Artykuły

Starsza pani siedzi

"Stara kobieta wysiaduje" w reż. Marcina Libera w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Miał to być chyba obraz apokalipsy, która niepostrzeżenie nadciągnęła i pożera świat. Ale choć wiele się na scenie dzieje i wieje, nie jest ani ciekawie, ani dotkliwie.

Scena zasłana jest białym ni to żwirem, ni to śniegiem; w tym żwirośniegu stoi fortepian, stolik, parę krzeseł. Wielkie dmuchawy w różnych konfiguracjach pracują jak szalone, wciąż formując nowe zaspy, mniejsze i większe śnieżne zamiecie, doprawiane jeszcze dymami. Jakby tego było mało, coraz to ktoś łopatą wyrzuca ten śnieg w powietrze. Scenografia jest dynamiczna i efektowna, ale jak na obraz apokalipsy nadmiernie estetyczna. Różewicz chciał na scenie śmietnik - może ten autorski pomysł wydał się Marcinowi Liberowi i Mirkowi Kaczmarkowi zbyt dosłowny, ich propozycja jednak nie jest ani ciekawsza, ani bardziej wieloznaczna, choć niewątpliwie daje zajęcie aktorom. Inna sprawa, że dmuchawy chwilami skutecznie ich zagłuszają.

W spektaklu zniknęło Różewiczowskie napięcie między realnością, wręcz przyziemnością, a metaforą, została sama metafora, międlona uporczywie i do znudzenia. Każda z postaci od razu została nastrojona na wyższą (ale i uboższą) nutę niż w oryginale. Stara Kobieta w wykonaniu Anny Dymnej jest miłą, zafrasowaną losem ludzi, modrzewi i świata panią w wieczorowej czerni; u Różewicza jest kloszardką, żądnym uwagi potworem, starą kobietą, obserwatorką, pierwotną siłą życia i płodności - jednocześnie. Niewiele z tego zostało. Stara kobieta niczego tu nie wysiaduje, siedzi sobie wygodnie i komentuje. Według realizatorów (cytat ze strony internetowej teatru) w centrum utworu Różewicza jest "dramat kobiety i jej troska o wypełnienie zadania opartego na rodzeniu, trosce i wychowaniu". I dalej: "Różewicz wyraźnie buduje figurę kobiety, która będąc matką nadaje światu ostatni sens. W poszukiwaniu tego sensu powołujemy niniejszy spektakl i zapraszamy na wspólne rozczytywanie znaczeń". Ale jakich znaczeń, skoro główna bohaterka spektaklu została pozbawiona wieloznaczności i mocno określona?

Może awangardowość czterdziestoparoletniej sztuki już przebrzmiała, ale nowoczesność spektaklu Libera sprowadza się do kilku powierzchownych chwytów - a to Kelner (Adam Nawojczyk) jako drag queen zaśpiewa do mikrofonu, a to Jaśmina Polak (Dziewczyna) przejdzie przez scenę jak gimnastyczna burza, a to Michał Majnicz (Stróż Porządku) pojawi się we współczesnym żołnierskim mundurze, by groźnie huknąć na Młodzieńca (Marcin Czarnik), który wyrzucił papierek z cukierka.

Jest kilka momentów, kiedy koślawa sceniczna machina uspokaja się i nabiera sensu. Pięknie i niepokojąco brzmi uporczywa muzyka grana na fortepianie przez trzy parki (Jaśmina Polak, Aleksandra Adamska i Anna Paruszyńska), przędzące muzycznie nić życia. Marcin Czarnik w prologu wrażliwie mówi wiersz z tomu Różewicza "Matka odchodzi". Mieczysław Grąbka jest staroświecko zwyczajny, zabawny i konkretny jako polujący na muchy Kelner Cyryl.

Nie bardzo wiadomo, dlaczego Liber sięgnął po dramat Różewicza. Bo jeżeli tylko po to, żeby pokazać, że świat balansuje na krawędzi, zagłada blisko, a tytułowa stara kobieta jest płaczką lamentującą nad końcem cywilizacji, to stanowczo za mało. I o to "za mało" mam do Libera pretensję.

Stary Teatr. Tadeusz Różewicz , dramaturgia - Seb Majewski, scenografia - Mirek Kaczmarek, kostiumy - Grupa Mixer, muzyka - Aleksandra Gryka, ruchy - Maćko Prusak. Premiera 25 października 2014.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji