Artykuły

WSPOMNIENIE. Zofia Rysiówna (5.07.1920-17.11.2003)

Była znakomitą aktorką. O silnej osobowości i wielkim talencie dramatycznym. Pełnym ekspresji, rozsadzającym scenę. Kiedy się na niej pojawiała, elektryzowała publiczność.

Urodziła się w Rozwadowie w roku 1920. Studia aktorskie rozpoczynała przed wojną w roku 1939 w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej (PIST). Ale ich nie ukończyła. Kontynuowała je w czasie wojny w podziemnym PIST-cie. Działała w konspiracji. W roku 1941 nakryta i aresztowana przez gestapo, wywieziona została do obozu koncentracyjnego w Ravensbrtick. Szczęśliwie przeżyła ten koszmar i w roku 1945 wróciła do kraju. Zdała egzamin eksternistyczny przed Komisją Egzaminacyjną ZASP-u w Krakowie, uzyskując prawo grania. W tym samym roku debiutowała na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego rolą tytułową w dramacie Juliusza Słowackiego "Balladyna". Po niej zagrała Dianę w "Fantazym" w reżyserii Juliusza Osterwy z jego udziałem w roli Fantazego. Następnie Młodą w "Klątwie" Stanisława Wyspiańskiego, Laurencję w "Owczym źródle" Lope de Vegi i Maszę w "Trzech siostrach" Czechowa, które reżyserował Bronisław Dąbrowski.

Po raz pierwszy zobaczyłem ją w "Owczym źródle". Byłem nią zafascynowany. Do dziś ją widzę wbiegającą na scenę jak wicher z rozwianym czerwonym szalem. A kilka lat później już w Warszawie w roku 1949, grającą Amelię w "Mazepie" Juliusza Słowackiego w Teatrze Rozmaitości u Dobiesława Damięckiego. Zbigniewem był jej pierwszy mąż Adam Hanuszkiewicz. Po jednym sezonie wyjechali do Poznania. Do Teatru Polskiego Wilama Horzycy. Tam oglądałem ją jako Ofelię w "Hamlecie" Szekspira w reżyserii Wilama Horzycy z Adamem Hanuszkiewiczem w roli Hamleta. Tam też była Telimeną w "Mizantropie" Moliera w reżyserii Władysława Woźniaka, Zofią Parmen w "Grzechu" Stefana Żeromskiego w reżyserii Adama Hanuszkiewicza i Ethel w dramacie Leona Kruczkowskiego "Juliusz i Ethel".

Po pięcioletnim pobycie w teatrze Horzycy wrócili oboje do Warszawy. Początkowo związali się z Teatrem Polskim, a potem z Teatrem Powszechnym i Teatrem Dramatycznym, gdzie zagrała najlepsze swoje role. W roku 1959 w Teatrze Powszechnym grała tytułową Gromiwoję w tragedii Arystofanesa. Rok później Natalię Abaszwilli w "Kaukaskim kredowym kole" Bertholta Brechta w reżyserii Ireny Babel i w 1961 roku Maszę Masłową w "Zmartwychwstaniu" Lwa Tołstoja z Adamem Hanuszkiewiczem i w jego reżyserii. Wreszcie w roku 1962 "Berenikę" Racine'a. W Teatrze Dramatycznym zaś między innymi Barbarę Radziwiłłównę w "Kronikach królewskich" z Ignacym Gogolewskim w reżyserii Ludwika Renę, Judytę w "Księdzu Marku" i Muzę w "Wyzwoleniu" Stanisława Wyspiańskiego oraz Klitajmestrę w "Elektrze" Giraudoux w reżyserii Kazimierza Dejmka i Królową Małgorzatę w "Iwonie księżniczce Burgunda". Dwa sezony spędziła w Teatrze Klasycznym w Pałacu Kultury u Ireneusza Kanickiego (obecnie Teatr Studio). Z tego okresu pochodzą jej trzy ważne role: Izoldy w "Ondynie" Giraudoux w roku 1965 w reżyserii Ireneusza Kanickiego, Pani Bovary w sztuce Flauberta "Madame Bovary" w reżyserii Marii Wiercińskiej w roku 1966 z Czesławem Wołłejko w roli Karola Bovary na scenie Teatru Klasycznego i Alicji w "Tańcu śmierci" Strindberga w roku 1967 w Teatrze Rozmaitości na Marszałkowskiej, filii Teatru Klasycznego, w reżyserii Izabelli Cywińskiej.

W tym samym roku zaproszona gościnnie do Teatru Stara Prochownia przez Wojciecha Siemiona zagrała Błazna w "Wieczorze trzech króli" Szekspira w reżyserii Jana Kulczyńskiego, gdzie wszystkie role męskie obsadzone zostały przez kobiety. W latach siedemdziesiątych znalazła się w Teatrze Nowym u Mariusza Dmochowskiego. Grała tam Marię Ignatiewnę w "Burzy" Ostrowskiego i Marię w "Domu kobiet" Zofii Nałkowskiej.

W latach osiemdziesiątych wróciła do Teatru Dramatycznego i zagrała Agrypinę w "Brytaniku" Racine'a. Z Teatrem Dramatycznym rozstawała się kilkakrotnie, ale zawsze do niego wracała z przyjemnością. Ostatni raz weszła na scenę w roku 2000. W maju w Teatrze na Woli dyr. Bogdan Augustyniak urządził jej w tym teatrze jubileusz, wystawiając specjalnie dla niej w swojej reżyserii "Panienkę z Tacny" peruwiańskiego autora, gdzie zagrała rolę tytułową.

Moje kontakty z Zosią Rysiówna były bardzo dobre i długotrwałe. Raczej towarzyskie niż zawodowe. Lubiliśmy się i szanowaliśmy wzajemnie. Na scenie spotkałem się z nią tylko raz, kiedy zrobiłem nagłe zastępstwo za Mariusza Gorczyńskiego w "Ondynie" Giraudoux w Teatrze Klasycznym. Była wielką aktorką. Trudną we współpracy i niełatwą w kontaktach międzyludzkich. Znającą swoją wartość i wymagającą szacunku dla siebie i dla swojej pracy. Inteligentną i błyskotliwą. Mającą zawsze swoje zdanie. W miarę złośliwą i nierówną. Jeżeli kogoś lubiła, potrafiła być miła i czarująca. W ubiegłym roku minęła dziesiąta rocznica jej śmierci. Warto o niej pamiętać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji