Artykuły

Odciskaliśmy ja rękę, pies łapę

Lubi powtarzać, że aktor gra, żeby nie zwariować, że nie gra. O swoich aktorskich wcieleniach, o tym, że osiemdziesiątka jest teraz w modzie i że pies Dżek to celebryta, opowiada aktorka ZOFIA CZERWIŃSKA.

Aktorka lubi zwracać na siebie uwagę.

- Nie wiem, czy ja lubię. Ale przez osiemdziesiąt lat mojego życia zwróciłam uwagę na to, że... zwracam uwagę. I już nic nie robię, a rozpoznają mnie nawet parkingowi. Teraz mówią do mnie - pani Malinowska. Bo obecnie egzystuję jako postać z "Kiepskich".

Które z tych Pani aktorskich wcieleń było najmocniejsze?

- Jak się tak dobrze rozejrzeć, to ja w ludzkiej świadomości istnieję, tak naprawdę, dzięki trzem zdaniom. Pierwsze: - Może herbatki, panie inżynierze?

To "Czterdziestolatek".

- Drugie: - Jak ktoś całe życie mieszkał w mieście, to się za Chiny do wiochy nie przyzwyczai.

Tekst z serialu "Alternatywy 4".

- I trzecie wreszcie: - Prawe oczko misia Rysia, lewe oczko misia Rysia, z filmu "Miś". Gdyby ktoś zapytał, z czego ona jest znana, pewnie przytoczyłby te trzy zdania. Z żalem to mówię, bo przecież prawie 30 lat spędziłam w teatrze Syrena. Ale teatr jest taki ulotny....

To komediowe emploi towarzyszyło Pani od zawsze?

- Od zawsze, a właściwie od pierwszej pracy w Teatrze Polskim im. Ludwika Solskiego w Bielsku-Białej. Pamiętam, proszę pani, jak z czterema pięknymi chłopcami, kolegami aktorami, stanęłam po raz pierwszy przed dyrektorem. On tak popatrzył i powiedział - Z panów to jestem bardzo zadowolony. A pani, tu zrobił pauzę, pani to charakterystyczna. Po tej jego ocenie zagrałam w teatrze trzy amantki (śmiech). Tak mnie obsadzali reżyserzy.

Może być przecież amant ka charakterystyczna.

- Oczywiście, że może. A poza tym aktor, jak ma grać charakterystycznie, to gra. Byłam młoda, cycata, a z takimi warunkami przez jakiś czas każda aktorka może grać amantkę. Zresztą podczas jednej premiery byłam gołą amantką, ponieważ spadła mi góra od sukienki i pokazałam piersi. Odnotowały to nawet komunistyczne gazetki, informując, że wczoraj na premierze zdarzył się niesamowity wypadek, aktorce opadł gorset.

Zamiast kurtyny, w dół poszedł gorset, dobre!

- Winna była garderobiana, która nie zahaczyła końcówki zamka tak, żeby się trzymało. No i podczas grania zamek się rozsunął. Już do końca w teatrze bielskim byłam tą z cyckami. Najdziwniejsze, że ja w tym ferworze nawet nie zauważyłam, że stoję półnaga. Dopiero jak mi się zrobiło zimno, zobaczyłam, co jest nie tak.

Był też epizod w gdańskim Teatrze Wybrzeże.

- Jak to epizod? To trzy piękne lata, kiedy kierownikiem artystycznym był Zygmunt Huebner, a w teatrze grali Zbyszek Cybulski i Bobek Kobiela. To były najlepsze czasy tego teatru, ze spektaklami "Kapelusz pełen deszczu", "Smak miodu". Teatr Huebnera był otwarty, współczesny, nasz repertuar załapał się jeszcze na odwilż 1956 roku. Mimo że już było po odwilży. Huebner zaproponował współpracę takim reżyserom jak Andrzej Wajda czy Konrad Swinarski. I to Huebner zabrał mnie z Bielska-Białej do Gdańska. Dobrze się składało, bo tu miałam rodziców.

Repertuar za czasów Huebnera był niecodzienny, ale atmosfera w teatrze też.

- Bo Huebner miał coś takiego w sobie, że nie sposób było przy nim snuć intryg i donosów. On takich historii po prostu nie przyjmował na klatę. Pamiętam, jak kiedyś przyszły do niego dwie osoby z plotami, i zostały obsobaczone. Ale wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Po tym, jak się dla teatru posypały nagrody na różnych festiwalach, ktoś sobie przypomniał: - Zaraz, chwileczkę, ale ten Huebner nie jest partyjny. No i wyleciał z teatru pod byle pretekstem. Jego miejsce zajął partyjny Jerzy Goliński, którego zresztą znałam ze szkoły teatralnej. Tyle że on studiował reżyserię. Pierwsze, co zrobił, to mnie wyrzucił.

Potem był jeszcze Olsztyn, zanim się na horyzoncie pojawiła Warszawa.

- W Olsztynie już grałam duże role. Przyjechał tam reżyserować Józef Słotwiński. Pamiętam, że siedzieliśmy w przerwie na ławeczce. I nagle ktoś przyniósł mu depeszę. Okazało się, że właśnie został dyrektorem Syreny. Powiedział mi wtedy: - Zwolnij się, ja cię angażuję do Syreny. Miałam mieszkanie w Warszawie, więc pomyślałam - czemu nie. Zwolniłam się po pewnym czasie. Przyjeżdżam do niego, a on rozkłada ręce i mówi: - Kochana, zabiłyby mnie tutaj te wszystkie dziewczyny, gdybym ciebie zaangażował. Musiał wziąć ten teatr z całym aktorskim bagażem. I tak, proszę pani, zostałam na lodzie. Ale ten lód nauczył mnie estrady. Zaczęto pisać dla mnie teksty. No i zaczęły się chałtury i epizody w filmie.

Estrada też czegoś uczy.

- Szalenie. Mówienie monologu to nie jest byle co. Kiedy już znalazłam się w Syrenie, to przez 30 lat mówiłam monologi. Ale mówiłam je w towarzystwie Aliny Janowskiej, Ireny Kwiatkowskiej i Hanki Bielickiej. Teksty dostawałam ostatnia, i to te najgorsze. Ale wszystko brałam na klatę. My tak rozmawiamy o moim komediowym emploi, a ja zagrałam w "Pianiście" kobietę z zupą. To była dramatyczna rola. Dostałam brawa na planie od Romka Polańskiego, mojego rówieśnika i przyjaciela. Nasza przyjaźń z Romkiem zaczęła się jeszcze w Krakowie. On też zdawał do szkoły teatralnej i, chwała Bogu, się nie dostał. Bo dzięki temu mamy wyjątkowego reżysera. Pojechał potem do Łodzi i tam dostał się do Filmówki.

Pani ma też prywatnie ogromne poczucie humoru. To chyba pozwala lepiej żyć.

- Nie mam innego wyjścia. Jeśli człowiek w sposób wesoły poda to, co nie jest najpiękniejsze, to rzeczywiście jest lżej. Coś pani opowiem. Mam endoprotezę kolana, [nikt nie wie, jak wygląda moje ranne wstawanie. To jeden wielki horror, zanim się tak naprawdę rozchodzę. I wtedy się z siebie śmieję. Myślę, że gdybym miała taki horror zagrać, to właśnie tak bym to zrobiła, ze śmiechem, na wesoło. Teraz jestem sama ze swoim psem Dżekiem. Odumarli mnie wszyscy. Przyjaźnie przyjaźniami, ale kogoś takiego, kto by tę moją poranną walkę oglądał, nie ma. I bardzo dobrze. Ale nigdy nie brakowało mi poczucia humoru.

Patrzę na Panią... Świetnie Pani wygląda.

- Geny mam po mamie. Ja nic nie robiłam. Dopiero się zastanawiam. Ale to poczucie humoru wpływa też na to, jak człowiek wygląda. Nauczyłam się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu. Niektórzy od rana są zasmuceni, przygnębieni, przerażeni. Zna pani pewnie takich, dla których wszystko jest złe. Nawet teraz, kiedy Polska się tak rozwija, to słyszę od niektórych, że jeszcze takiej nędzy nigdy u nas nie było. A ja jestem urodzoną optymistką. I to nawet podwójną, ponieważ cieszę się, że jestem optymistką. Ale teraz, jako dubeltowa optymistka, muszę tę swoją osiemdziesiątkę oprzeć o krzesło. (To mówiąc, Zofia Czerwińska wygodniej siada)

W Pani zawodzie nie ma emerytury. Gra się tak. jak zdrowie pozwala.

- Bywały amantki, które nie mogły znieść tego, że już amantkami nie są. I nawet jeśli im ktoś proponował rolę, to odmawiały. Jak Greta Garbo, która przestała w pewnym wieku grać, bo mogła być tylko piękna na scenie.

Ale już ustaliłyśmy, że Pani była amantką charakterystyczną.

- I widzi pani, one się zatrzymują, a ja idę dalej.

Wszędzie widzimy Panią z Dżekiem.

- Nawet na Promenadzie Gwiazd w Międzyzdrojach razem odciskaliśmy, ja rękę, on łapę.

Czy Dżek wie, że jest celebrytą ?

- Trzynastoletni aktorski pies to już swoje wie. Przypuszczamy, że to jedyny przypadek odciśniętej psiej łapy w jakiejkolwiek alei gwiazd.

No ale Dżek nie jest takim zwyczajnym psem.

- Nie jest. Zagrał w dwóch serialach i w filmie. Rolę w serialu "Codzienna 2 m. 3", prawdę mówiąc, wymusiłam dla niego. Bo ja też tam występowałam. Zagrał także u Łukasza Palkowskiego w "Wojnie żeńsko-męskiej". W scenariuszu było napisane, że gram staruszkę z wyleniałym, starym pudlem. Proszę sobie wyobrazić, że poszłam do kierownika produkcji i powiedziałam mu: - Panie kierowniku, czy wyleniały, stary pudel, który będzie kosztował film 500 złotych dziennie, nie jest gorszy od Dżeka, który wystąpi za darmo? Okazało się, że tak. No i wymusiłam po raz drugi, (śmiech)

Widzę, że Pani ma dystans do takich określeń jak staruszka.

- Ja przecież mam 80 lat, kochana. Ale jestem z tego dumna. Bo osiemdziesiąt lat jest w tej chwili... światowej sławy. Jestem z rocznika Krzysztofa Pendereckiego, Romana Polańskiego...

Świetny rocznik...

- Tak, proszę pani, 80 lat chcą mieć teraz nawet ci, którzy jeszcze nie mieli. Tak modny jest to rocznik i tak dobry.

***

Zofia Czerwińska

Aktorka teatralna, filmowa, serialowa. Jak sama mówi, urodziła się dawno, dawno temu w Poznaniu, w wyniku czego jest teraz w sile wieku, z przewagą wieku.

Po II wojnie światowej przeniosła się wraz z rodzicami do Trójmiasta. Jej tata, lekarz, organizował bowiem Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni.

Od wielu lat związana z teatrem Syrena. Ale popularność przyniosły jej serialowe role. m.in. w "Alternatywach 4" i "Czterdziestolatku".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji