Artykuły

Propozycja

Różne przyczyny skłaniają ludzi do pisania listów. Chęć zakomu­nikowania komuś jakiejś wiadomości, nadzieja na odpowiedź (zaw­sze przyjemnie jest dostać list), wyznanie miłosne, prośba o pożycz­kę, prosta potrzeba pisania. Ja piszę ten list, bo jestem smutny.

Wróciłem przed chwilą z wieczoru autorskiego (oczywiście nie swojego) w Muzeum Narodowym. Widziałem tłum ludzi, przyciąg­niętych do sali jednakowym zainteresowaniem dla "swojego" autora. Widziałem ich zapał i zaciekawienie wszystkim, co powie pisarz. Słuchałem wypowiedzi najrozmaitszych ludzi, wypowiedzi gład­kich i mądrych, niezręcznych i prawdziwych, wypowiedzi ludzi, którzy mieli coś do powiedzenia. Interesowało ich wszystko. Więk­szość z nich przyszła dlatego, by usłyszeć, jak Sztuka, która ich porwała, powstaje. By i swoje zdanie wypowiedzieć, by ocenić, wysunąć coś nowego, postulować. Okazało się, że nie tylko krytyka to potrafi.

I zrobiło mi się smutno. Pomyślałem o teatrze, o tym, że widz teatralny, tak chętnie odwiedzający go, tak gorąco reagujący na wszystkie przejawy naszego życia teatralnego, pozbawiony jest tego kontaktu, kontaktu najważniejszego, bo bezpośredniego. Kurtyna, zapadając po ostatnim akcie, rozdziela "scenę" i "widownię", oddala widza od teatru, czyni go czymś niedostępnym i niezrozumiałym w jego pracy twórczej. Jedyną możliwością wyrażania swojego osądu dla widza jest to, że może klaskać (albo nie). Zdanie swoje formułuje w formie alternatywy - "tak" lub "nie", wyrażając je w sposób być może żywiołowy, ale w każdym razie nie osobisty. Bije brawo i ten, któremu podobał się aktor X, a nie podobała ak­torka Y, i ten, któremu nie podobał się aktor X, a podobała się aktorka Y. Klaszczą, a potem długo szepczą między sobą, na ucho, po cichu. Nie dlatego, że boją się wyrazić własne zdanie, ale dlatego że nikt ich nie słucha. Nie chcą przeszkadzać. I idzie potem w świat niepisana "recenzja", niekiedy ciekawa i słuszna, niekiedy będąca nieporozumieniem czy powtórzeniem zdania podsłuchanego u są­siada.

Ludzie teatru znowu, zdawałoby się, potrafią zapomnieć o widzu, przestać widzieć w nim człowieka, który myśli i coś wie, który chciałby, by "jego" teatr (każdy ma "swój" teatr, tak jak ma "swój" obraz, "swoją" książkę, "swoją" ulicę) rósł artystycznie i ideowo, by każde przedstawienie było lepsze od poprzedniego, bliższe jemu. Krytyka z "prawdziwego zdarzenia" może dużo pomóc - ale nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z publicznością, nie potrafi (zresztą wcale nie chce) wyrazić zdania publicznego. A wydaje mi się, że zdanie przeciętnego widza jest dla teatru nieodzowne. Od­biór artystyczny decyduje częstokroć o środkach wyrazu, o kierun­ku artystycznego rozwoju. Inną linię repertuarową reprezentuje so­bą Teatr Ludowy na Pradze, inną Teatr Kameralny. Rzecz tylko w tym, by znać widza. A teatr nie zawsze wie, dla jakiego widza tworzy. Widz jest "istotą nieznaną".

Zdarzy się co prawda, że np. aktor N usłyszy od swojego sio­strzeńca, że kolegom jego sztuka się bardzo, bardzo podobała (przykład jest zmyślony, sztuka, co jest równie prawdopodobne, mogła się wcale nie podobać). Może się zdarzyć, że na ulicy ktoś powie do kogoś: "Popatrz, to ten grał Szczęsnego", albo ze zdzi­wieniem popatrzy, że wczorajsza Infantka płaci za bilet w autobu­sie. Ale to nie może wystarczyć.

Dlatego proponuję: niech teatr, jak to dawniej czasami bywało, porozmawia z widzem. Niech (skromnie licząc) raz w miesiącu dojdzie do spotkania "sceny" z "widownią". Niech choć raz w mie­siącu kolektyw twórczy porozmawia z publicznością, podyskutuje na temat sztuki, przedstawienia, aktorów, dalszych planów teatru. Potrafią miewać spotkania autorskie literaci (K. Koźniewski żali się nawet, że jest ich za dużo), potrafią je organizować architekci, plastycy, kompozytorzy, redakcje czasopism. Dlaczego nie miałby tego wykorzystać teatr? Ręczę, że w takim spotkaniu zespół dowie się więcej o sobie, niż z rozmowy przy kawie w klubie SPATIFu. A i widz więcej zrozumie, pozna "swój" teatr. Zapowiedź w tygod­niowym planie repertuarowym o tym, że "po przedstawieniu odbę­dzie się dyskusja na temat sztuki" nie odstraszyłaby z pewnością widzów. Widz miałby dużo do powiedzenia.

Już Gogol pisał, że... Ale lepiej posłuchajmy jego własnych słów ("W przedsionku teatralnym"):

"Autor sztuki: Otóż nareszcie okrzyki i oklaski! Cały teatr aż huczy!... Chciałbym być teraz w lożach, na galerii, w fotelach, chciałbym przeniknąć wszędzie, usłyszeć wszystkie opinie i wraże­nia zwłaszcza teraz, gdy są świeże, niczym niezmącone. Ach, cóż bym dał za to, żeby mi każdy wyjawił swoją opinię, żeby mi wy­tknął moje niedociągnięcia, moje wady, moje usterki! Niechby się nawet ze mnie pośmieli, niechby przez nieżyczliwe usta przema­wiała osobista niechęć, oburzenie lub nienawiść. Wszystko mi jedno - byleby tylko coś powiedzieli! Każde wypowiedziane słowo ma swą głęboką przyczynę, wszędzie można odnaleźć iskierkę prawdy. Ten, kto się odważył innym wytknąć palcem ich wady i śmiesznostki, winien spokojnie wysłuchać krytyki innych. A no, spróbują tu chwilą pozostać, zanim się wszyscy porozjeżdżają. Nie mogą chyba nie mówić o nowej sztuce. Każdy spektator pod pierwszym wraże­niem reaguje żywiej i śpieszy podzielić się tym wrażeniem z in­nymi."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji