Artykuły

Czarna kawa z trucizną

STARA prawda. Trzeba się umieć decydować. Dotyczy to zresztą nie tylko dramaturgii. Trzeba umieć dokonywać określonego wyboru. Między jednym a drugim. A tymczasem Andrzej Wydrzyński jakby się zawahał,jakby się nie wiedzieć czego zawstydził. I to zgubiło jego nową sztukę. Jej problem. Bo jeśli już "Uczta morderców" (Warszawski Teatr Dramatyczny) z podtytułem "Tragedia buffo z trucizną w kawie" to niech to będzie buffo na wesoło od początku do końca. A nie...

Najpierw kociak zachodzi w ciążę z pewnym redaktorkiem. Wszystko w porządku. Kociaki rzeczywiście zachodzą w ciążę i traktują to niemal jak katar czy przeziębienie. Tak się niestety dzieje. I to jest problem moralny na serio. Ale już później autor strzeli niespodzianie,że ów redaktorek to syn z nieprawego łoża ojca kociaka,a więc kazirodztwo,a więc - w płaszczyźnie teatralnej - groteska,śmiech. Najpierw o owym ojczulku(gra Czesław Kalinowski),takim 50-letnim bęcwale, dowiadujemy się,że przez niego zaszła w ciąże służąca i że do roli męża i ojca szykuje w zastępstwie pewnego młodzieniaszka,chuligana warszawskiego,który się przypadkowo znalazł w ich mieszkaniu i którego postanowiono "wykierować na człowieka". Też w porządku. Taki bęcwał,co to sobie nie zdaje sprawy z konsekwencji swych łóżkowych amorów - to wcale charakterystyczny typek współczesnego amanta postępującego w myśl zasady "dziś ta,a jutro tamta". Ale później już,w drugim akcie,tę "działalność" ojczulka doprowadza autor do granicy groteskowej przesady. Nawet były chuligan,wykierowany w końcu na człowieka,okazuje się dziecięciem swawolnego papy. Ani buffo,ani na serio sztuka obyczajowa. I aktorzy nie wiedzą w większości,jak grać w takiej sytuacji. Z wyjątkiem bodaj Barbary Krafftówny jako służącej,która nie daje się wodzić autorowi to w jedną to w drugą stronę,będąc konsekwentnie groteskową.Ale - do licha - dlaczego nie mogłaby to być sztuka serio obyczajowa. Taka choćby do końca,jak w pierwszym akcie: kociak,ojczulek, chuligan... i można byłoby już nawet wybaczyć autorowi pewne płycizny czy schematy. Sztuka o niełatwych,a żywotnych problemach młodzieży,dzieci - rodziców,wzajemnym ich stosunku.

Tymczasem Wydrzyński po prostu - jak to się mówi- wykręcił się sianem,i zresztą nie tylko on tak postępują z problematyką współczesną. Również i inni nasi dramaturgowie. Jakby się wstydzili pokazać kawał rzeczywistego życia. W zwykły,prawdziwy sposób. Bez udziwnień,bez groteski,bez buffo. Bez dorabiania do poważnego problemu czarnej kawy z trucizną. O taki zresztą epilog naprawdę łatwiej niż o ten jaki ma często miejsce w tzw. realnym życiu. Jakby wstydzili się starej konwencji dramatu obyczajowego,która narzuca i realistyczne przedstawienie problemu i realistyczne jego rozwiązanie. A to do niczego nie prowadzi. Przepraszam - prowadzi do "Uczty morderców",która nie wiadomo czym jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji