Dobry, nowoczesny teatr
Najnowsza inscenizacja "Eugeniusza Oniegina" to spektakl o jasnej symbolice, wysmakowany kolorystycznie, pełen przestrzeni i powietrza. To kolejna udana próba pozbawienia opery koturnowości i uwolnienia z ciasnego gorsetu konwencji. I chociaż można dyskutować i zgadzać się lub nie z tym czy innym pomysłem, nie zmieni to jednak faktu, że jest to przedstawienie niezwykle efektowne teatralnie, które z pewnością cieszyć się będzie ogromnym powodzeniem.
Należy przypuszczać, że reżyser, decydując się na wykreślenie z partytury kilku scen zbiorowych, wywiódł ideę inscenizacji z aspektów dramatu psychologicznego, w jaki są uwikłani bohaterowie "Oniegina", starając się opowiedzieć ją, wbrew pozorom, w sposób kameralny. Mimo wielkiej przestrzeni to co najistotniejsze zamyka reżyser w kręgu jasnego światła, to ono wyznacza granicę przeżyć bohaterów. Pełne poezji sceny pierwszego aktu z brzozowym lasem w tle są kontrapunktem dla zrealizowanej z rozmachem dynamicznej sceny balu u Ławrinów. Jej kulminacyjnym punktem jest moment, w którym Leński wyzywa Oniegina na pojedynek. Ten odbywa się w srebrzystej poświacie zimowego poranka. Szkoda tylko, że trzeci akt z pokazem mody nie bardzo trzymał się przyjętej przez reżysera koncepcji, nawet jeżeli ma być obrazem samotności głównego bohatera, to wypada on zupełnie nieprzekonywująco. Niezmiernie ważną rolę w tym przedstawieniu ma gra światła i koloru, co nadaje sens i wymiar poszczególnym scenom. Piękne są stylizowane na XIX wiek kostiumy, stanowiące integralną część inscenizacji.
Historię człowieka, który lekceważy miłość i przyjaźń, opowiada Treliński przez postać O*** - to z pewnością stary Oniegin przeżywający raz jeszcze historię swojego życia, które pozbawiło go nie tylko możliwości przeżycia wielkiej miłości, ale również zniszczyło przyjaźń. Świetna jest niema rola Jana Peszka, z którym wspólnie wędrujemy przez kolejne sceny aż do wymownego finału, gdzie główny bohater musi się pogodzić z własną klęską. Konsekwencją tego jest wykreowanie Oniegina na zimnego i pozbawionego głębszych uczuć człowieka, któremu potrzebny był czas, by zrozumiał, co stracił. Niestety, jest już za późno! Leńskiego zabił w pojedynku, a Tatiana, mimo że cierpi, pozostaje wierna raz złożonej przysiędze. Pozostał sam i nie jest to samotność z wyboru!
Znakomicie w tym ujęciu odnaleźli się główni bohaterowie: Mariusz Kwiecień - Oniegin i Jekaterina Sołowjowa - Tatiana. On stworzył obraz odpychającego i obojętnego człowieka, z trudem pojmującego własną klęskę, ujmując przy tym swobodnie prowadzonym i pięknie brzmiącym barytonem oraz wyrazistym aktorstwem. Ona wykreowała postać młodej, niedoświadczonej dziewczyny, która pod wpływem zdeptanej miłości przemienia się w dojrzałą, świadomą własnej siły kobietę. To również bardzo interesujący głos. Pozostali wykonawcy: Anna Libańska - Olga, Adam Zdunikowski - Leński, Krystyna Szostek-Radkowa - Niania i Romuald Tesarowicz - Gremin z pełnym powodzeniem wykonali swoje partie.
Ten spektakl jest też znakomity w sferze muzycznej. Dyrektor Jacek Kaspszyk świetnie przygotował orkiestrę, która pod jego doświadczoną batutą grała i brzmiała wyjątkowo pięknie. Dyrygent nie tylko z ogromnym wyczuciem towarzyszył śpiewakom, dostosowując do nich brzmienie orkiestry, ale też wydobył z partytury wszystkie zawarte w niej burzliwe emocje, co najpełniej było widać we fragmentach czysto instrumentalnych, przedstawiających wewnętrzny stan ducha bohaterów.