Artykuły

Władza a szczęście

"Król Edyp" w reż. Jakuba Krofty w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Według Sofoklesa jesteśmy w antycznych Tebach. Ale czy na pewno? Scenografia z emblematami warszawskiego Pałacu Kultury (prezentu od Stalina) wskazuje, że w Polsce, a kostiumy, że akcja dzieje się współcześnie. Że rozgrywa się w Polsce, też nie ma pewności, bo początkowe sceny z demonstrującymi swoje niezadowolenie mieszkańcami przypominają także kijowski Majdan. Mowa o "Królu Edypie" w Tetrze Dramatycznym w Warszawie.

Idąc jednak tropem Sofoklesa, powinniśmy być w Tebach, gdzie rządzi król Edyp (Sławomir Grzymkowski). Otrzymał tron i rękę królowej Jokasty, wdowy po królu Lajosie (w tej roli Halina Łabonarska), w nagrodę, bo ocalił Teby od mordującego ludzi sfinksa. Jednak radość sprawowania władzy i szczęście rodzinne króla Edypa nie mogą się realizować w pełni, bo na Teby spadają plagi w postaci zarazy. Według delfickiej wyroczni, dzieje się tak z powodu grzechu zabójstwa poprzedniego króla Teb, Lajosa. Edyp musi zatem rozpoznać sytuację i ukarać mordercę. Rozpoczyna więc poszukiwanie winnego. Odkrycie prawdy okazuje się dlań wstrząsające. Jako niemowlę został porzucony przez rodziców, albowiem wyrocznia ostrzegła jego ojca, że zginie z ręki syna. Dziecko pozostawione na odludziu na pewną śmierć znalazł pasterz owiec i przekazał je parze królewskiej, która nie miała własnych dzieci i wielką miłością otoczyła chłopca, traktując go jako swojego syna.

Dorastał więc w przekonaniu, że są to jego prawdziwi rodzice. A kiedy dowiedział się o przepowiedni, że zabije ojca, by nie dopuścić do tego, wyruszył w świat, aby być jak najdalej od domu rodzinnego. Po drodze w przypadkowej sprzeczce zabił nieznanego mu mężczyznę. A teraz oto dowiaduje się, że zabity na drodze mężczyzna to właśnie poprzedni król Teb, Lajos, prawdziwy ojciec Edypa i mąż Jokasty, matki Edypa, z którą Edyp pozostaje w związku małżeńskim.

Edyp w kostiumie

Czeski reżyser Jakub Krofta przenosi akcję z antyku we współczesność, z aluzjami do dzisiejszych intryg politycznych. Nie jestem zwolenniczką przenoszenia żywcem dramatu antycznego i w ogóle klasyki we współczesność. Bo przecież, żeby mówić o dniu dzisiejszym, można napisać nową sztukę. Trzeba jednak powiedzieć, że Jakub Krofta, przenosząc dzieło Sofoklesa do współczesnej rzeczywistości, pozostał dość wierny przesłaniu dzieła, nie dokonał nadinterpretacji myśli autorskiej (co dziś reżyserzy czynią nagminnie, powodując się własną pychą), dyskretnie potraktował relacje między Jokastą i Edypem, nie czyniąc z tego wątku tematu zasadniczego i tym samym nie dając "pożywki" rozmaitym dewiantom próbującym dziś wmówić nam, że związki kazirodcze tylko dlatego uważa się za złe, bo są zakazane (vide: "filozof" z Krakowa). U Sofoklesa wątek kazirodczy jest niezawiniony przez ludzi. Zarówno Edyp, jak i Jokasta nie wiedzą przecież, że są matką i synem. Zgodnie ze swoją wiedzą wstępują w związek małżeński jako ludzie wolni, obcy, w żaden sposób niespokrewnieni. Dopiero po latach odkrywają prawdę o sobie. Jokasta popełnia wówczas samobójstwo, a Edyp oślepia się, wydłubując sobie oczy i skazując się na banicję. Natomiast dążenia dzisiejszych "filozofów" do usankcjonowania związków kazirodczych (i to w różnorakim zestawieniu płci) dotyczą świadomego kazirodztwa osób uprawiających ten proceder. A to całkowicie inna sprawa i obrońcy tej patologii nie mają co powoływać się na starożytnych Greków.

Umieszczenie antycznych Greków w dzisiejszej Polsce ogołaca bohaterów z wielopoziomowego kontekstu historyczno-obyczajowo-religijnego, w jaki wpisał ich Sofokles zgodnie z funkcjonującym w antycznym świecie systemem wartości i ówczesnymi realiami. Na przykład przeniesienie do współczesnej Polski antycznego greckiego kapłana i ubranie go w koloratkę jednoznacznie kojarzy się z księdzem katolickim, który przecież wyznaje wiarę w jedynego Boga Wszechmogącego, a nie w antycznych bogów Olimpu. Toteż niektóre kwestie wypowiadane przez postać księdza katolickiego (w tej roli Waldemar Barwiński), dotyczące na przykład wyroczni delfickiej Apollina, wybrzmiewają tu wręcz paradoksalnie.

Aby nadać rys współczesności, wystarczyłby sam tekst w nowym znakomitym przekładzie Antoniego Libery, który doskonale "czuje" scenę teatralną. Ten przekład jest jak muzyka, ma swój rytm, który w pewnym sensie organizuje tempo wypowiadanych kwestii i dialogowanie postaci, przy tym tętni współczesną polszczyzną. I to taką, w której nie ma wulgaryzmów, co dziś jest ewenementem w teatrze.

Studium upadku

Postać tytułowego bohatera jest bardzo złożona. Wymaga ukazania transformacji postaci, przejścia od porywczego, pełnego pychy władczej, nawet despotycznego w rządzeniu, ale lubianego przez poddanych, sprawiedliwego króla aż do całkowitego upadku i wymierzenia sobie kary. Sławomir Grzymkowski niestety nie przekonał mnie do swego bohatera. Nie rozumiem, po co uprawia coś w rodzaju pantomimy, m.in. w scenie z Kreonem (Adam Ferency). Czemu ma służyć to dziwnie pokręcone ułożenie sylwetki, nienaturalny sposób poruszania się na jakimś przykurczu? Ale aktor ma też kilka dobrych scen, najlepsze są te z Jokastą oraz z Tejrezjaszem (Olgierd Łukaszewicz), gdzie następuje przełom w prowadzeniu roli.

Halina Łabonarska w roli Jokasty prezentuje silną osobowość swojej bohaterki. Może być również władcą jak Edyp, ale on chce rządzić sam. Jokasta jest dlań ogromnym wsparciem, rozumie go jak nikt, ponadto zna przecież swoich poddanych. Jest dumna, ma poczucie swojej królewskiej godności. Do czasu, gdy dowie się prawdy, że jej mąż Edyp jest zarazem jej synem i ojcobójcą. Rozpacz odziera Jokastę z sił. Królowa nie widzi już dla siebie miejsca pośród żywych, wystarcza jej jeszcze energii, by jak najszybciej dostać się do swojego pokoju i zakończyć życie. Halina Łabonarska dramat Jokasty wyraża właściwie jednym, ale jakże znaczącym gestem ułożenia ręki. Reszta jest do wyczytania w jej twarzy. Nic więcej nie trzeba. Doskonale zagrane.

Świetna jest także rola Adama Ferencego. Jego Kreon przechodzi metamorfozę. Poznajemy go w sytuacji, gdy jest podporządkowany prawowitemu władcy, trochę cyniczny i dość tajemniczy. Gdy jednak pozycja Edypa słabnie, aż do rezygnacji z królowania i wydania na siebie okrutnego wyroku, Kreon nagle wyrasta na nowego króla. Widzimy, jak przeobraża się we władcę nieznoszącego sprzeciwu. Ciąg dalszy rozwoju Kreona w kierunku despoty znajdziemy już w "Antygonie" Sofoklesa. Adam Ferency stopniowo odkrywa karty swojego bohatera. Perfekcyjnie, znakomicie poprowadzona rola.

Warte uwagi są także wprawdzie niewielkie, ale wyraziste role Magdaleny Smalary jako Służebnej i Władysława Kowalskiego jako Pasterza. Natomiast nie rozumiem, dlaczego w finale rozebrano Edypa do naga. Przecież wystarczyłby już sam widok bohatera z zakrwawionymi oczodołami i ubraniem poplamionym krwią. Całkowita nagość jest tu niepotrzebna, nieumotywowana artystycznie, stanowi jedynie dysonans zarówno intelektualny, jak i estetyczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji