Artykuły

Faceci do wzięcia

Ten spektakl to dwie godziny bezpretensjonalnej, profesjo­nalnej zabawy. I dowód, że w polskich warunkach musical można przyrządzić inaczej, niż do tej pory zwykliśmy sądzić.

"Pięciu braci Moe" firmuje pry­watna firma Festival Group sp. z o.o., która zyskała wsparcie Romy. Na tej scenie będzie grany, ale z zało­żenia jest on do wzięcia przez inne teatry. By przyjąć "Pięciu braci Moe", potrzeba niewiele, całość roz­grywana jest w jednej, skromnej de­koracji i przy użyciu najniezbędniejszych rekwizytów.

Fabułka jest prosta. Autor wyko­rzystał zestaw piosenek Louisa Jordana, urodzonego w początkach XX wieku, czarnoskórego muzyka, który z ogromną swobodą poruszał się w wie­lu gatunkach: od country do jazzu, od bluesa do calypso. Pomysł wyjściowy polega na przypomnieniu słynnej jego grupy - Tympony Five. Jej występy by­ły przykładem tak typowej w Ameryce sztuki estradowej, łączącej muzykę z żartami słownymi.

Musical, którego tytuł pochodzi od przeboju Jordana, jest rodzajem show, jakim popisywał się ów muzyk z kolegami. Dodana do popisu pięciu wokalistów historyjka o perypetiach sercowych szóstego bohatera, Nomaxa jest bardzo sztampowa. Ale to tak­że zaleta, nie wada. Dzięki temu "Pię­ciu braci Moe" nie serwuje widzowi pseudofilozoficznych, a banalnych prawd o życiu, co zdarza się w najlep­szych utworach tego gatunku.

Ostateczny efekt zależy zaś od akto­rów, zespołu muzycznego, fachowców od nagłośnienia i oświetlenia. I może wła­śnie dzięki temu jesteśmy w stanie zrobić nowoczesny teatr muzyczny bo jeśli nie mamy scen z bogatym zapleczem, to przynajmniej są u nas ludzie z talentem. Całość sprawnie wyreżyserował Olaf Lubaszenko, umiejętnie różnicując charak­tery sześciu facetów, którzy przypomina­ją pełnych wdzięku, choć nie zawsze grzecznych chłopaków z jego filmów.

Spektakl jest nieustającym popi­sem Wojciecha Dmochowskiego, Mi­chała Milowicza, Wojciecha Paszkow­skiego, Roberta Rozmusa, Tomasza Steciuka oraz Dariusza Kordka, który nie bez powodzenia potrafił tchnąć nieco życia w papierową postać Nomaxa. W aktorskim sekstecie wyróż­nia się Robert Rozmus, wzbudzając podziw mnogością wcieleń, od wyko­nawcy "Bluesa dla sfrustrowanych" po... kurę z farmerskiego ogródka. To artysta z ogromnym wyczuciem ryt­mu, muzykalny i inteligentny, co war­to by teatr pełniej wykorzystał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji