Artykuły

Modrzejewska i jej komuna

Po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych pani Helena na dwa miesiące osiadła nieopodal Anaheim w Kalifornii. Stąd ruszyła w trasę. Sielski domek dziś służy za muzeum poświęcone artystce.

Muzeum Heleny Modrzejewskiej w Anaheim, około 40 km na południe od centrum Los Angeles, to niewielki drewniany domek otoczony parkiem i kilkoma zabudowaniami gospodarskimi. Zwiedzanie lepiej zarezerwować wcześniej, gdyż obiekt cieszy się sporym powodzeniem. Trudno się dziwić - to najstarszy zachowany budynek w ponad 300-tysięcznym, założonym przez osadników niemieckich w 1857 r. mieście, w dzielnicy, która dla Europejczyka wygląda raczej jak ciąg zagubionych w lesie posesji. To także jeden z niewielu zachowanych budynków z tego okresu w całym stanie.

Istnieją wprawdzie kamienne misje, czyli klasztory hiszpańsko-meksykańskie, ośrodki nawracania Indian jeszcze z przełomu XVIII i XIX w., ale to tradycja, do której Amerykanie nie lubią się przyznawać. Kalifornia stała się częścią USA dopiero w wyniku wojny amerykańsko-meksykańskiej w latach 1846-1848, a w okresie przejściowym była nawet króciutko niepodległym państwem.

Helena Modrzejewska przybyła tu w 1876 r., a miejsce przygotowali dla niej, jej męża i syna członkowie falansteru artystycznego, którzy na antypodach postanowili założyć polską komunę: 30-letni Henryk Sienkiewicz, karykaturzysta, krewny męża Modrzejewskiej Lucjan Paprocki i Juliusz Sypniewski z rodziną. Wszyscy młodzi, pełni zapału, gotowi do podboju nowego świata.

BENDA, CHŁAPOWSKA, MODRZEJEWSKA

Dla Amerykanów muzeum to część ich historii, tak jak Helena Modrzejewska, funkcjonująca tu jako Modrzejewska. Taką wersję nazwiska wymyślił dla niej John McCullough, wybitny aktor, dyrektor California Theatre z San Francisco, kiedy wreszcie, po serii bezowocnych prób, wykorzystując protekcję, udało się jej wymusić przesłuchanie u niego.

"Oto odbyłam próbę z Adrianny Lecouver po angielsku, w obecności dyrektora i reżysera tutejszego teatru. Prosiłam się prawie o tę próbę, bo te niedźwiedzie nie dowierzały, żeby w kraju, który według ich mniemania wykreślony został z karty dziejów świata, w kraju, o którym oni tu nigdy nic nie słyszą, mogła istnieć sztuka. Otóż - doznałam triumfu, jaki mnie jeszcze nie spotkał. Niedźwiedzi zmieniłam w pudlów skaczących obecnie na dwóch łapkach przede mną. Dyrektor - zachwycony, zdziwiony, oczarowany - zaangażował mnie na tyle przedstawień, ile sama chcę, i życzy sobie, żebym już za miesiąc wystąpiła " - napisała w swojej autobiografii aktorka.

Nie znała jeszcze dobrze angielskiego. Dlatego datę swojego prawdziwego teatralnego debiutu w San Francisco przeciągała niemiłosiernie, przymierając nieomal głodem, aby wystąpić z perfekcyjną wersją roli. Perfekcjonistką była zawsze.

Korekta nazwiska nie była dla Modrzejewskiej problemem. Z domu nazywała się Benda, a po mężu Chłapowska. Modrzejewska to jej pseudonim sceniczny, który przybrała wraz ze swoim ówczesnym partnerem i kimś w rodzaju impresaria - Gustawem Zimajerem, ojcem jej dwojga dzieci (córka zmarła we wczesnym dzieciństwie, syn Rudolf został światowej sławy inżynierem, konstruktorem mostów). Związek z Zimajerem to czas jej burzliwej i nieszczęśliwej młodości. Spotkanie z Karolem Bodzentą Chłapowskim i ślub z nim po dwóch latach w 1868 r. rozpoczynają okres jej stabilizacji oraz kariery. Stabilizacji, która jednak oznacza życie niezwykle dynamiczne i pełne przygód.

Najbardziej uderza w muzeum Modrzejewskiej mapa Stanów Zjednoczonych z naniesionym na nią planem jej artystycznych wojaży. Spod pokrywających się linii jej podróży czasami trudno zidentyfikować kontury kraju, który objechała po wielekroć Kariera i życie Modrzejewskiej w Stanach Zjednoczonych to bowiem nieustająca podróż, niekiedy długie miesiące życia w przystosowanym do tego wagonie kolejowym.

Oglądając sielski domek wydający się oazą spokoju, można wyobrażać sobie - a przewodnicy sugerują to złudzenie - że był on dla Modrzejewskiej azylem, w którym dochodziła do siebie po scenicznych objazdach Stanów. W rzeczywistości mieszkała w nim tylko dwa miesiące. Przybyła tu na początku listopada 1876 roku, a na początku stycznia następnego roku wyjechała z Anaheim na zawsze. Tak opisywała swoje pierwsze wrażenie z miejsca, które stać się miało jej docelową siedzibą, a stanowi wyłącznie siedzibę jej muzeum. "Wynajęty dom wydał się nam za mały: dwie sypialnie, jadalnia, salon z pianinem i kanapą. Rzucająca się w oczy banalność tego wszystkiego mogła odebrać otuchę, a ogródek przed domem z jego cyprysami, przystrzyżoną trawką i bezładnymi klombami kwiatów przypominał biednie utrzymany cmentarzyk. Co jedynie ratowało sytuację, to otwarty widok na góry - na północy na Sierra Mądre, od wschodu na Santa Ana Rangę. Ale ja rozczarowałam się okropnie i omal nie wykrzyknęłam:

- "Och, dlaczego nie zamieszkamy w namiotach!".

A miało być tak wspaniale! Grupa najbliższych przyjaciół z salonu Modrzejewskiej planowała ten wyjazd od końca 1875 r. Zbrzydzeni duszną atmosferą popowstaniowej Warszawy, prowincjonalnego miasta rosyjskiego imperium, chcieli rozwinąć skrzydła w Nowym Świecie. Z ograniczeniami spotykali się na co dzień. Modrzejewska, pierwsza gwiazda sceny stolicy, nie mogła zagrać w upragnionym repertuarze. Ze Słowackiego dostępny był tylko "Mazepa", bo nawet " Balladyna" zakazana została przez cenzora jako "sztuka o kradzieży korony polskiej ". Także niecały Szekspir potrafił przepchnąć się przez to ucho igielne, co uniemożliwiło Modrzejewskiej wcielenie się w lady Makbet, o czym marzyła od dawna.

Spotykali się u niej młodzi buntownicy. Wielce obiecujący dziennikarz i felietonista z pisarskimi ambicjami Henryk Sienkiewicz. Józef Chełmoński, malarz, który już dążył do tego, by zdobyć rozgłos i był nadzieją artystycznej Polski. Jego również obiecujący kolega Adam Chmielowski, pozbawiony nogi podczas powstania styczniowego, o którym nikomu nie przyszłoby do głowy powiedzieć, że w przyszłości porzuci malarstwo dla pomocy ubogim i zostanie Św. Albertem. Stanisław Witkiewicz, też wówczas głównie malarz. I inni.

Stopniowo najbliższa grupa wymyśliła amerykańską eskapadę. Pierwotnie miały w niej uczestniczyć nawet 22 osoby. Głównie grupa artystów przyciągnięta osobowością i urodą Modrzejewskiej. I to oni wykruszyli się najwcześniej. Dwóch zakochanych w niej malarzy: Chmielowski i Witkiewicz, którzy stanowić mieli jądro komuny, nie pojawili się na statku 13 lipca 1876 r. odpływającego z Bremy do Stanów Zjednoczonych. To z ich powodu gwiazda rozpłakała się, wchodząc na pokład.

Do Anaheim dotarła po niemal czterech miesiącach podróży, zatrzymując się w kolejnych amerykańskich miastach od Nowego Jorku do San Francisco przez Kanał Panamski.

Na początku było jeszcze sielsko. "W ogóle bardzo nam tu dobrze. Dziwne się wprawdzie wydaje widzieć np. panią Helenę, którą przywykło się widzieć w królestwie sztuki - natchnioną i okrytą idealnym nimbem - gotującą obecnie befsztyki lub piorącą bieliznę, ale umie to robić ze szczególnym wdziękiem " - pisał w liście Sienkiewicz.

Szybko jednak się okazało, że farmerskie zdolności warszawskiej elity nie przystają do nowych warunków. Na początku gwałtowny wiatr Santa Ana spustoszył uprawy, a potem dobiła wszystko uporczywa susza.

MĄŻ, ZAKOCHANI I SZTUKA

Od początku Modrzejewska myślała 0 karierze scenicznej, a komunę artystyczną traktowała nie do końca poważnie. Zresztą rozsadzana jest ona - jak zwykłe tego typu projekty - od środka przez namiętności jej twórców. Mąż Modrzejewskiej nie jest ślepy i zdarzają się mu napady zazdrości. Sienkiewicz marzy o innej roli niż przyjaciel domu. Jest zresztą, jak to zakochany, rozdarty w swoich uczuciach,

a agresję (intelektualną) kieruje głównie przeciw mężowi swojej wybranki.

"[...] sumienie mniej mi wyrzuca jak innym, bo ja nieraz mówiłem pani Helenie, że jest za dobrą, za popularną dla mnie, i dla wszystkich. Za dobra przede wszystkim dla męża, dla tego w końcu nic porządnie nie umiejącego Karola. Fajtłapa przy genialnej kobiecie. Taki z niego mąż, jak i literat. Żaden. Taki znawca sztuki, jak i farmer. Ubzdurał sobie, że jest duchowym przywódcą farmy artystów z Anaheim. Pęka z zazdrości o korespondencką moją sławę, poucza mnie, jak powinienem te listy z Ameryki pisać. Zna się na wszystkim, tylko nie na sobie samym. Szałaput, nerwus, lawinowy gaduła, tylko denerwuje swoją wielką panią, rozstraja tę narodową harfę" - napisał w prywatnym liście późniejszy autor Trylogii.

Karol Bodzenta Chłapowski pochodził ze znaczącego w Wielkopolsce rodu, ranny podczas powstania styczniowego półtora roku spędził w pruskim więzieniu, uważał się za literata i dziennikarza. Niestety, tylko uważał. Wszystkie jego dziennikarskie projekty spaliły na panewce. Właściwie całe życie utrzymywany był przez żonę, na małżeństwo z którą jego rodzina nie chciała się zgodzić.

Wniósł jednak w posagu Modrzejewskiej nazwisko, które będzie miało w Stanach pewne znaczenie. Funkcjonuje tu jako "hrabia Bożenta", co jest naginaniem rzeczywistości, gdyż do tytułu tego (późnego zresztą, polska szlachta nie używała go przed zaborami) ma prawo wyłącznie jedna osoba z jego rodziny, i to nie jest on. W ultra demokratycznej Ameryce arystokratyczny snobizm ma znaczenie, słychać to w głosach oprowadzających po muzeum, którzy "count Bożentę" przywołują przy każdej możliwej okazji.

Jednak to nie przyszywany, hrabiowski tytuł jej męża pozwolił Modrzejewskiej zdobyć sławę jednej z największych amerykańskich aktorek i nie wyłącznie jej niewątpliwy talent. Jej kariera to przykład niezwykłej siły osobowości, odwagi i determinacji. Bawiąc się w artystyczną komunę, Modrzejewska snuła projekt podboju Ameryki, Projekt uwieńczony pełnym sukcesem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji