Artykuły

Ruszyły Łódzkie Spotkania Teatralne

Po pierwszym dniu Łódzkich Spotkań Teatralnych można stwierdzić jedno: mimo ograniczonych środków i technicznych niedoróbek, wszyscy twórcy próbowali poprzez teatr mówić coś ważnego o świecie - pisze specjalnie dla e-teatru Paweł Sztarbowski.

"Kain" teatru ART.51 ze Zgierza już od rozpoczęcia jest grą z widzem, któremu aktorki próbują wyznaczyć miejsce. Spektakl próbuje zanalizować głupotę, krzykliwość i konsumpcjonizm dzisiejszego świata. Niektóre fragmenty przypominają slogany żywcem wyjęte z telewizyjnych reklam, przechodzące w mantryczne zakrzykiwania. Punktem wyjścia jest historia znana z Księgi Rodzaju. W końcu to od niej zaczęło się całe to zło, z jakim mamy do czynienia. Najmocniejszym punktem tego żeńskiego zespołu nie były jednak wypowiadane słowa, ale pomysłowo skomponowane elementy tańca i pantomimy.

Niezwykle ważnym spektaklem okazały się "Głosy" Teatru Krzyk z Maszewa, inspirowane wydarzeniami w toruńskim technikum, gdzie uczniowie znęcali się nad nauczycielem angielskiego. "Głosy" pokazują młodych ludzi zagubionych w świecie bez autorytetów. Ich prośby kierowane są kolejno do nauczyciela, ojca, ministra i Boga. Okazuje się, że znikąd nie ma odzewu. Młodzi ludzie pozostawieni zostają sami sobie. Pełno w tym świecie przemocy i okrucieństwa. Warto zwrócić uwagę na łańcuch, który początkowo jest narzędziem tortur i opresji, a w pewnym momencie staje się różańcem. Wskazuje on także na więzi społeczne, w których człowiek musi się odnaleźć, choć nie zawsze jest to łatwe. Wiele można zarzucić temu spektaklowi: brak dystansu, przegadanie, naiwne i irytujące wstawki muzyczne, ale nie zmienia to faktu, że spektakl z Maszewa jest prawdziwym krzykiem w istotnych i bolesnych sprawach.

Przerażającą wizję wyścigu szczurów w dzisiejszym świecie opowiedział w spektaklu "Dna" Teatr Zielony Wiatrak z Sopotu (na zdjęciu). Każdy tutaj chce być najlepszy i nawet jeśli przyznaje, że inni też są fantastyczni, to tylko po to, by postawić siebie ponad nimi i stwierdzić, że on sam nie ma sobie równych. Aktorzy z dużą ironią ukazali nieporadne wysiłki swoich bohaterów, by wyróżniać się za wszelką cenę. To była najmocniejsza strona spektaklu. Gorzej, gdy próbowano powiedzieć coś rzeczywiście serio. Monologi w stylu: "Nigdy nie miałam swojego ulubionego misia" czy "Chciałabym, żeby ktoś zachwycił się usmażoną przeze mnie jajecznicą" wypowiadane zupełnie serio mogły wywoływać jedynie śmiech, a nawet zażenowanie. Momentami przypominało to nieporadną kalkę "Łaknąć" Sary Kane.

Poza konkursem Teatr Wiczy z Torunia zaprezentował "Cesarza" - prześmiewczą przypowieść o władzy. Rozgrywa się ona w transowym rytmie bębnów, ale mimo odrealnienia całej sytuacji, sporo w niej odniesień do aktualnych wydarzeń w kraju. Znamienna jest scena, gdy obserwujemy rodzenie się stowarzyszenia "Kaczuszka" - na skrawkach białej koszuli odciskane są przedszkolne pieczątki. Wciąż obserwujemy groteskowe popisy walk, które zaświadczać mają o męskości.

Jedno jest pewne. Te nieprofesjonalne, zorganizowane skromnymi środkami grupy bardzo często mają więcej do powiedzenia niż teatry zawodowe, spośród których większość buja w obłokach i oddaje się taniej rozrywce zamiast zapraszać widzów do poważnej rozmowy. Szkoda jedynie, że w ostatniej chwili zrezygnowano z występu SUKI OFF, która zaprezentowała spektakl poza festiwalem, w jednym z łódzkich klubów. Szkoda, bo wszelkie akty kneblowania sztuki w demokratycznym państwie świadczą jedynie o tym, jak mało w nas tolerancji. Ze sztuką zawsze sprawa jest prosta - można jej zakazać, zabierać dotację. Gorzej z rzeczywistością, która jest skandaliczna. Jej cenzurować nie da rady.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji