Artykuły

Indyjskie pół żartem, pół serio

Coraz częstsze wizyty oficjalne członków rządu oraz delegacji państwowych nad Gangesem i Wisłą budzą zainteresowanie życiem jednego i drugiego społeczeństwa.

Wiadomo, że bez bliższych informacji o zagadnieniach oby­czajowych oraz kulturalnych nie zdoła się wytworzyć wspólna platforma porozumienia i wzajemnego poznania, co bynajmniej nie zależy tylko od przekroczenia bariery językowej. Trudnoś­cią dodatkową jest tu ogromna różnica w świecie pojęć odbyczajowo-kulturalnych. Najlepszym dowodem staje się - dla nas - odkrywanie zbieżności kultur Dalekiego Wschodu, choćby Indii i Japonii, co łatwo sprawdzić po pierwszych wrażeniach z premiery "Wasantaseny" na scenie krakowskiej, przymie­rzywszy np. egzotykę stroju, zachowań i układów sytuacyjnych i niektórych filmów japońskich - do ogólnego kolorytu oraz ruchu w sztuce indyjskiej, wystawionej właśnie w Teatrze im. J. Słowackiego.

Te podobieństwa japońsko-indyjskie, wywołane czysto zewnę­trznymi akcentami scenografii mogą wprowadzić niejednego laika w błąd i nasunąć mu zgoła nieoczekiwane podejrzenia, jakoby twórcy spektaklu zbyt swobodnie sobie poczynali z nie­wiedzą przeciętnego widza o teatrze indyjskim - prezentując w widowisku więcej elementów "na modę" japońską, aniżeli rzeczywistej egzotyki indyjskiej. Nie należę do znawców kultury i obyczaju z Półwyspu Indyjskiego, ale staram się również nie upraszczać sprawy przez powierzchowne odczucia i domysły.

Przypuszczam, że pod kierunkiem specjalisty na tym polu, a za­razem tłumacza sztuki, prof. Tadeusza Pobożniaka - który wie lepiej od nas, co indyjskie, a co japońskie - teatr nie popadł w sprzeczności z faktami.

"WASANTASENA" - jak sądzę - ujrzała światła scenicznych ramp w Teatrze Słowackiego z dwóch powodów. Pierwszy już wymieniłem. Wynika on z coraz częstszych kontaktów pomiędzy obu krajami i kultura­mi. Światli w piśmie powiadają, że jest to nie tylko jeden z naj­starszych dramatów poetyckich Indii, ale i jeden z najlepszych utworów tamtejszej klasyki, którego autorstwo przypisuje się królowi Siudrace. Dzieło to wprawdzie z pogranicza bajki, lecz także przypominające teatralny model komedii dell`arte - na naszym kontynencie. Przynajmniej w scenicznym kształcie, za­prezentowanym przez Krystynę Skuszankę.

Bajka, bajką - ale cóż jeszcze mogło zafrapować teatr, jeśli ten sięga po nie najzupełniej przystawalne do naszej psychiki dzieło dramatyczne, upstrzone alegoriami i znaczeniami słowno-pantomimicznymi, których rozszyfrowanie często utrudnia brak klucza wyobraźniowego u przeciętnego widza polskiego? Myślę, że odpowiedź zawiera posłowie "Wasantaseny". Odpowiedź mo­że cząstkową, ale pozwalającą wyjaśnić motywy wyboru reper­tuarowego w ich uogólniającej formule:

"Los igra z ludźmi, jak koło wodne z dzbanami,

opróżnia je i napełnia,

daje ludziom dobrobyt lub do upadku sprowadza.

Tak przez wzajemną walkę przeciwieństw

Świat utrzymuje się w istnieniu.

Niechaj się spełnią życzenia posłowia.

Niech krowy dają dużo mleka, a ziemia wszelki urodzaj,

niech deszcze leją w porze stosownej,

niech wiatry wieją radość w serca ludzi

i niechaj ludzie będą szczęśliwi.

Niech zacny człowiek zawsze szacunku doznaje,

a dobrzy władcy niech wrogów ukarzą

i sprawiedliwie niech rządzą na ziemi".

OCZYWIŚCIE, takich tendencji w dramaturgii światowej można się dopatrzyć w wielu sztukach. Baśniowych al­bo realistycznych. Niejednokrotnie drapieżniej napisa­nych, a więc ostrzejszych w budowie sytuacji i kreśle­niu konfliktów. Bo w końcu dzieje pięknej, dobrej i mądrej kurtyzany, która zakochała się w zubożałym braminie, odrzuciwszy starania o swe względy ze strony królewskiego szwagra - nie są szczytem pomysłowości dramaturgicznej. Tak, jak nie jest nim przechwycenie władzy tyrana przez jego antagonistę, uwolnionego z więzienia. Nowy monarcha wprawdzie wymierza sprawiedliwość dworskiej klice poprzednika i braminowi otwiera furtkę do "dodatkowego" szczęścia osobistego - pod postacią... drugiej żony, byłej kurtyzany (której nazwa bynajmniej nie równoważy się z prostym określeniem najstarszej profesji świa­ta, według naszych pojęć) - ale nie wiemy do końca, czy istot­nie tylko po to twórca dramatu wprowadził na scenę akcenty buntu społecznego?

W każdym razie "Wasantasena" rzuca niejakie światło na specyfikę sztuk staroindyjskich. Jest zatem czymś w rodzaju przewodnika po dramaturgii nam nieznanej. A czy to wybór najtrafniejszy pod względem wartości artystycznych i filozoficznych, poruszających wyobraźnię polskie­go odbiorcy - trudno wyrokować bez znajomości innych dzieł scenicznych, klasyki indyjskiej, nie mówiąc o współczesnej lite­raturze półmiliardowego narodu. Wielkich przeżyć dramatyczno-moralnych "Wasantasena" nie dostarcza. Jeśli zaś idzie o teatral­ne walory przedstawienia, to inscenizatorka i reżyserka pokaza­ła tu tzw. czystą robotę, warsztatową, kulturalną - przy spo­rym ładunku pomysłowości. Wydobyła z nieskomplikowanej i dość banalnej opowiastki rysy zabawne, a nawet satyryczne, zgrabnie przeplatając wątki poetyckie z humorem sytuacyjnym, żart i kpinę - podkreślane grubszą linią - łagodząc lirycznymi scenkami, by wreszcie uzyskać parodystyczny dystans do pry­mitywu bajkowego.

Za to na marginesie refleksji repertuarowych, nasuwa się py­tanie, czy faktycznie drugie już powtórzenie premierowe rodem z Wrocławia (po "Końcówce") byłe potrzebne w sezonie "ocze­kiwań" na scenie Teatru im. J. Słowackiego? - Ale to osobna sprawa.

Spektakl, który obejrzałem - nie premierowy, lecz zwyczajny - cieszył się dużym powodzeniem u młodzieżowej widowni. Gdy­bym miał wyrażać pogląd starszego pokolenia, musiałbym określić własne wrażenia, jako co najmniej złożone. Bawiłem się - w miarę, w miarę zaś męczyła mnie infantylność konstrukcji dramaturgicznej widowiska, oraz jego spłycona warstwa filozo­ficzna - co w zestawieniu z ogólną wiedzą o kulturze Dalekie­go Wschodu, przyniosło pewien niedosyt w odbiorze sztuki.

WIELOOBRAZOWE WIDOWISKO - poza kilkoma rola­mi - obfitowało w całe serie epizodów aktorskich. Najdowcipniej, w przyjętej chyba słusznie przez Skuszankę konwencji komedii dell`arte, prezentował się Wojciech Ziętarski, jako przyjaciel bohatera-bramina, cwaniak z duszą naiwną. Była to postać najbardziej wyraziście określona przez twórcę sztuki. Natomiast pozostałe osoby dramatu pełniły role etykietek: dobra i zła, albo ich mieszaniny. Wybijały się tu syl­wetki Wasantaseny (Anna Lutosławska) przewrotnego Mistrza (Kazimierz Witkiewicz), Masażysty zamienionego w mnicha (Tadeusz Szybowski), prawego i przystojnego Czarudatty (Ta­deusz Huk), Ariaki, nowego króla (Stefan Szramel), Samsthanaki, podłego szwagra b. króla (Andrzej Balcerzak), Sarwilaki, zło­dzieja poczciwego (Paweł Galia), Wiraki, podejrzliwego oficera zausznika władcy (Julian Jabczyński), swawolnych, ale z umia­rem służebnic Wasantaseny (Irena Szramowska i Maria Nowo­tarska) oraz przezabawnej Radaniki (Krystyna Hanzel). Obsadę dopełniali: M. Grabowski, Z. Bator, S. Jędrzejewski, A. Polek, J. Woźniak, H. Matwiszyn, J. Sagan, J. Krzyżanowski, J. Harasiewicz, S. Rokita, K. Szyszko-Bohusz i X. Jaroszyńska.

Scenografię "przystawkową" projektował Wojciech Krakowski, a muzyczna oprawa spektaklu była dziełem Zbigniewa Kar­neckiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji