Artykuły

Wciąż nie mam czasu, bo jestem zachłanny na... dobrą robotę

- Aktorstwo to zawód dla ludzi samotnych, trzeba oddać mu życie. Jest diabelski, potwornie zazdrosny i niezmiennie męczący. To nieustanny, permanentny ekshibicjonizm psychofizyczny - mówi MARIAN OPANIA, aktor Teatru Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie.

Mówi, że jest niecierpliwy, zawsze mu się gdzieś śpieszy. Ulgę i spokój odczuwa tylko podczas rzeźbienia. I wtedy, gdy po kolejnym wyjeździe spotyka się z rodziną. Całe dnie zajmują mu próby do nowego spektaklu muzycznego "Cohen-Nohavica" w Teatrze Buffo. Jednocześnie gra w serialu "Prawo Agaty", ma też inne zobowiązania filmowe, teatralne i koncertowe. Dlatego trudno umówić się z nim na wywiad. W końcu udaje się nam wyznaczyć dzień i godzinę. Rano Marian Opania przeprasza, że musi przesunąć spotkanie o pół godziny, bo przeforsował głos i potrzebuje pomocy specjalisty. Na szczęście po wizycie u foniatry okazuje się, że struny głosowe aktora są w porządku. Możemy rozmawiać...

Tina: Słyszałam, że w wolnych chwilach Pan rzeźbi... Pański brat, prof. Wojciech Opania, architekt, był też rzeźbiarzem. Skąd takie artystyczne zainteresowania w domu?

Marian Opania: Zdolności manualne odziedziczyliśmy po mamie. Robiła sztuczne kwiaty z bibuły, ale nie chryzantemy czy róże, bo to proste, lecz drobniutkie polne kwiaty. Babcia także takie bukiety tworzyła, wujkowie malowali obrazy, ojciec genialnie śpiewał.

O czym Pan myśli, rzeźbiąc?

- To taka cicha rozmowa z Bogiem. W tej twórczości dominuje motyw sakralny: piety, Chrystus Frasobliwy, płaskorzeźby, krucyfiksy... W 1979 r. mój syn Bartek miał w grupie dzieci witać z krzyżami Papieża. Znalazłem kawałek gałęzi lipowej i kozikiem wyrzeźbiłem Chrystusika. Od tego się zaczęło. Dziś moje rzeźby są w domach na całym świecie: w Japonii, Australii, Stanach... Miałem nawet wystawy.

Wiara jest ważna w Pana życiu?

- Szalenie! Mimo różnych przykrych doświadczeń wierzę, że Bóg nade mną czuwa.

Ojciec zginął w powstaniu, nie poznaliście się. Na ile mamie udało się go zastąpić?

- To ona otworzyła mi oczy na świat i rozbudziła we mnie wrażliwość. Też była utalentowaną artystką, mimo że pracowała jako kierownik planowania w rejonie dróg wodnych w Puławach, gdzie mieszkaliśmy. Występowała w teatrze amatorskim. Nasz dom był pełen miłości i... książek. A "ojcował" mi ukochany wujek Login, mąż siostry mamy...

Swoją przyszłą żonę, Annę poznał Pan w wieku zaledwie 17 lat...

- Podobała mi się, ale miała narzeczonego. Uważałem, że nie mam u niej szans - śliczna dziewczyna, gdzie ja do niej! W końcu zacząłem pisać listy. Może zorientowałem się, że mam jakieś szanse? Świetnie recytowałem Norwida, a ona również brała udział w konkursach recytatorskich. Poderwałem ją chyba na tego Norwida...

Ile lat jesteście małżeństwem?

- Od 8 lipca 1967 r. Ale ja liczę czas miłości od 3 maja 1960 r.: od pierwszego pocałunku.

Jak kochać tyle lat tę samą kobietę?

- Kochać i podziwiać! Żona myśli, że niemożliwe, a ja w niej wciąż widzę siedemnastoletnią dziewczynę sprzed lat. A wracając do Pani pytania: jak się jest z charakteru takim "draniem" jak ja i jak się patrzy na tę cierpliwą, czułą kobietę, która ze mną tyle wytrzymała, to musi się ją kochać (uśmiech).

Często mówi Pan żonie, że ją kocha?

- Tego nie trzeba mówić, tę miłość trzeba okazywać! Podlewać jak roślinkę. Czasem kupuję kwiaty bez okazji. I staram się być dobry, choć nie zawsze mi to wychodzi, bo jestem raptus i choleryk. Jeśli chodzi o moje życie rodzinne, pamiętam, że na początku kariery na pierwszym miejscu była, niestety, praca. Aktorstwo to zawód dla ludzi samotnych, trzeba oddać mu życie. Jest diabelski, potwornie zazdrosny i niezmiennie męczący. To nieustanny, permanentny ekshibicjonizm psychofizyczny. Gdy robię coś, co mnie wciąga, jestem nienormalny. Nie śpię, chodzę ulicami, mówię do siebie - ludzie patrzą na mnie jak na wariata.

Przed premierą spektaklu muzycznego "Cohen-Nohavica" też się Pan tak stresuje?

- Bardzo! Leonarda Cohena kocham od 1980 r. A 7 lat temu ktoś mnie zapytał: "Czy nagra Pan płytę Nohavicy?" i nie wiedziałem, kto to taki (od redakcji: Jaromir Nohavica to czeski pieśniarz, kompozytor i poeta). Wysłuchałem dwóch piosenek, zachwyciłem się i zrobiłem nowe przekłady, ale wciąż były jakieś przeszkody z wystawieniem spektaklu. Teraz wreszcie się udało. To radość, ale i duże nerwy. Taki zawód...

Nie uchronił Pan jednak przed nim syna, Bartka Opani...

- Nie udało się. A teraz wnukowie się szykują.

A jakim jest Pan dziadkiem?

- Wnuki chyba mnie trochę lubią, choć wiedzą, że z dziadkiem trzeba być grzecznym. Mimo to jesteśmy kumple. Ciągle tęsknię za całą rodziną, bo ja, zaciekły domator, bez przerwy hulam gdzieś po Polsce i po świecie. Cieszę się więc, gdy wracam do domu.

Mówi Pan o sobie, że jest prowincjuszem z urodzenia i z zamiłowania. Kocha Pan nadal swoje rodzinne Puławy?

- Zostałem nawet pierwszym honorowym obywatelem tego miasta. To dla mnie najcenniejsze odznaczenie. Tym bardziej, że w Puławach jest ulica imienia mojego taty.

Jego portret

MARIAN OPANIA urodził się 1 lutego 1943 r. w Puławach. W 1964 r. skończył studia na warszawskiej PWST.

KARIERA: Debiutował w 1964 r. w filmie "Miłość dwudziestolatków" Andrzeja Wajdy. Na swoim koncie ma ponad 150 ról filmowych, kilkaset telewizyjnych i wiele teatralnych. Ostatnio możemy go oglądać w serialu "Prawo Agaty" i w głośnym filmie fabularnym "Bogowie". Od ponad 33 lat związany jest z warszawskim Teatrem Ateneum, gdzie poza rolami dramatycznymi zachwyca interpretacją piosenek i grą w spektaklach muzycznych.

RODZINA: Żona Anna, syn Bartek - aktor, córka Magda - japonistka, czworo wnuków.

CO LUBI: Rzeźbi, łowi ryby, podziwia sztukę, uwielbia przyrodę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji