Artykuły

I ty możesz być Indianinem

Teraz to chyba dam sobie spokój z dzieciakami na jakiś czas - wzdycha Janusz Józefowicz. W so­botę szukał małych aktorów do dru­goplanowych ról Indian w śląskiej wersji musicalu "Piotruś Pan".

W sobotę w zabrzańskim Domu Mu­zyki i Tańca pojawiło się kilkudziesię­ciu małych kandydatów na gwiazdy. Przyjechali z całego regionu. Zestre­sowanym pociechom towarzyszyli ro­dzice, dziadkowie, rodzeństwo. Nie­którzy na widok kamer i aparatów fo­tograficznych całkiem sprawnie pro­mowali się sami: ćwiczyli kroki przed ogromnym lustrem albo ostentacyjnie poprawiali loki, pieczołowicie ułożo­ne przez mamy.

Nie takie buty

Z Michałem Ziajskim. 13-latkiem z Sosnowca, przyjechała niemal cała ro­dzina - tata, babcia i dziadek. Mama mu­siała zostać w pracy. - Chcesz zostać gwiazdą? - pytam. - To raczej z cieka­wości - zapewnia skromnie chłopak. - A trema? - Nie mam - twierdzi. Dziadek wybucha śmiechem. - Ma, ma, tylko się wstydzi przyznać - tłumaczy wnuka.

Niemal w samo południe na scenie po­jawia się mistrz ceremonii - Janusz Jó­zefowicz. Reżyser zaprosił kandydatów na scenę i przyjrzał im się dokładnie. Niektórzy wyglądają wręcz zabawnie. Zamiast tenisówek i wygodnego stroju do tańca - buty na obcasach, długie spód­nice, u chłopców nawet marynarki.

- Zatańczycie kilka podstawowych kroków - tłumaczy artysta niezrażony brakiem profesjonalizmu. - A potem podzielę was na dwie grupy.

Początki są trudne: plączą się nogi, trud­no zapamiętać kroki. Wygląda jednak na to, że większość świetnie się bawi.

Na skraju sceny przycupnęła Ala Janosz. Ta drobna, sympatyczna blondynka jest odtwórczynią roli Wendy - jednej z głów­nych. Nie musi oczywiście uczestniczyć w castingu, ale przyjechała tu towarzysko. Nie jechała daleko - mieszka w Pszczy­nie. Ma 15 lat, choć wygląda na mniej. - I bardzo dobrze - śmieje się dziewczyn­ka. - Dzięki temu mogę grać Wendy, któ­ra była przecież młodsza - dodaje.

- Jako gwiazda tego musicalu... - za­czynam trochę niefortunnie, bo Ala krzywi się.

- Nie uważam się za gwiazdę, bez przesady.

- Czy pomagasz reżyserowi wybrać przyszłych aktorów?

- Nie. Myślę, że on zrobi to lepiej - śmieje się. Młoda aktorka nie ukry­wa, że oprócz świetnej zabawy w przed­stawienie trzeba włożyć naprawdę du­żo pracy.

Cztery szczęściary po godzinie

Tymczasem ze sceny zeszła pierwsza grupa. Rozemocjonowane dzieciaki roz­pierzchły się po całym budynku. Część przed wielkimi lustrami w hallu zaczę­ła ćwiczyć poznane przed chwilą kroki taneczne.

17-letnia Kasia Koska bardzo chce za­grać w "Piotrusiu...". - Zagrać u Józefo­wicza. To jest coś - rozmarza się. Nie­opodal dzielnie przytupuje dwójka na­stolatków. Bożena Waluś i Paweł Wró­bel przyjechali z Katowic. Nie są ama­torami. Mają za sobą doświadczenie w tańcu towarzyskim i łyżwiarstwie fi­gurowym. Zależy im na rolach. W ćwi­czeniach przed lustrem przeszkadzają im trochę oficjalne stroje - biała bluzka i spódniczka Bożeny, eleganckie buty i spodnie Pawła. - Prawdę mówiąc, nie byliśmy przygotowani na to, że potrzeb­ne będą sportowe stroje - przyznają.

Trochę z boku, podpatrując starszych kolegów, ćwiczą młodsi.

- Chcesz zostać wielką gwiazdą czy po prostu Indianinem? - pytam Ksawerego Latoszka, rezolutnego 11-latka. - Właściwie odpowiadałby mi Indianin - odpowiada po krótkim namyśle.

- Ciekawe, ile to jeszcze potrwa - za­stanawiają się rodzice na widowni. - Po­dobno kilka godzin - szepcą sobie na ucho dwie mamy. Tymczasem po go­dzinie Józefowicz wskazał cztery dziewczyny: Iwonę Tchórzewską, Go­się Zielińską oraz Magdę i Majkę Bossakowskie. - Reszcie dziękujemy - oznajmił. Zaskoczeni kandydaci za­częli powoli opuszczać salę. Uradowa­ne "szczęściary" długo gratulowały sobie nawzajem. - Wszyscy w domu się ucieszą - zapewnia jedna z sióstr Bossakowskich.

Potrzeba jeszcze 26

- To, czy ktoś się nadaje do roli czy nie, widać naprawdę bardzo szybko - za­pewnia Józefowicz. - Najgorzej jest z mniejszymi dziećmi, dlatego od razu zapowiadaliśmy, że szukamy nastolat­ków. Najważniejsza jest koordynacja ru­chów, poczucie rytmu. Z tym, niestety, jest bardzo kiepsko. Kiedyś w szkołach był przedmiot zwany rytmiką, ale zrezy­gnowano z niego. A szkoda - dodaje.

Śląski casting to pomysł twórców spek­taklu. - Oczywiście możemy przywieźć ludzi z Warszawy - wyjaśnia reżyser. - Stwierdziliśmy jednak, że dla dziecia­ków stąd to będzie fajna przygoda. Po­za tym nie ukrywam, że również dla nas byłoby to korzystniejsze ze względów organizacyjnych - podsumowuje.

Ekipa Janusza Józefowicza chce zna­leźć w naszym regionie 20 do 30 In­dian. Na razie jest ich czterech. Przewi­dziano więc powtórkę 11 i 12 listopa­da, w samo południe.

- Takie castingi dla dzieci nie różnią się praktycznie niczym od tych "doro­słych" - twierdzi Józefowicz. - Wię­ksze jest tylko zamieszanie. Po premie­rze "Piotrusia..." dam sobie na trochę spokój z dziećmi - dodaje artysta. Śmie­je się jednak i nie wiadomo, czy mówi to poważnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji