Artykuły

Fredro bez przesady

Fredro - czym byłby teatr polski bez jego komedii? Nic dziwne­go, że każda premiera jego sztuki to święto dla ludzi teatru i dla widzów.

Nastrój oczekiwania towarzyszył so­botniej premierze "Dam i huzarów" w Te­atrze im. J. Kochanowskiego. Na wi­downi dziennikarze i krytycy teatralni z Warszawy, dyrektorzy teatrów zapro­szeni na wieczór wzruszeń artystycznych. I choć już ponad siedemdziesiąt lat temu Stefan Jaracz - wielki aktor -zauważył, że widownia ziewa na sztu­kach Fredry, nadal oczekujemy od je­go komedii humoru, dobrej zabawy i kpiny z samych siebie. Jaracz wiedział, co mówi - sam Fredro tego nie załatwi. To wybitnie wymagający autor - bez dobrego aktorstwa sztuka pada. Dlatego z szacunkiem myślę o decy­zji Bartosza Zaczykiewicza, by w opolskim teatrze wystawić akurat tę komedię. Wprawdzie tacy krytycy jak Boy, czy Słonimski określali ją krót­ko: śliczna komedia, rozkoszna sztu­ka, lecz świadomi byli, ile rodzi trud­ności realizacyjnych. Jak ją zagrać - groteskowo, realistycznie czy farso­wo? Reżyser nie poszedł na teatralną łatwiznę konkurencji z poetyką prze­sadnej gry aktorskiej rodem z mod­nych sitcomów.

Do próby zmierzenia się z niełatwym zadaniem artystycznym twórcy przystą­pili nie bez szans na powodzenie. "Ko­lacją dla głupca" Zaczykiewicz udowod­nił, że dobrze czuje komedię z elemen­tami farsy, zaś aktorski zespół nieustan­nie przekonuje widzów o swoich wyso­kich aspiracjach artystycznych. Nie jest to wbrew pozorom tak oczywiste, sko­ro w wielu zespołach na co dzień sztu­ka przegrywa z chałturą. Trzeba doce­nić to, iż w opolskim teatrze jest ina­czej. Z nadzieją oczekiwałem też po­wrotu do teatru dramatycznego Andrze­ja Czyczyły jako scenografa.

Czyczyło zmniejszył scenę ogranicza­jąc ją od tyłu zastawkami, co przybli­żyło aktorów do widowni. To trafna de­cyzja, gdyż możliwość grania w głębi była przyczyną niejednej porażki na tej scenie, nawet najlepszych teatrów pol­skich. Proste, ograniczone dekoracje: stół, stolik i krzesła, z góry sugerowa­ły, że będzie to przedstawienie aktor­skie. Taka jest też w istocie komedia Fredry, w której wszystkie postaci są równie ważne. Nie ma w niej tzw. ogo­nów, czyli ról drugoplanowych.

Zaczykiewicz poprowadził aktorów rę­ką pewną, narzucając im grę raczej re­alistyczną niż przerysowaną. Przedsta­wienie miało bardzo dobry wewnętrz­ny rytm: część pierwsza bardziej oszczędna w słowie i geście, za to druga stanowiła okazję do indywidualnych i zbiorowych popisów aktorskich,: nagradzanych oklaskami przy otwartej kurtynie.

Pierwsze oklaski zebrali Grażyna Misiorowska (panna Aniela) i Andrzej Czernik jako Rotmistrz. Misiorowska, którą pierwszy raz oglądałem w roli ko­mediowej, dała popis swoich umiejęt­ności aktorskich. Czernik z dużą wer­wą grał huzara.

W tej sztuce charaktery wynikają z in­trygi teatralnej. Major - Jacek Dzisiewicz ujawnia w toku akcji trzy twarze. Z przyjemnością oglądało się kolejne oblicza huzara. Ruch, mimika (świet­na!), słowo wyraźnie wskazywały, kto rządzi w kawalerskim gospodarstwie.

Ewa Wyszomirska i Elżbieta Piwek, dwie aktorki, których kreacje oglądam zawsze z przyjemnością, pokazały i tym razem swoje komediowe umiejętności. Rolę Kapelana zagrał Grzegorz Min­kiewicz dyskretnie, bez przerysowania, by dopiero pod koniec zaprezentować, istną szarżę aktorską. Waldemar Kotas w roli Grzegorza i Michał Świtała jako Rembo z temperamentem przestawili kłótliwych i czupurnych żołnierzy. Na ogół role młodych kochanków^ w komediach mają charakter dosyć konwencjonalny. Stąd kłopot z ich za­graniem. Reżyser i aktorzy nie poszli utartą drogą tradycji. Maciej Namysło jako Edmund i Małgorzata Szczerbow­ska jako Zofia stworzyli postaci wyra­ziste i pełne wdzięku młodości. Młod­szy fraucymer reprezentowały trzy słu­żące: Józia (Judyta Paradzińska), Zu­zia (Beata Wnęk-Malec) i Fruzia (Ar­leta Los-Pławszewska). Wszystkie trzy tworzyły uroczy, radosny akompania­ment młodości, tak charakterystyczny dla humoru Fredry. Z przyjemnością odnotowałem wyrazistą dykcję Wnęk-Malec, świetny ruch sceniczny Paradzińskiej i figlarne ciepło Los-Pławszewskiej.

Mam wrażenie, że aktorzy zachęceni dobrym przyjęciem sztuki przez pre­mierową publiczność zagrają następne przedstawienia z większą swobodą, któ­rej brak odczuwałem zwłaszcza na po­czątku spektaklu.

Warto też zauważyć, że muzykę do przedstawienia wykonała orkiestra dę­ta Zespołu Szkół Elektrycznych w Opo­lu pod kierunkiem Przemysława Ślusar­czyka, a bardzo dobry plakat teatralny zaprojektował Bolesław Polnar. To do­bry zwyczaj, aby teatr tworzył ognisko skupienia artystycznego także dla pla­styków i miejscowych muzyków.

Teatralna publiczność, spragniona do­brej zabawy oraz rodzimego repertua­ru, z przyjemnością obejrzy przedsta­wienie mądre, dowcipne, zagrane bez udziwnień i inscenizacyjnej przesady - dobry aktorsko spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji