Artykuły

O wódce, polityce, Rosji i teatrze

- Czasem przeginaliśmy, efekt był taki, że straciliśmy wszystkich korporacyjnych sponsorów. Zyskaliśmy za to wspaniałą publiczność, która szuka u nas czegoś, czego nie znajduje w innych teatrach. Może za dużo było publicystyki, może za dużo krzyczeliśmy, ale tematy, które podjęliśmy pozostaną dla nas ważne. W pewnym momencie, zaczęliśmy organizować debaty, trochę w kontekście spektaklu, trochę niezależnie, i właśnie tam znalazła ujście nasza pasja społeczna, która od samego początku tak silnie dochodziła do głosu na scenie - mówi Piotr Sieklucki, dyrektor Teatru Nowego w Krakowie w portalu Pride.pl

Piotr Seweryn Rosół: Teatr Nowy istnieje od 2002 roku i jest chyba jedynym w tym kraju tak długo istniejącym teatrem prywatny. Wam się udało, innym nie. Dlaczego?

Piotr Sieklucki: Inne zespoły, jak się okazuje, nie zawsze stanowiły wyrazistą alternatywę dla teatrów instytucjonalnych. Powinny mieć w sobie więcej bezczelności, odważny repertuar, bezkompromisowe wybory estetyczne i etyczne. Często jednak same siebie cenzurują, poddają się rozmaitym wpływom środowiskowym, politycznym, a przecież powstały z myślą o pełnej niezależności. Problemem są też pieniądze. Żaden teatr nie może funkcjonować bez wsparcia, to jasne, ale wsparcie może oznaczać wpływ ograniczający samodzielność myślenia. Od miasta dostajemy rocznie około 100 tyś., co jest dziesiątą częścią naszego budżetu i setną naszych potrzeb.

To duże macie potrzeby. Kiedyś mówiłeś, że wsparcie miasta starcza ledwie na papier toaletowy. Sytuacja chyba uległa zmianie?

- Potrzeby mamy duże, to prawda, bo potrzeby idą za ambicjami, i żadne wsparcie nigdy ich nie zmieniło. Owszem, bywały momenty trudne. Dziś jesteśmy coraz bardziej doceniani przez władzę, mimo, że nasze działania, mówiąc oględnie, nie zawsze są jej w smak. Ostatnio nawet radni PIS-u chcieli mnie odwołać (śmiech), nie rozumiejąc, że nikt mnie przecież na to stanowisko nie powołał. Istniejemy pomiędzy mainstreamem a niszą, profesjonalizmem a eksperymentem. I choć miasto w jakimś stopniu zdołało się z nami oswoić, wciąż pozwolić sobie możemy na działanie bez precedensu. Udało nam się wywalczyć osobne miejsce w pejzażu kulturalnym Krakowa, co więcej, staliśmy się, w jakimś sensie jego towarem eksportowym. Chyba żaden inny teatr krakowski nie gra 10. spektakli wyjazdowych w każdym miesiącu. Rozpoczynamy właśnie cykl dyskusji "kulturalny prezydent" i każdy kandydat na prezydenta zanim zostanie dopuszczony do głosu, będzie musiał obejrzeć u nas spektakl (śmiech). Taki pomysł na uwrażliwianie władzy na sprawy kultury. Zobaczymy, sytuacja jest dynamiczna.

Zawsze miałem wrażenie, że dążycie za wszelką cenę do konfrontacji światopoglądowej i w miarę swoich możliwości, podsycacie wojnę kulturową. Homoseksualizm, antyklerykalizm, pedofilia, aborcja czy to nie jest zbyt publicystyczne, czy nie jest to zwykłe epatowanie mieszczucha? Rozumiem, że potrzebowaliście skandalu, żeby zaistnieć, ale dziś?

- Może masz rację, czasem przeginaliśmy, efekt był taki, że straciliśmy wszystkich korporacyjnych sponsorów (śmiech). Zyskaliśmy za to wspaniałą publiczność, która szuka u nas czegoś, czego nie znajduje w innych teatrach. Może za dużo było publicystyki, może za dużo krzyczeliśmy, ale tematy, które podjęliśmy pozostaną dla nas ważne. W pewnym momencie, zaczęliśmy organizować debaty, trochę w kontekście spektaklu, trochę niezależnie, i właśnie tam znalazła ujście nasza pasja społeczna, która od samego początku tak silnie dochodziła do głosu na scenie.

Nie będzie więc już "teatru pedalskiego"? Co teraz będzie?

- Łatkę "teatru pedalskiego" przypięto nam po "Lubiewie". To absurd, który nie wymaga komentarza. Stoją za tym starsi koledzy, którzy z zazdrością patrzą na nasze poczynania. Dla ich cichych szeptów prowokacyjnie powiem, że marzy mi się teatr pornograficzny, w którym na scenie zobaczymy rzeczywisty akt seksualny i właśnie wokół niego toczyć się będą dyskusje, spory, wokół niego skonstruowany będzie dramat. Od dawna przymierzam się do "120 dni Sodomy" Sade'a. W tym tekście jest wszystko, co zawsze mnie fascynowało - metafizyczne i moralne zło, BDSM, relacja mistrz - uczeń, władza totalitarna. Przewodnikiem w tych poszukiwaniach był dla mnie Bogdan Hussakowski, z którym zrobiłem "Filozofię w buduarze". Temat niesłychanie aktualny, a jednocześnie w jakimś sensie szukający wyrazu mojej miłość do Rosji.

Ta miłość aktualnie jest chyba równie kontrowersyjna jak pozostałe Twoje miłości (śmiech).

- Racja, ale mam wrażenie, że mało kto jest dziś w stanie Rosję zrozumieć, ponieważ widzi ją w perspektywie europejskiej. Jerofiejew mówił mi, że to wielka porażka Zachodu, który nie zdołał wypracować innej perspektywy w swoim spojrzeniu na Rosję, a przecież Rosja to naprawdę inny świat i nie ma sensu oceniać jej wedle naszych standardów. Zapytasz zaraz o Krym. Ale czy ten wielki dar Chruszczowa nie był od początku cykającą bombą? Wiadomo było, że kiedyś dojdzie do eksplozji. Nikt nie spodziewał się, że jednak tak szybko. Jelcyn był zbyt pijany, a teraz Putin jest zbyt chciwy. Jak widać odbiera to, co uważa za swoje, a Europa patrzy i kręci głową i palcem grozi. Tylko tyle może. Nic więcej, bo nikt nie chce wojny.

Częściej mówisz jak człowiek lewicy, ale w odniesieniu do Rosji o dziwo masz raczej poglądy Korwina-Mikke

- Korwin jest błaznem. Nie wiem czy rzeczywiście wierzy w to, co mówi. Rosja tęskni za imperium. O tym jest też nasz spektakl "Wysocki. Powrót do ZSRR". Z jednej strony mówimy w nim o potędze miłości obywateli do tego kraju, o wielkiej muzyce i literaturze, a z drugiej strony o upadlaniu człowieka, o gnojeniu jednostki, o zapijaniu się z rozpaczy. I zastanawiam się głupio: a może Rosjanie tak lubią? Może wtedy dopiero są twórczy? W Rosji nie ma społeczeństwa obywatelskiego, więc nie wiedzą jak można żyć inaczej, nie znają prawdziwej wolności, nigdy się nią nie upajali. My w Polsce natomiast chłoniemy ją jakby miała zaraz się skończyć. Kopiujemy zachodni styl życia, szybko, na siłę, czym prędzej. Ścigamy się jak wściekli. A gdyby tak w zaciszu domu, na chwilę usiąść na dupie i spotkać się z przyjacielem, otworzyć butelkę wódki, popatrzeć sobie w oczy, pomilczeć i z rozrzewnienia popłakać sobie?

Wiadomo, nikt nie zrozumie Rosji bez wódki. Ani władzy, ani kultury, ani języka. Ty akurat jesteś, jeśli tak można powiedzieć, a przekonujesz wszystkich, że można - wielkim jej koneserem. Prowadzisz portal jej poświęcony czysta-vodka.com.

- Wódka ma swój czas i miejsce. Teraz akurat pijemy wino, nie wódkę, bo taki Francuzik w okularkach jak Ty do wódki się po prostu nie nadaje. Poza tym wieczorem w Wieliczce gram "Grigę" i muszę się oszczędzać. Wódkę w Rosji mierzono kiedyś wiadrami - tak pisze Jerofiejew. Wódka w Rosji wyzwala. Wódka w Rosji pomaga zapomnieć. Wódka w Rosji leczy rany. Rosyjska wódka jest najsmaczniejsza; polecam Bieluge, akurat jest dostępna na rynku polskim. Takiej wódki nie produkuje żaden kraj. Ale może nie ma się z czego cieszyć, bo wódka w Rosji zabija co roku tyle samo, co wojna w Afganistanie w ciągu tych krwawych długich lat.

Jeśli nie zabije, to wzmocni Myślisz czasem o śmierci?

- Mam wrażenie, że dni mijają coraz szybciej. Każdy dzień jest jak błysk. Smuci mnie to, że tak szybko odszedł mój Bogdan Hussakowski, mój Igor Przegrodzki. Mam wrażenie, że było to przedwczoraj, a minęło już kilka lat odkąd ich nie ma. Z tych najstarszych pozostaje mi jeszcze Lubaszenko i Marchwiński. Ten ostatni jest naprawdę mi drogi. Starość chciałbym spędzić w gronie przyjaciół. Nie będzie już rodziców, a ja będę musiał zmierzyć się z samotnością. Dlatego by jej uniknąć chcę otworzyć prywatny dom starości. W moim rodzinnym ogrodzie znajdą się hamaki dla przyjaciół z Nowego. Emerytury będziemy mieli głodowe, bo wszyscy jesteśmy na śmieciówkach, nie wierzymy w ZUS i nie wierzymy w starość; ale tam jest ogród, są pola, można siać, zbierać i pędzić bimber. Wielkie piękno przed nami.

Najpierw prywatny teatr, na koniec prywatny dom starości. Sieklucki - człowiek, który został papieżem prywatności?

- Człowiek, którego prywatność nie jest prywatna, bo lubię sam plotkować na swoje tematy, ale prywatne jest moim bezpieczeństwem i radością. Od nikogo nie chce być zależny i sam chcę decydować o repertuarze, w którym gram, o swoim życiu, poglądach, które często zmieniam - na razie się udaje, a mija już mój wiek chrystusowy

Przed Tobą wiek męski, wiek klęski

- Nie, przeciwnie, ja się w ogóle nie starzeję.

***

Piotr Sieklucki - rocznik 1980; aktor i reżyser, absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Zawodową karierę teatralną rozpoczął od nagrody aktorskiej na Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi; przełomem w jego karierze stało się założenie w 2006 roku w Krakowie Teatru Nowego, prywatnego teatru, którego podstawowym celem jest promowanie młodych artystów i popularyzowanie nowych trendów w sztuce. Otrzymał Stypendium Twórcze Prezydenta Miasta Krakowa, nagrodę aktorską Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi, nagrodę Ministerstwa Kultury i Instytutu Teatralnego w konkursie na wystawienie dawnych dzieł literatury europejskiej, Grand Prix za "Lubiewo" - najlepszą prapremierę sezonu na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Wykładowca w Wyższej Szkole Komunikowania i Mediów Społecznych. Felietonista "Miasta Trunków", krytyk czystych wódek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji