Artykuły

Nie jestem kosmopolitką

- Miałam trochę szczęścia do ludzi, którzy mi pomogli. I tu muszę wspomnieć m.in. o Marii Fołtyn, Antonim Wicherku czy Piotrze Nędzyńskim. Te osoby we mnie zainwestowały, w moje umiejętności i talent, podały mi rękę - mówi KATARZYNA NOWAK-STAŃCZYK, solistka Opery Nova w Bydgoszczy, profesor sztuk muzycznych, w bydgoskiej Akademii Muzycznej prowadzi klasę śpiewu, a niedawno obchodziła 25-lecie pracy artystycznej.

25 lat minęło jak jeden dzień?

- Oj, tak. Można tak powiedzieć. Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego ten czas tak się wlecze, to było 25 lat temu, dziś pędzi niemiłosiernie.

Powiedzmy, więc - 25 lat temu ukończyła Pani Akademię Muzyczną w Łodzi, ale wcześniej już były występy...

- Tak, już na piątym roku zostałam przyjęta do Teatru Wielkiego w Łodzi jako solistka, tam debiutowałam partią Anny w operze "Nabucco". Nie wiem, czy pani wie, że dla Bydgoszczy po studiach odmówiłam Teatrowi Wielkiemu w Warszawie. Dyrektor Robert Satanowski zaproponował mi etat w Operze Narodowej - przyznam, że nie wierzyłam, że będę tam mieć perspektywy rozwoju, że mogłabym natychmiast podjąć pracę, że od razu będę wpuszczona na scenę. Myślałam, że będę musiała długo czekać. A tu w Bydgoszczy pani dyrektor Alicja Weber przetrzymała mnie tylko rok na stażu. Po powrocie z konkursu w Pretorii, z którego wróciłam jako laureatka, moją pierwszą poważną rolą na bydgoskiej scenie była - później moja ukochana partia - Gildy w operze "Rigoletto".

Czy Pan dyrektor Satanowski jako człowiek nieznoszący sprzeciwu nie zdziwił się, że Pani mu odmówiła?

- Nie pytałam... Nie spotkałam go później, i przyznam, że trochę się tego obawiałam. Byłam wówczas osobą niepokorną, ale wobec sztuki zawsze miałam pokorę. Dobrze wiedziałam, od początku, czego chcę i do tego dążyłam. Nie po trupach, bo nie ma osoby, która by zarzuciła mi, że zrobiłam coś nie fair. Oczywiście, nie każdemu odpowiadała moja dość drapieżna - jak to określała moja maestra - osobowość. Miałam jednak trochę szczęścia do ludzi,

którzy mi pomogli. I tu muszę wspomnieć m.in. o Marii Fołtyn, Antonim Wicherku czy Piotrze Nędzyńskim. Te osoby we mnie zainwestowały, w moje umiejętności i talent, podały mi rękę.

To wymieńmy te cechy charakteru, które Pani pomogły albo mogły zaszkodzić.

- Indywidualność, upór i odwaga. Owszem popełniłam trochę błędów, do których się przyznaję nie tylko na antenie, ale i w życiu, ale teraz... Cóż... Postąpiłabym tak samo.

Jak wyglądał rozwój Pani kariery?

- Najpierw była bydgoska opera, potem Teatr Wielki w Poznaniu, a następnie Teatr Wielki w Łodzi. W Łodzi odegrałam bardzo wiele ról. Z tygodnia na tydzień wchodziłam w nowe partie, a zdarzyło się, że w jednym tygodniu były dwie nowe role naraz.

A dlaczego wyjechała Pani z Bydgoszczy?

- Było mi tu bardzo dobrze, dużo śpiewałam, ale mieszkałam cały czas w Zduńskiej Woli, w Bydgoszczy pokój służbowy - w mieszkaniu z kilkoma osobami. Miałam już wtedy kilkuletniego syna i męża, który miał pracę. Nie mogłam liczyć na mieszkanie, więc dojeżdżałam jednocześnie do trzech oper. Kiedy zaczęłam płacić za to szaleństwo zdrowiem, podjęłam decyzję o rezygnacji z bydgoskiej sceny. Tylko ze względów logistycznych. Nadal pracowałam w teatrach wielkich w Łodzi i w Poznaniu.

Występowanie w różnych teatrach to bardzo ważne doświadczenie dla śpiewaka.

- Oczywiście, że tak. Artysta, który jest zapraszany do różnych teatrów, konfrontuje swe umiejętności z innymi śpiewakami, poznaje różnych realizatorów, daje się im poznać, to dla jego rozwoju jest konieczne. Śpiewałam na wszystkich scenach naszego kraju i przyznam, że bydgoska opera ma obecnie najlepszą akustykę w kraju. Przed remontem widowni Teatru Wielkiego w Łodzi tam było najlepiej.

Czy na początku Pani drogi zawodowej nie było marzeń, żeby wyjechać z kraju i zrobić karierę gdzieś na Zachodzie?

- Śpiewałam w całej Europie, nie wyobrażałam jednak siebie zamieszkującej w innym kraju. Nie jestem kosmopolitką, miałam szansę zarówno w Afryce, jak i Europie, aby pozostać na stałe. Już właściwie układano mi życie w RPA w Pretorii i w Holandii. Odmówiłam, bo wiedziałam, że nie mogłabym żyć i rozwijać się gdzie indziej.

I to są też takie decyzje, których po latach Pani nie żałuje?

- Nie, absolutnie.

Na zdjęciu: Katarzyna Nowak-Stańczyk podczas Koncertu Sylwestrowego w Operze Nova

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji