka Osiecka. W wielu momentach spektaklu pojawiają się motywy piosenki "Uplotę ci złoty kołacz z moich wieczornych promieni, a ty się człowieku nie kołacz! Niech ci się na dobre odmieni". Bardzo piękna jest też piosenka szabasowa "Ucisz serce w białym świetle szabasowych świec" - a piosenka Jaszy "Zmierz się ze mną, Niewidzialny" sprawia, iż porównujemy tę postać z Faustem, Don Juanem, Per Gyntem, czy Panem Twardowskim.
Szkoda, że przy tak ogromnym przedsięwzięciu teatralnym nie postarano się jeszcze o płytę z tymi pieśniami i muzyką! W teatrze można natomiast kupić piękne plakaty i obejrzeć obrazy autorstwa Hanny Bakuły. Można też nabyć ciekawy program teatralny, który zawiera szkice Mariana Fuksa, Ryszarda Marka Grońskiego, wypowiedzi Isaaca Singera i Jean-Marie Lustigera, a także słowniczek terminów i znaczeń żydowskich, przypowieści z Talmudu oraz piosenki Osieckiej.
Większość mieszkańców powojennej Polski nie wie jak wyglądały szaty obrzędowe, tałes, tefilin... Spektakl pozwala wiele poznać i wiele zrozumieć. W teatrze odczuwa się nastrój prawdziwego misterium.
Jest to ogromny sukces Teatru Współczesnego, całego jego zespołu, a przede wszystkim chyba reżysera Jana Szurmieja. Po "Skrzypku na dachu" znowu pokazał na jak wiele go stać.