Artykuły

Lubię wokół siebie ład

- Staram się najrzetelniej wykonywać swój zawód. Swoją energię i czas dzielę między sceną, planem filmowym i moimi równie ważnymi obowiązkami rodzinnymi - mówi GRAŻYNA BARSZCZEWSKA, aktorka Teatru Polskiego w Warszawie.

Ma swoje zasady i przyzwyczajenia, ale jest też otwarta na nowe doznania.

Wciąż zachowuje Pani młodzieńczą figurę. To rezultat diety?

- Wręcz przeciwnie, niczego sobie nie odmawiam. Bardzo lubię jeść. Mąż twierdzi, że gdybym tyle nie jadła, to byśmy się czegoś dorobili. I jest w tym sporo prawdy. Nigdy nie myślałam, że powinnam jeść mniej. Takie mam geny, dużo spalam. A więc żadna dieta czy forsowne ćwiczenia. Jedzenie jest dla mnie... wielkim smakiem życia! Tylko proszę nie pytać o moje umiejętności w kuchni, zmieńmy temat. Lubię dobrze zjeść, a jak jeszcze mi ktoś pięknie poda - to sama rozkosz.

Z punktu widzenia estetycznego, co jest dla Pani ważne?

- Lubię wokół siebie ład, harmonię. W chaosie, brudzie, trudno byłoby mi żyć, pracować. Nawet jak przyjeżdżam na spotkanie z widzami i w garderobie widzę i czuję kurz, to biorę chusteczki i sprzątam. Rażą mnie śmieci na ulicy czy psie kupy na chodniku, świadczące przecież najgorzej nie o zwierzętach, a o ich - pożal się Boże - właścicielach! Wydawałoby się, że z racji zawodu powinnam mieć szafy wypełnione po brzegi garderobą, ale tak nie jest Tutaj jestem minimalistką. Nie jestem zakupoholiczką. To zresztą zmieniło się. Kiedyś za PRL-u, kiedy wyjeżdżałam za granicę, na Zachód, tzw. shopping miałam opanowany do perfekcji. Ale i wtedy częściej oglądałam, bo najbardziej kręciły mnie te ekskluzywne, najlepszej jakości rzeczy, które nie były na moją kieszeń. Dzisiaj perspektywa biegania po galeriach, butikach jest dla mnie przerażająca, toteż czasem odkupuję ładną suknię czy bluzkę, którą styliści przygotowali mi do sesji zdjęciowej.

Czytałam Pani reportaże w "Twoim Stylu" i "Rzeczpospolitej" o podróżach po Indiach. Z takim zamiłowaniem do porządku i czystości, jak się Pani tam czuła?

- Jestem ciekawa świata. Podróżując w te egzotyczne rejony wchodzę w inną rzeczywistość i nie staram się jej zmieniać, tylko poznać, zrozumieć, czegoś się nauczyć. Nie zbieram więc śmieci na plaży nad Oceanem Indyjskim, gdzie wspólnie Europejczycy i tubylcy plażujemy ze świętymi krowami, często chowającymi się zresztą w cieniu parasoli. Lubię dotknąć rzeczywistości. Nie tej dla turystów, ulukrowanej, ale tej prawdziwej i zajrzeć za wyremontowaną fasadę na obdrapane podwórze, ze śladami dawnej świetności i kultury. Tak, jak było podczas ostatniego mojego pobytu w Wilnie, gdzie mówiłam "Kwiaty Polskie" Tuwima. Taka prawda mnie interesuje.

Są takie miejsca na świecie, które bardzo chciałaby Pani zobaczyć, i takie, do których by już nie wróciła?

- Nie ma takich, do których nie chciałabym wrócić. Mniej mnie interesują metropolie, które wyglądają podobnie. Melbourne niewiele się różni od wielkich miast w USA czy Anglii. Ale chętnie bym pojechała jeszcze raz do Australii, tam, gdzie się wykopuje opale. Mogę mieszkać w każdych warunkach, w jurcie, tak jak w Kazachstanie, czy jak w Indiach u podnóża Himalajów, gdzie w opustoszałym hotelu były minusowe temperatury i spałam w kurtce i czapce pod stertą kołder. Ale było warto. Złote klamki, hotele typu Hilton nie pociągają mnie, bo jest w nich tak samo na całym świecie. Póki co mam zaległości w odkrywaniu Polski. Od wielu lat wybieram się jesienią w Bieszczady, żeby zakosztować przestrzeni, ciszy, natury. Na co dzień chętnie odpoczywam w swoim ogrodzie, moim "wiśniowym sadzie". Z bliskimi.

Czy czuje się Pani egocentryczna? Aktorzy są obdarzeni tą cechą?

- Gdyby w jakimś stopniu to mnie nie dotyczyło - nie zostałabym aktorką, nie mogłabym uprawiać tego zawodu. Ale warto to kontrolować, łatwo przekroczyć tę granicę, czyli poczuć się pępkiem świata. To się nam artystom czasem zdarza. Zwłaszcza po jakimś spektakularnym sukcesie. Jesteśmy rozpoznawalni, zapraszani, komplementowani, odnieśliśmy taki czy inny sukces, więc czujemy się bosko. Przestrzegał przed tym mądrymi słowami Gustaw Holoubek mówiąc, że musimy wierzyć w nasz zawód, uprawiać go jak najszlachetniej, najpełniej, ale pamiętajmy, że nie jesteśmy pępkiem świata, bo nikt nim nie jest. Ani gwiazdy, ani politycy, ani właściciele wypchanych kies. Tak więc staram się najrzetelniej wykonywać swój zawód. Swoją energię i czas dzielę między sceną, planem filmowym i moimi równie ważnymi obowiązkami rodzinnymi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji