Artykuły

Na drodze do teatru popularnego

A WIĘC znowu mamy oka­zję zobaczyć w teatrze coś współczesnego i bar­dzo przy tym polskiego. Po serii utworów, w któ­rych swoista poetyka, operująca metaforą i gro­teską, dość osobliwie obchodziła się z rzeczywistością, gdzie moda lub zbyt wybujała wyobraźnia autora kompli­kowały realistyczne widzenie spraw i rzeczy, jeśli w ogóle na to pozwalały - na scenie katowickiej pojawiła się sztuka prosta, nieskomplikowana ani literacko ani psychologicznie, łatwa w odbiorze, ujmująca swoją popularną, uczciwą dydaktyką. Zrazu jesteśmy nieco zaszokowani: ileż w tym sche­matyzmu, ileż uproszczeń - jak, nie przymierzając, w pewnych utworach lat pięćdziesiątych. Ale po chwili za­stanowienia, zaskoczeni przy tym ży­wą reakcją publiczności, zaczynamy rozważać: co jest w tym utworze, że mimo swe uproszczenia, mimo pewien warsztatowy prymitywizm - chętnie przyznamy, iż zamierzony przez auto­ra - może nam się podobać, że pewne postacie zapadają nam w pamięć a sam problem dydaktyczny wymusza naszą własną ingerencję myślową?

Albin Siekierski posiada dobry zmysł dramaturgiczny. To, co pokazał w "Symulantach", zapowiada tęgiego autora dramatycznego - z czego na­leży się szczególnie cieszyć w naszym śląskim środowisku literackim, dość ubogim w talenty dramaturgiczne. Sie­kierski potrafi wciągać widza w tok wydarzeń i jeżeli udało mu się to na terenie tak niewdzięcznym dla zewnę­trznego rytmu akcji, jak izba koszaro­wa, można się spodziewać iż przy wy­borze innego tematu lepiej poznamy jego zdolności dramaturgiczne.

Sztuka, jako się powiedziało, ma za­miar dydaktyczny. Grupa rekrutów pragnie zachować swoją "samoistność cywilną", buntuje się przeciwko dyscyplinie wojskowej, chce przez swój opór doprowadzić do złamania pew­nych schematów porządku wojskowe­go. Mniejsza o to, ile w tym pozy, ile symulanctwa i pozorowania chuligań­skiej krzepy - sam tytuł "Symulan­ci" stwarza okazję do uogólnień, któ­rych nie chcemy jednak autorowi wmawiać. Jedynie dwóch rekrutów przechodzi tragedię: prawdziwy symu­lant Jasio, który chce się wyrwać z wojska na gospodarstwo ojca, i Eryk, który z wojska ucieka, przyłapany po­tem zresztą w drodze. Wielka szkoda, że w przedstawieniu katowickim ode­brano Erykowi jego regionalną bio­grafię - czyżby takich konfliktów nie było w naszym wojsku? Na skutek tego zabiegu niezrozumiała psychologi­cznie staje się ucieczka Eryka a jego nieżyjący już ojciec, wskrzeszony ale osadzony - jak to z dialogów wynika - w więzieniu, nie wiadomo po co ma stanowić zagadkę dla współrekrutów oraz dla widza; do końca nie dowia­dujemy się przecież, za co ojca Eryka przymknęli.

Awantura z rekrutami kończy się jednak dobrze dzięki temu, że sami w toku wydarzeń nieco dojrzewają, prze­de wszystkim jednak dzięki temu, że dobry dowódca, wyrozumiały i aniel­ski, schematyczny aż po czubek wło­sów, wierzy w ich poprawę, po to się przecież przekomarza z szefem kompa­nii i po to skazuje symulantów na męki tolerancji.

O talencie dramaturgicznym Siekier­skiego świadczą przede wszystkim trzy bardzo żywe, pełne, przekonujące postacie: Romek, Eryk, Ja­sio. Te trzy postacie decydują także o powodzeniu sztuki, z nich - na dobrą miarę - można było skroić osobny dramat. Ich losy i charaktery obcho­dzą nas jedynie; tym większa szkoda, że Eryk po dokonanym na nim antyregionalnym makijażu stał się aż tak nierealnie tajemniczy.

O wadach sztuki sporo napisała już w tegorocznym lipcowym "Dialogu" Danuta Żmij, komentując sztukę Sie­kierskiego, tamże opublikowaną, na tle nieco szerszym. Do jej uwag, mo­że zanadto ostrych (które mogłaby skorygować zobaczywszy, jak wypadła konfrontacja sztuki z publicznością) dodam przede wszystkim tę iż najbar­dziej drażniła mnie literacka, gładka konwersacja w ustach rekrutów, kon­wersacja przetykana mocnymi słowy z tak zwanego marginesu społecznego. Nie można uwierzyć, żeby Kazek tak formułował swoje myśli, jeżeli mamy go wziąć rzeczywiście za tego, za kogo się podaje. To samo dotyczy innych postaci, które nagle mają na podorę­dziu aforyzmy, bynajmniej nie ludowe ani środowiskowe, lecz wymyślone przez literata. Jedyny Romek operuje własnym językiem, głównie dlatego, że autor czerpie jego zwierzenia z konkretnych sytuacji środowiskowych na budowie.

W każdym razie - uwzględniając zastrzeżenia obce i własne, wierząc, że niejedno da się jeszcze w tej sztuce poprawić, gdyby miała przejść na in­ne sceny - można rzec, iż jest to ma­teriał na sztukę popularną, jakiej te­atrom naszym potrzeba. Jej prostota zapewnia jej wielką szansę u szero­kich mas publiczności. Jej dydaktyka, choć schematyczna, nie może ominąć naszej uwagi. Niektóre jej postacie noszą w sobie kawał prawdy życiowej. Czegóż więcej wymagać od sztuki, pragnącej zdobyć popularność publicz­ności?

Reżyser Roman Zawistowski miał bardzo trudne zadanie, żeby w jednej brudnej izbie koszarowej tak pokiero­wać wydarzeniami, by potrafiły one zainteresować publiczność. Wybrał prostotę środków - w zgodzie z cha­rakterem sztuki - nie dorabiał klu­cza filozoficznego do żadnej sytuacji, dał pokaz ludowego realizmu w jego współczesnej, młodzieżowej postaci. Bardzo pomógł autorowi.

Z dobrego tekstu utalentowany ak­tor tworzy na ogół świetną postać. Tak jest w "Symulantach" przede wszyst­kim ze Stanisławem Brudnym w roli Jasia oraz z Jerzym Bińczyckim w ro­li Romka. Do nich można jeszcze do­łączyć Władysława Kozłowskiego jako Eryka. Ta trójka jest w grupie rekru­tów najlepsza. Brudny wzrusza, Biń­czycki zbiera podziw przez konsek­wentne trzymanie się malowniczej skóry "tego z budowy", Kozłowski po­doba się dzięki swojej dyskrecji i sku­pieniu. Mieczysław Jasiecki jako szef kompanii włączył do swojego bogatego rejestru aktorskiego nową dobrze za­graną rolę. Natomiast Władysław Kornak niewiele mógł wykrzesać ze swe­go bladego tekstu, nie jego to wina. Interesujące sylwetki Jacka i Leona stworzyli Lesław Mazurkiewicz i An­drzej Kozak. Bardzo utalentowanym aktorem jest Andrzej Antkowiak. Je­żeli tym razem okazał się nieprzekonywający w roli Kazka, "bossa" czar­nej izby koszarowej, to chyba dlatego, że zagrał tę postać zbyt dynamicznie, przez co wyszły na jaw wszystkie za­nadto literackie cechy tej postaci; jej sztuczny język wymagał ściszenia, jej zasięg oddziaływania ograniczenia.

Scenografia Zenona Moskwy funkcjonalna, ale i przejmująca w swej su­rowości, podkreślonej jeszcze przez odpowiednie tło za oknem.

Na wrześniowej premierze autor pięknie się pokłonił publiczności, któ­ra przyjęła jego sztukę z uznaniem i aplauzem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji