"Nie-boska komedia" Strzępki i Demirskiego. Rok po skandalu
"Nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" w reż. Moniki Strzępki w Narodowym Starym Teatrze. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.
W spektaklach Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego zawsze dużo się krzyczało. W "Nie-boskiej komedii" w Starym Teatrze bojowe zawołanie buntownika zmienia się w skowyt przerażenia.
"Od powietrza, głodu, ognia i wojny - wybaw nas, Panie!". Odśpiewaną w mroku modlitwą kończy się nowy spektakl Strzępki i Demirskiego obwołanych najbardziej radykalnym duetem polskiego teatru. Ich wariacja na temat "Nie-boskiej komedii" Zygmunta Krasińskiego to świetnie zagrany spektakl. Z reżyserów pracujących dziś w Starym Teatrze Monika Strzępka wyciąga z zespołu bezsprzecznie najwięcej, a przy Krasińskim jest on w najwyższej formie.
Wszyscy jesteśmy Henrykiem/Krasińskim
W centrum tekstu Pawła Demirskiego stoi sam poeta, przewrażliwiony katastrofista opętany antysemityzmem. Krasińskiego - utożsamionego z hrabią Henrykiem - grają Marcin Czarnik i Małgorzata Hajewska-Krzysztofik. Mamy też postać Lęki Hrabiego Henryka, a za maszyną do pisania Krasińskiego siądzie też geniusz zła Pankracy (Michał Majnicz).
Rozmnożone postacie to u Demirskiego częsty zabieg. Wszyscy jesteśmy Henrykiem/Krasińskim - żyjąc u schyłku starego świata, odczuwamy lęk przed przyszłością. Albo przynajmniej powinniśmy go odczuwać, mówią nam Demirski ze Strzępką - i odliczają daty XX-wiecznych wojen, powstań i rzezi, wieszcząc kolejny konflikt.
Wszyscy jesteśmy też dziećmi Pankracego - bo żyjemy w czasach porewolucyjnych, a większość z nas na rewolucji skorzystała. We wstawionej między frazy Demirskiego długiej scenie z oryginalnej "Nie-boskiej..." Hajewska-Krzysztofik i Czarnik dzielą się na prowadzących spór hrabiego i rewolucjonistę.
Jednocześnie dorobek rewolucji Strzępka z Demirskim podważają rozpaczliwym gestem - cóż po niej, skoro prawnuki wyemancypowanych chłopów (reprezentowane tu przez postać Marty Ojrzyńskiej) pracę mają dziś jedynie przy kserokopiarce?
Wariacja na temat "Nie-boskiej komedii" miała powstać w Starym przed rokiem. Szykował ją - odwołując się do słynnej inscenizacji Swinarskiego, z diablimi rogami na głowach chóru Przechrztów - chorwacki reżyser Oliver Frljić. Nagonka lokalnych mediów podsycana plotkami z prób posłużyła dyrektorowi Janowi Klacie za powód do odwołania premiery i przekazania tytułu Strzępce i Demirskiemu.
Z siekierą w roli gilotyny
Przewodnim motywem "Nie-boskiej..." Frljicia miała być banalizacja sposobów, w jaki sztuka mówi o Zagładzie. Oraz antysemityzm. Strzępka i Demirski w zapowiadających premierę ich "Nie-boskiej" wywiadach powtarzali: "to nie o tym". Mówi tak też ze sceny jedna z postaci.
Ale spektakl jest bardzo "o tym". "To" pada w dialogach, "to" tkwi w scenografii Michała Korchowca zdominowanej przez wieżę strażniczą i karuzelę. Ta ostatnia nawiązuje do wiersza Miłosza "Campo di Fiori". U Strzępki karuzela staje się szubienicą, na której Pankracy liczy powieszonych panów-gnębicieli.
"Słowo 'rewolucja' brzmi dziś jak 'holocaust'" - rzuca Pankracy ze sceny. Najlepsze z przedstawień Strzępki i Demirskiego przypominały, że liberalny świat jest ufundowany na przemocy rewolucyjnej i wojennej. Wyobrażenia o "dobrych" i "złych" bohaterach historii bywają naiwne. Tak było w "Bitwie warszawskiej 1920", z nawiedzającą scenę postacią romantyka Dzierżyńskiego, czy we wcześniejszym "W imię Jakuba S.", z Szelą jako przodkiem współczesnych Polaków z awansu.
Tu mamy obraz uciekającego Rotschilda (Szymon Czacki) pragnącego ukryć się w szafie żydowskiego finansisty. Aż prosi się o brutalne pytanie: bardziej on żydowski czy bardziej finansista? Postać Czackiego podkreśla, że jego rodzinę stać było na to, by umknąć przed Holocaustem do Ameryki. Jednocześnie Strzępka z Demirskim rozgrywają tę scenę tak, że reminiscencje z okupacji rymują się z widmem zbrojnego wystąpienia przeciw "jednemu procentowi" światowej elity, z siekierą w roli gilotyny.
Sen śni się w języku romantyzmu
W książce "Prześniona rewolucja" filozof Andrzej Leder stawia tezę, że mieszczański przewrót - podobny do rewolucji francuskiej - rozegrał się w Polsce w latach 1939-56. Klasa średnia zaczęła się formować dopiero po zniszczeniu półfeudalnej II RP i wymordowaniu Żydów dominujących w mieszczańskich zawodach. Rodzice i dziadkowie dzisiejszych Polaków skorzystali finansowo na Zagładzie żydowskich współobywateli - pisał o tym już Kazimierz Wyka w 1945 r. To, co najbardziej w "Nie-boskiej..." Strzępki i Demirskiego niepokojące - obrazy przemocy przypominające dawny koszmar, niepewność i histeria - wydaje się snem o wypartym doświadczeniu, które opisuje Leder.
Ten sen śni się tu w języku romantyzmu. Współczesnych nachodzą widma jak z Wyspiańskiego, Leonard jak Birkut z "Człowieka z marmuru" Wajdy - z poparzonymi dłońmi, ofiara rewolucji, którą współtworzył. W centrum stoi ultraromantyczna figura poety - może i narcystycznego, ale przeczuwającego najwięcej.
Nie wiesz, jak sam byś się wtedy zachował - pada ze sceny. Demirski wyśmiewa "moralną panikę" lewicowej inteligencji, ale w kaznodziejskich monologach wygłasza obronę histerii, brnąc w przewagę "czucia i wiary" nad "szkiełkiem i okiem".
Lepiej postawić na emocje i intuicję, skoro świat "nie mieści się w znanym przeze mnie opisie" - mówią w finałowej scenie dwie Dziewice rodem z Krasińskiego - świetne Dorota Pomykała i Marta Nieradkiewicz. W spektaklach Strzępki i Demirskiego zawsze dużo się krzyczało. Teraz to już nie bojowe zawołanie buntownika, lecz skowyt przerażenia.
Może dlatego przedstawienie - ze znaczącym podtytułem "Wszystko powiem Bogu" - ma w sobie dziwny nadmiar. Histeryczna logorea, język nie tak precyzyjny jak w poprzednich tekstach Demirskiego, ciągnące się bez końca monologi, milion wracających obsesyjnie tematów - od małżeńskiej zdrady po wizję społecznego zrywu. Jak wszystko, to wszystko.