Artykuły

Jeszcze jeden Szekspir

Teatralna Warszawa robi chwi­lami wrażenie polskiego Strafordu: bywają dni,w których kilka scen stołecznych gra Szekspira. Piękne to i godne pochwa­ły,ale nie zawsze rezultaty odpowia­dają ambitnym planom,zamierze­niom i marzeniom. Odnosi się to do "Makbeta" zaprezentowanego przez Teatr Dramatyczny w przekładzie,reżyserii i inscenizacji Bohdana Ko­rzeniowskiego. Podobnie jak Woszczerowicz w Ryszardzie III,Korzeniow­ski postanowił odpatetyzować i unowocześnić okrutnego,krwawego Mak­beta. W rezultacie tego zabiegu mamy do czynienia z utworem oschłym,nie­mal wyłącznie refleksyjnym,opartym w lwiej części o monologi wewnętrz­ne, wypowiadane bezpośrednio do wi­downi. Zaginął gdzieś cały genialny blask szekspirowskiego gniewu i obu­rzenia na krwawych feudałów,zaginę­ły rozmach i jędrność poszczególnych słów i zdań,pozostał jakiś twór labo­ratoryjny,pozostało jakieś dręczące studium psychologiczne na temat dwojga ludzi - Makbeta i jego żony - którzy nie są w stanie udźwignąć ciężaru dokonanych przez siebie zbro­dni.

Wykonawca roli tytułowej,Jan Świ­derski,aktor przede wszystkim ref­leksyjny,pozbawiony żywiołowości,dostosował się całkowicie do linii i koncepcji reżysera. Jest to w jego interpretacji coś w rodzaju niezwykle inteligentnej relacji o Makbecie. Ży­wy człowiek został jak gdyby zamro­żony,w pewnych momentach ma się wrażenie,że się widzi przed sobą pro­dukt retorty. Halina Mikołajska jako lady Makbet chyba wbrew tekstowi od pierwszego momentu nie jest złym duchem swego męża zżeranym przez żądze władzy,lecz typem raczej słabym,wyraźnie patologicznym a w pewnym momentach lunatycznym. To zwichnięcie postaci,nie mające pokrycia w tekście stwarza nieporo­zumienia tak głębokie,że w pewnych scenach lady Makbet to niemal Ofelia.

Cala reszta wykonawców jakoś nie­dobrze się czuła w gorsecie, nałożo­nym przez reżysera,inscenizatora,tłu­macza i scenografa (Andrzej Sadow­ski). Płynie to nie tylko z wewnętrz­nej niemożności pogodzenia się z koncepcja reżysersko - inscenizacyjna,ale przede wszystkim z tego,że ogromna większość wykonawców nie umie sobie po prostu poradzić z szek­spirowskim słowem. Szekspir to nie Witkiewicz nie Durrenmatt,tutaj gest,mimika,żonglerka niemal bez słów nie wystarczą,wystarczyć nie mogą. Tu trzeba mówić jas­no, pięknie,precyzyjnie,tu gest i mi­mika nie moga być punktem wyjścia. Na zakończenie jedna uwaga. Piszą­cy te słowa wita zawsze każdą senso­wną próbę nowatorstwa z radością i uznaniem. Ale chwilami tęskno za tym,by wszystko,co się rozgrywa na scenie,nie tonęło w ciemnościach,by dekoracje z zasady nie były umowne,by choćby w przybliżeniu postacie sce­niczne podobne były do tych wizji ludzkich,które miał na myśli autor. Zlitujcie się panowie,zamiast fryka­sów i łamańców dajcie nam czasem kawałek dobrego razowego chleba!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji