Artykuły

Szukanie balansu

- Alternatywa nie jest dla mnie kontestacją świata. Co ja znaczę w dzisiejszej kontestacji? Mam walczyć z Microsoftem, z Google'em? Nauczyć się dialogować z tym światem, który alternatywa miała w zwyczaju kontestować, to jest dla mnie wyzwanie - mówi w Teatrze Daniel Jacewicz, założyciel i lider Teatru Brama z Goleniowa.

ADAM KAROL DROZDOWSKI Dla Teatru Brama rok 2014 jest podwójnie jubileuszowy: właśnie zakończyła się piętnasta edycja festiwalu Bramat, jesienią Teatr świętuje osiemnaście lat działalności. Jakie były początki tej drogi?

DANIEL JACEWICZ Najfajniejsze jest, że to się wzięło z kompletnej nieświadomości, z potrzeby robienia czegoś - nawet nie teatru, bo na teatrze ja się wtedy kompletnie nie znałem. Pasją zaraziła mnie polonistka z liceum, która podczas tygodnia humanistycznego kazała mi wystąpić w roli Artura w "Tangu" Mrożka - i nie miałem wyjścia. Miałem wtedy siedemnaście lat, nasza klasa wygrała szkolny przegląd, ja dostałem główną nagrodę aktorską.

Koleżanka namówiła mnie wtedy, żebym przyjechał do Goleniowa i zrobił zajęcia z dziećmi. Zupełnym przypadkiem nie przyszły na nie dzieci, tylko licealiści, moi rówieśnicy. Zacząłem oglądać dużo teatru, poznawałem ciekawych ludzi. Pracowałem z Bogusławem Schaefferem, kiedy na początku grałem jeszcze w klasycznych rzeczach, czasem nawet w wodewilach. Z kolei za sprawą Zygmunta Duczyńskiego odkryłem Kanę w Szczecinie, dowiedziałem się, co to jest alternatywa.

Wreszcie był rok 2005, pracowałem w instytucji - i tylko taką drogę znałem. Wtedy przez konflikt z Goleniowskim Domem Kultury w pewnym sensie zostałem wykluczony - i w tym momencie faktycznie musiałem podjąć decyzję. Alternatywę oglądałem do tej pory zza płotu, podziwiając, ale nie doświadczając tego na własnej skórze. Teraz z moją grupą straciliśmy wsparcie instytucji i na szczęście udało mi się o nas, o siebie, zawalczyć. Usamodzielniliśmy się, budując wszystko od nowa w oparciu tylko o siebie: próby robiliśmy po mieszkaniach, biuro było u mnie w domu; zacząłem rozumieć, co to jest autonomia, niezależność - i przede wszystkim wolność. Od tamtej pory trzymam się tej drogi, na pierwszym miejscu stawiając pracę z ludźmi, cały ten proces. I nawet jeżeli dziś Brama jest instytucją, bo mamy i siedzibę, i dotację miejską, a ja jestem na etacie - wciąż budujemy to na tej wypracowanej dawno niezależności. Nie muszę się ślizgać - czy się zmieni władza, czy przestaniemy być poprawni politycznie - wiem, że będę robił swoje, że nie będę się zachowywał koniunkturalnie. Osiemnaście lat zajęła droga od wodewilu do takiego mocnego, autonomicznego myślenia.

DROZDOWSKI Jak dziś definiujesz alternatywę?

JACEWICZ Jest mniejszością o alternatywnym sposobie na życie. Sęk w tym, że bardzo łatwo skreślić mniejszość, jeśli wydaje się niezrozumiała. To jest mój zarzut do niektórych teatrów alternatywnych: ludzie przychodzą na spektakl i nie rozumieją. A przecież jeśli mówimy o możliwości życia innego niż u większości, to forma przekazu musi być na tyle prosta, żeby była zachęcająca. Trzeba znać kontekst, trzeba umieć balansować. Brook by tu przyjechał - i co on by znaczył w Goleniowie? Nikt nie ma obowiązku znać się na teatrze czy posiadać wiedzy o alternatywie. Dlatego irytują mnie postawy artystów alternatywnych, którzy swoimi odpałami hermetyzują nie tylko własną twórczość, ale przez to i ogólnie postrzegane środowisko. Wyganiają ludzi z teatru.

Sam się z tym zmagam. Zrobiłem spektakl "Uczucie w dźwięku", który był zapraszany na festiwale, wszyscy chwalili jakość muzyczną, artystyczną - a w Goleniowie? Nie bardzo: śpiewacie jakieś pieśni, gruzińskie, skandynawskie, my tego nie rozumiemy. Nie było tu ciepłego przyjęcia. A po premierze "Poczekalni" Młodej Bramy, kompletnych świeżaków - niektórzy byli w teatrze od miesiąca, dwóch - przychodzi pełno ludzi, dzieciaki to lubią, dorośli zadowoleni. Jedziemy na trzy festiwale, żeby młodzi mogli pooglądać inne rzeczy, wracamy z nagrodami ze wszystkich trzech - a tam oglądają ich wytrawni gracze. Nie chodzi o to, żeby wszystkim się podobało, ale można robić taki teatr, który po prostu będzie widzów interesował. Nie będzie wmawiał im, że są głupsi.

To nie jest odpowiedź, czym jest dla mnie alternatywa, ale czym chciałbym, żeby była. Bo dla mnie alternatywa nie jest kontestacją świata, ale dialogowaniem ze światem. Co ja znaczę w dzisiejszej kontestacji? Mam walczyć z Microsoftem, z Google'em? Mogę sobie najwyżej usiąść na swojej kontestacji i zostać taki zbuntowany. Ale nauczyć się dialogować z tym światem, który alternatywa miała w zwyczaju kontestować, to jest dla mnie wyzwanie.

DROZDOWSKI Czym jest ta próba dialogu na Goleniowskim gruncie?

JACEWICZ Budowaniem małej społeczności, takiej republiki. Miejsce w Goleniowie, które teraz mamy, jest symboliczne: stary, postkomunistyczny amfiteatr; niby w centrum miasta, ale z jednej strony odgrodzony murem, z drugiej - rzeką, niepasujący do krajobrazu. Goleniów staje się coraz bardziej europejski, a tutaj czas jakby się zatrzymał. Ludzie niekoniecznie wiedzą, co się dzieje tu za murem, ale wiedzą, że coś tam jest, coraz więcej osób zaczyna do nas przychodzić.

Teraz trwa etap, kiedy ośrodek jest mocno rozbudowany. Mamy grupę dziecięcą, mamy młodzież, około trzydziestu osób, grupę profesjonalną, międzynarodową, z ludźmi z Niemiec, Ukrainy, Grecji i USA, wreszcie seniorki, szesnaście pań w wieku 60-70 lat.

Zrozumiałem swoją rolę jako czynnika kulturotwórczego. Nie jestem radykałem, dlatego zależy mi, żeby nie odrzucać lokalnego społecznego charakteru, nie wyskakiwać tu w miasto, mówiąc: "O, jakim to ja jestem wielkim artystą" - ale żeby pracować nad jakością myślenia o sztuce, w tym niezależnej, równolegle z działaniami stricte społecznymi. Chodzi o to, żeby nawet teatr mocno poszukujący, autorski - czy autorski festiwal, taki jak Bramat - mimo wszystko umiał dialogować z miastem. Nie muszę zapraszać kogoś strasznie atrakcyjnego, kto przyciągnie widzów, bo to tani chwyt, ale wiem, że czymś muszę ludzi, zwłaszcza młodych, zainteresować, żeby chcieli tu przyjść, z tymi ideami się identyfikować i o to miejsce walczyć.

DROZDOWSKI Nazywasz tę Waszą przestrzeń republiką. Jak to określenie ma się do "republiki marzeń", miejsca, do którego swego czasu alternatywa zmierzała, ale do którego - być może - nie doszła?

JACEWICZ To jest miejsce fizyczne, po prostu budynek, ale funkcjonuje inaczej niż cała uporządkowana, chodnikowa przestrzeń miasta. Ludzie czują się tu dobrze. Chcą wracać. Są w tym jakieś hippisowskie ideały. Poza tym, że robimy warsztaty, razem z ich uczestnikami chociażby siejemy trawę, która jest, jaka jest, ale przecież nie chcemy mieć tu pola golfowego. Chodzi o wkładanie serca we własną przestrzeń. Każdy robi tyle, ile umie, ale dbamy o to wspólnie. Tego nie dałoby się osiągnąć w otoczeniu marmurów. Taka postawa była zawsze moim marzeniem.

DROZDOWSKI Nie boisz się takiej drogi, która doprowadzi do wykucia na bramie inicjałów "D.J." - tak jak "W.S." witające gości na ogrodzeniu Europejskiego Ośrodka Praktyk Teatralnych w Gardzienicach? Nie boisz się w pogoni za marzeniem zapomnieć o sensie marzenia i w efekcie znaleźć się wśród marmurów?

JACEWICZ Przez te osiemnaście lat nie było mi łatwo, musiałem wiele przeżyć, miewałem totalne załamania, przez pół roku nie byłem w stanie prowadzić teatru, trafiłem na terapię grupową - wiem, ile mnie to wszystko kosztuje i nie przypisuję sobie roli celebryty. Zresztą z całym szacunkiem do Gardzienic, my jesteśmy zupełnie innym formatem. Oni są nastawieni na Wielką Artystyczną Pogoń, a ja, nawet jeśli chciałbym się wpisać w historię polskiego teatru, to nie jako wielki artysta, ale jako animator na dobrym poziomie. Dla mnie najważniejsi są ludzie, którzy tu przyjeżdżają, przy całej rotacji tych grup. To są już ludzie stąd. A przyjeżdżają zarówno amatorzy, jak i absolwenci szkół teatralnych, aktorzy profesjonalnych teatrów - i odnajdują tu coś, czego nie dostali nigdzie indziej. Ale nie będę z nimi budował stałej grupy; to jest idealna wymiana doświadczeń, spektakle są tylko efektem ubocznym. Ważny jest proces: jak ze sobą żyjemy i jak myjemy podłogę. Dlatego każdy etap jest budowaniem wszystkiego od nowa.

Dostałem teraz informację, że zostałem Zasłużonym Mieszkańcem Goleniowa. Bardzo się cieszę, bo znaczy to tyle, że zostałem tu zaakceptowany, a to największy sukces. Większy niż nagrody na festiwalach. Wyjazdy są fajne, napędzają, dają energię - ale zawsze czekam na powrót do Goleniowa, na moment, kiedy przyjadą nowi ludzie i będziemy mogli zacząć budować to wszystko od nowa. Nowy system, nowe wyzwania - to praca z ludźmi naprawdę wali w emocje.

Największą chyba satysfakcją jest dla mnie fakt, że w Goleniowie powstało aż tyle teatrów. Pracowaliśmy razem, a potem koledzy osiągali dojrzałość artystyczną i się usamodzielniali: Marek Kościółek z Teatrem Krzyk, Karol Barcki z Pomarańczy w Uchu na Skarpie bez Kartki, Maciek Ratajczyk z Kingdom of Curvy Fork, Michał Krzywaźnia i W Krzywym Zwierciadle. Wiem, jak wiele dał im czas spędzony tutaj, czuję, że mam w tym swój udział, i to mnie całkowicie spełnia. Brama ma kontynuację, przedłużenie - zupełnie inne, niezależne ode mnie, ale rozwój tych grup daje mi siłę, żeby znowu od początku zarażać, angażować w teatr kolejnych młodych Goleniowian. Nie wiem, czy nie przyprawiam sobie teraz jakiejś brody mędrca

DROZDOWSKI Zachodniopomorskie bardzo mocno stoi alternatywą. Grup jest dużo, różnorodnych i, co więcej, odnotowywanych w ramach środowiska. Na dodatek zrzeszyliście się w Zachodniopomorską Offensywę Teatralną, docierając z Waszą działalnością do władz samorządowych.

JACEWICZ Mówi się, że alternatywy nie ma, że umiera, że nie radzi sobie z dialogiem społecznym. I jest tak, nie przeczę. Natomiast kiedy alternatywa przeżywała swój rozkwit w całej Polsce, wyrastały festiwale w Łodzi, Krakowie, Poznaniu - w tym regionie niczego nie było. Nawet folkloru nie było. Tu po wojnie przyjechali robotnicy, ludzie ze wsi osiedlili się w poniemieckich miastach. Idę tu na cmentarz, widzę niemieckie groby, myślę: to nie jest moja ziemia. Jadę do Polski centralnej, widzę tamtejsze teatry, myślę: to nie jest moja kultura. Cały tutejszy ruch artystyczny wyrósł na tęsknocie. Alternatywa jest tu odpowiedzią na nasze nieukorzenienie.

Ale też, odkąd pamiętam, tęskniliśmy za zorganizowanym działaniem. Zawsze nasze teatry były budowane na relacjach. Już w 2002 roku działała przez dwa lata Unia Teatralna Województwa Zachodniopomorskiego, składały się na nią Dębno, Gryfino, Goleniów i Barlinek. To wszystko, co robi ZOT, my i tak od dawna robiliśmy - dziś tylko nadajemy temu pewną strukturę, zaczynamy to definiować i profesjonalizować. Idea, nawet niewypowiedziana, funkcjonowała od długiego czasu.

DROZDOWSKI Parę lat temu podjęto próby stworzenia Federacji Teatrów Alternatywnych, mającej w założeniu zasięg ogólnopolski. Dlaczego z Federacją się nie udało, skoro ZOT pokazuje, że taka struktura jest możliwa do utrzymania?

JACEWICZ Nie obrażając nikogo - idea Federacji powstała nie z potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem, ale z poczucia utraty gruntu pod nogami, kiedy upadały Łódzkie Spotkania Teatralne. Nie chcę mówić, że chodziło tylko o utrzymanie miejsca do grania, bo to był ważny festiwal, ale wciąż nie była to pierwotna potrzeba, raczej odpowiedź na okoliczności. Na spotkaniu Federacji byli wszyscy, których szanuję, i czułem się zaszczycony, będąc wśród nich, ale jednak Spojrzeliśmy sobie z Markiem Kościółkiem w oczy i obaj czuliśmy, że to nie jest nasze, że musimy działać po swojemu. W ZOT nawet jeśli jest kryzys, wspieramy się wszyscy nawzajem, bo ta struktura opiera się na ideach i marzeniach, na rzeczywistej wspólnocie.

DROZDOWSKI Jakie perspektywy otwierają się przed ZOT?

JACEWICZ Plany są szerokie, każdy teatr zajmuje się innymi kwestiami. Ja mocno angażuję się w projekt Akademia Teatru Alternatywnego, to duża inwestycja w edukację ludzi z ZOT. Projekt został doceniony przez ministerstwo, zgłosił się do nas z propozycją współpracy Instytut Grotowskiego, a taka wymiana może wiele dać obu stronom - to duże wyróżnienie.

Przy tym ZOT musi się nauczyć wewnętrznej organizacji, nie po to, żeby rozbuchać się do nie wiadomo jakich rozmiarów, ale żeby umieć bronić swojego squatterskiego, hippisowskiego sposobu bycia. Są wśród nas osoby nieprzystosowane do normalnego funkcjonowania w systemie, w jakim żyjemy. Teatr alternatywny tworzą odszczepieńcy, zwichrowani i niepasujący. Chciałbym, żeby ZOT był na tyle silny, żeby móc takich ludzi akceptować, przytulać, dawać im przestrzeń i bronić poprzez wzajemne wsparcie, zaplecze poszczególnych teatrów, racjonalizowanie pewnych postaw w dyskusji. Teatr mainstreamowy ma swój ZASP, a alternatywa? TKT? Ważne jest, żeby starsi wpuszczali młodych, a młodzi uczyli się od starych. Takie spotkania są sensowne, jeśli opierają się na partnerstwie, a nie mentorstwie; w strukturach w rodzaju TKT bardzo tego brakuje. Dlatego w ZOT są też bardzo młode grupy i pewnie będzie ich przybywało.

DROZDOWSKI Jak długo taka nieformalna struktura może się rozrastać bez ryzyka dla jej funkcjonowania?

JACEWICZ Gdyby to się rozlało na całą Polskę, nagle z tych dwunastu teatrów zrobiło się choćby dwieście, do tego doszła zagranica, z którą przecież współpracujemy - i za dwadzieścia lat mielibyśmy superkonfederację teatrów Offensywy, potrzeba by naprawdę dużej mądrości, żeby to dźwignąć. Jeśli ktoś byłby w stanie spowodować, żeby rozmiar przedsięwzięcia nie przysłonił pierwotnej idei - fajnie. Ale tych, o których dziś walczymy, w pewnym momencie możemy przestać zauważać i ich zadeptać. W tym także chodzi o szukanie balansu.

Rozmowę przeprowadzono 8 września 2014.

**

Daniel Jacewicz (1979)

reżyser teatralny, aktor, animator kultury. W 1996 roku założył w Goleniowie alternatywny Teatr Brama - łączący działalność artystyczną, edukacyjną oraz kulturotwórczą. Współzałożyciel Zachodniopomorskiej Offensywy Teatralnej, zrzeszającej teatry niezależne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji