Remanenty węgierskie
Niedługo będziemy obchodzić dwulecie "sprawy Spiró" w "Zdaniu". Wszystko zaczęło się od publikacji Jerzego Roberta Nowaka "Pamflet i mistyfikacja" (2/86), w której dostało się, i to bardzo, Gyórgy Spiró, węgierskiemu pisarzowi, slawiście i tłumaczowi literatury polskiej, za - i to proszę zapamiętać! - powieść historyczną "Iksowie". Ponieważ zaczynam od powtórki z tematu "Spiró", dodam jeszcze, że akcja tej powieści rozgrywa się w Królestwie Polskim w latach 1815-1819, jej bohaterami zaś są tytułowi Iksowie, stanowiący wdzięczne tło dla centralnej postaci: Bogusławskiego.
Sytuacja wyjściowa jest więc następująca: węgierski polonista pisze powieść historyczną o warszawskich Iksach, do której dobrał się polski hungarysta, z wykształcenia historyk. Powieść na Węgrzech jest fetowana, zbiera nagrody, po trzech latach od pierwszego wydania pojawia się następne, szykują się tłumaczenia. Słowem - jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. I wtedy pojawia się publikacja Nowaka, która wyraźnie psuje ten sielankowy nastrój. Artykuł ze "Zdania" przedrukowuje w całości lub w części - bądź tylko omawia - węgierska prasa, Spiró odpowiada, "Zdanie" z kolei jego odpowiedź przedrukowuje i daje szansę odpowiedzi Nowakowi, przychodzi sporo listów do redakcji.
Jak zawsze w takich razach racje są podzielone, jedni stają za Nowakiem, inni za Spiró. Co do mnie - nie ukrywam, że dopóki nie będę miał możliwości przeczytania "Iksów" po polsku, bardziej przemawiają do mnie argumenty Nowaka. Żebym więc dłużej nie był rozdarty wewnętrznie, stawiam wniosek: wydać "Iksów" w Polsce! I to możliwie jak najszybciej. Czas bowiem pracuje na niekorzyść Nowaka. Spiró zaczyna uchodzić w pewnych kręgach za pisarza prześladowanego, a jak wiadomo, w Polsce nie można mieć lepszej rekomendacji.
A jakie są fakty? Lada dzień w warszawskim "Ateneum" odbędzie się premiera sztuki Gy. Spiró "Szalbierz", której bohaterem jest Bogusławski. Telewizja i radio przygotowują nas na wielkie wydarzenie. I pewno będzie to wydarzenie, tak jak wydarzeniem było na Węgrzech. Z tego, co słyszę, jest to dobrze napisana sztuka, ze świetnymi rolami dla aktorów. Zresztą nawet Nowak, jak pamiętam, nie odmawiał Spiró talentu, twierdził tylko, że go źle spożytkował w powieści "Iksowie". Otóż na tę drobną różnicę pragnę zwrócić uwagę, bo przy klace, jaką się robi już przed premierą sztuce Spiró, wyjdzie na to, że Nowak niszczy zdolnego dramatopisarza i miłośnika - gdyż tak się przedstawia sam Spiró - Bogusławskiego. Tymczsem Nowak wielokrotnie podkreślał, że przedmiotem jego krytyki nigdy nie była sztuka "Szalbierz", tylko powieść "Iksowie" oraz inne prace Spiró, w tym zwłaszcza eseistyczno-krytyczne. Na przykład w swej odpowiedzi Nowakowi Spiró nie wytłumaczył się z takich kawałków, które napisał o Polsce międzywojennej, jak: "Ta Polska była tylko pozorem, który nie był zdolny uzasadnić samodzielnego narodowego bytu" (skąd my tego bękarta wersalskiego znamy?), lub: "Polacy nieoczekiwanie i bez przygotowania odzyskali niepodległość". To, proszę miłośników Spiró w PRL-u, też wyszło spod jego pióra.
Idźmy dalej szlakiem prześladowań Spiró. W zeszłym roku uskarżał się w wywiadach prasowych na Węgrzech, że po ataku Nowaka ma zakaz wjazdu do Polski. Kto go wydał, gdzie i kiedy? - tego nie mówił. Teraz czytam w "Dialogu", że go jednak do nas wpuszczono, natomiast nie wpuszczono go do bibliotek, żeby mu uniemożliwić napisanie powieści o Mickiewiczu. Tym razem pytam zupełnie serio: kto, gdzie i do jakiej biblioteki pana Spiró nie wpuścił, tym bardziej, że mowa jest o bibliotekach w liczbie mnogiej. Za odpowiedź będę wdzięczny nie tylko ja, lecz także - jak sądzę - inni czytelnicy, którzy śledzą sensacyjnie rozwijającą się "aferę Spiró". Myślę, że "Dialog", który te sensacje z prasy węgierskiej przedrukował, użyczy swoich łamów Gy. Spiró na odpowiedź. "Zdanie" zresztą też.
Podsumujmy: sztuka Spiró wchodzi na sceny polskie, bo "Szalbierza" zamierza wystawić jeszcze kilka innych teatrów. Rządowe media, z telewizją na czele, robią sztuce reklamę już przed premierą, o czym świadczą występy reżysera Wojtyszki w tychże mediach. Prasa polska, ze "Zdaniem" na czele, udostępni opinii publicznej w PRL-u repliki Spiró, łącznie z jego skargami na szykany, jakich doznał rzekomo po kampanii krytycznej Nowaka. Nawiasem mówiąc, Nowak w tej swojej kampanii, mającej na celu oczyszczenie współczesnych stosunków polsko-węgierskich z zadrażnień wynikających z niewiedzy, bądź z fałszowanej wiedzy, bądź z wzajemnych uprzedzeń ("Polak - Węgier dwa bratanki" - to dzisiaj bardziej slogan niż rzeczywistość) zaatakował nie tylko Gy. Spiró. Rodzimych miłośników prawdy historycznej odsyłam do "Przekroju" z ubiegłego roku, gdzie dowiedzą się - z publikacji Nowaka, a jakże - jak popularna na Węgrzech seria encyklopedyczna, adresowana do młodego czytelnika, w tomie poświęconym II wojnie światowej przedstawia - mówiąc językiem naszych encyklopedii - wysiłek zbrojny narodu polskiego w tym okresie. Są tam dwie zasadnicze informacje: że burżuazyjna Polska przegrała w 1939 roku z kretesem wojnę z Niemcami oraz że w 1945 roku Armia Czerwona przyniosła Polsce wolność. Wszystkiego razem kilka zdań. Dla porównania: o czeskim ruchu oporu są tam 3 stronice, a o antyfaszystowskim ruchu oporu w samych Niemczech bodaj 5!
Wróćmy jednak do Spiró. Jak wyglądają jego prześladowania w Polsce, już wiemy. Ale polski czytelnik, obeznany z realiami nad Wisłą, gdzie pisarze dzielą się na reżimowych i opozycyjnych, przynależnych i niezależnych, popieranych i dyskryminowanych - dodajmy: nawzajem przez obydwie strony - może dojść do wniosku, że Spiró cierpi także na Węgrzech. Tym bardziej, że w swoich wypowiedziach dramatycznie podkreśla, iż nie da sobie wytrącić pióra z ręki.
Nic bardziej mylnego! Owszem, artykuł Nowaka w "Zdaniu", po przedrukowaniu go na Węgrzech, ośmielił także niektórych Węgrów do publicznego wyrażenia krytycznych opinii o "Iksach". W niczym jednak nie zmieniło to pozycji Spiró na tamtejszym oficjalnym Parnasie. Nagrodę za "Iksów" dostał nie od jakiejś tam węgierskiej Fundacji Kościeleckich, tylko tamtejszego Ministerstwa Kultury. Najnowsza sztuka Spiró idzie w Budapeszcie przy kompletach i zachwytach krytyki. A w sporze z Nowakiem za Spiró stoi murem Pal E. Feher, kierownik działu kulturalnego "Nepszabadsag".
Żeby to lepiej zobrazować, muszę posłużyć się wyimaginowanym przykładem. Powiedzmy, że jakiś polski autor, miłośnik Petofiego, napisał historyczną powieść o tym węgierskim poecie i jego środowisku. Bohaterowie powieści to pełnokrwiste postaci, operujące jędrnym językiem, w którym epitety: ty stara kurwo, bydlaku, onanisto, pederasto czy donosicielu, jakimi się wzajemnie obdarzają, brzmią niemal pieszczotliwie w przyjętej konwencji powieściowej. Oczywiście taki zabieg artystyczny niekoniecznie musiał wprawić w zachwyt wszystkich Węgrów i jakiś tamtejszy Nowak, znający dobrze język polski, zaprotestował przeciwko takiemu potraktowaniu autentycznych postaci z węgierskiego Panteonu przez polskiego autora. I wcale nie musiał to być nadgorliwy nacjonał, przewrażliwiony na punkcie węgierskości. Sprawa zatacza szersza kręgi, przenosi się na łamy prasy polskiej, opinie się polaryzują, ale za naszym autorem ujmuje się w sposób pryncypialny Misiorny w "Trybunie Ludu". Czy ktoś w tej sytuacji uwierzy, że naszemu autorowi może się stać u nas krzywda?
Tyle tytułem analogii. Osobiście autorowi "Iksów" życzę jak najlepiej. Czekam z niecierpliwością na polski przekład tej powieści a jeśli okaże się ona tak głęboko historiozoficzna i uniwersalistyczna, jak o tym szeptają na warszawskich i nie tylko salonach, to padnę na kolana i sam napiszę na jej cześć pean.