Artykuły

Fredro nietelewizyjny

Która to już z rzędu komedia Fredry na małym ekranie? Oglądaliśmy już "Zemstę", "Śluby panieńskie", "List" i ostatnio "Wielkiego człowieka do małych interesów". Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że żadna z tych premier nie stała się wielkim wydarzeniem. Wina w tym nie tylko realizatorów. Po prostu Fredro jest autorem, którego komedie trudno dopasować do wymagań telewizji. Dlatego dziwi mnie upór, z jakim nasza telewizja forsuje sztuki tego pisarza. Czy nie wystarczyło poprzestać na "Zemście" i "Ślubach panieńskich"? Dało się jeszcze oglądać "List" w dość dobrej realizacji Teatru Popularnego. Natomiast poniedziałkowy spektakl "Wielkiego człowieka do małych interesów" był chyba nieporozumieniem. Na pewno nie da się tej sztuki zaliczyć do najlepszych utworów Aleksandra Fredry. Napisana u schyłku twórczości nie zwróciła na siebie uwagi historyków literatury (i chyba słusznie). Toteż dziwić się należy że właśnie po tę nieprezentacyjną komedię Fredry sięgnął Teatr Telewizji. Czy nie lepiej byłoby wystawić dobrą komedię Korzeniowskiego, którego setną rocznicę śmierci obchodzimy w tym roku. Poniedziałkowy spektakl mogła jedynie uratować doskonała realizacja telewizyjna. Niestety tak się nie stało. Reżyser Maria Wiercińska nie potrafiła w najmniejszym stopniu utelewizyjnić tej komedii. Operowanie dalszym planem i niewykorzystanie zbliżeń, oto podstawowe zarzuty pod adresem reżysera. Nawet w bardziej wielopostaciowych sztukach reżyser potrafił wydobyć akcent telewizyjny. Tymczasem w "Wielkim człowieku do małych interesów" zbyt często panował tłok przed kamerą. Akcja gubiła się wśród rozkrzyczanych postaci. Odnosiło się wrażenie, że w wielu fragmentach reżyser nie dopracował przedstawienia (może nie umiał sobie z nim poradzić). Nie zastosowano również koniecznych skrótów. Stąd początek spektaklu raził dłużyznami, a fragmenty miały niesłychanie spiętrzoną akcję. Do poziomu tej premiery dostroiła się również scenografia. Znany scenograf teatralny Otto Axer nie pokusił się o ambitną oprawę przedstawienia. Mieliśmy więc jak najbardziej konwencjonalne wnętrza, które dałoby się wykorzystać w niejednej komedii Fredry. Scenografia była zbyt teatralna i w żaden sposób nie odpowiadała spektaklowi telewizyjnemu. Dlatego często wydawało się, że przedstawienie jest transmitowane ze sceny teatralnej, a nie studia telewizyjnego. Co do aktorów, to zacznę nie od postaci tytułowej, ale od roli Glińskiego, który wystąpił jako pan Dolski. Reżyser wyeksponował tę postać bardziej niż pozostałe (wydaje mi się, że ze szkodą dla całego spektaklu). Z przykrością należy stwierdzić, że była to najsłabsza rola w telewizji tego ogólnie lubianego aktora. Odtwarzanie postaci płaczliwego niedorajdy w żaden sposób nie odpowiadało aktorowi, którego genre jest zupełnie odmienny. Położyła swą rolę także Zofia Saretok jako Aniela. Na jej tle Alicja Pawlicka błysnęła dużym talentem. Jak zwykle niezawodny w rolach fredrowskich Tadeusz Bartosik i tym razem bardzo dobrze wywiązał się z powierzanej mu tytułowej roli pana Jenialkiewicza. Z pozostałych aktorów wyróżnili się Zbigniew Zapasiewicz, Kazimierz Meres i kapitalny w epizodycznej roli Mieczysław Gajda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji