Artykuły

Jak rodzi się bestia

"Lew na ulicy" w reż. Cezarego Ibera w PWST we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Witamy w głowie psychopaty - te słowa otwierają "Lwa na ulicy", najnowszy spektakl dyplomowy wrocławskiej PWST. Świetnie brzmią, ale prowadzą na manowce. Bo to nie psychiczny defekt budzi tytułową bestię, ale krzywda dziecka, które tkwi głęboko, w głowie i sercu, dorosłego zbrodniarza

Dramat Judith Thompson doczekał się dotąd tylko jednego wystawienia w Polsce - dziewięć lat temu na scenie łódzkiego Teatru im. Jaracza w reżyserii Mariusza Grzegorzka. Z sukcesem - krytycy chwalili przede wszystkim debiutancką rolę Marietty Żukowskiej. Jednak ciąg dalszy scenicznych przygód "Lwa" nie nastąpił. I trudno się dziwić, zwłaszcza że język teatralny przeżył gwałtowną przemianę podczas minionej dekady, co sprawiło, że narracja Thompson wydaje się być stworzona raczej dla kina niż dla sceny - dostrzegł to zresztą także Grzegorzek, który planował filmową adaptację innego tekstu kanadyjskiej dramatopisarki. Tezom podsuwanym przez "Lwa" trudno odmówić słuszności: dowiadujemy się, że za winy dzisiejszych grzeszników odpowiadają niegdysiejsi dorośli, którzy przed laty, w warunkach domowego piekła, zasiali w dziecku ziarno zła, że w każdym z nas tkwi jego pierwiastek, że dzieci są dobre, tylko ich rodzice nie zawsze. Trudno z tymi prawdami polemizować, brać je w nawias czy opatrywać znakami zapytania. Współczesny teatr - wydawałoby się - nie ma tu czego szukać. Cezary Iber mówi: sprawdzam. I wychodzi z tej konfrontacji zwycięsko. A wraz z nim dziesiątka studentów IV roku wrocławskiej PWST.

Kto jest tytułowym lwem, pożerającym małą Isobel (Małgorzata Saniak) na stercie śmieci? Tego nie wolno mi zdradzić. Wybór, jakiego dokonuje autorka, można traktować jednak jako jeden z wariantów tej opowieści. Bo lwem (i lwicą) może stać się każdy. Każdy jest bowiem obarczony poczuciem krzywdy i żalem do najbliższych, który mógłby stać się gruntem dla tej zbrodni. Nawet czyści i niewinni nie są całkowicie bez winy - ich udziałem jest grzech krótkowzroczności, przeoczenia, a co za tym idzie - zaniechania.

Inaczej niż u Grzegorzka to Lew - ta okrutna bestia - będzie bohaterem opowieści. Zabieg reżysera polega na tym, że choć znamy od początku mordercę, nie wiemy, w którym z bohaterów tej opowieści się kryje. Neb (Kacper Pilch) jest wewnętrznym głosem Lwa, wodzirejem tego okrutnego, zabawnego, groteskowo-prowokacyjnego show - myli tropy, prowadzi nas uliczkami miasteczka, dając okazję zajrzenia do mieszkań, kościoła, redakcji, szkoły czy na plac zabaw. I sprawiając, że pochłonięci opowieściami o mrocznych tajemnicach, skrywanych przez bliższych i dalszych sąsiadów Isobel i Lwa, co i rusz tracimy z oczu sedno tej narracji. Historię dziewczynki i mordercy, historię zbrodni i niezawinionej przez ofiarę śmierci.

Nad sceną unosi się las łańcuchów. Na zaczepionej na jednym z nich huśtawce frunie Isobel. Jeszcze wyżej połyskuje czerwienią jaskrawe serce. Sęk w tym, że w teatrze to, co aż nadto oczywiste, brzmi pretensjonalnie. Zbyt łatwe wzruszenie niesie ze sobą ryzyko kiczu. Cezary Iber jest świadomy tych ograniczeń tekstu Thompson. Wpisuje sytuacje naszkicowane przez autorkę w poetykę talk-show, opery mydlanej, kabaretu, podkreślając jeszcze bardziej zderzenia konwencji, które w dramacie są obecne. Sięga po cały arsenał teatralnych form, z musicalową choreografią włącznie, żeby zdystansować widza od emocjonalnego ładunku opowieści. Montuje sytuacje w szybkim, telewizyjnym tempie, umiejętnie dawkując emocje. Jest jak w dobrym thrillerze - od trzęsienia ziemi napięcie będzie rosło do końca. A kiedy po niemal trzech godzinach w finale damy się złapać za gardło, sami będziemy tym zaskoczeni.

Jednocześnie ten spektakl daje wyjątkową szansę występującym w nim aktorom - ich popis jest wpisany w strukturę spektaklu i umożliwia im zaprezentowanie szerokiej palety środków. Są tu i piosenki, i znakomita choreografia, i sceny zbiorowe, i precyzyjnie zarysowane solówki. Do tego tekst Thompson wydaje się być stworzony - 27 ról zostaje tu rozpisanych na dziesiątkę studentów: Monikę Janik, Katarzynę Dmoch, Natalię Łągiewczyk, Ewelinę Pankowską, Małgorzatę Saniak, Filipa Bochenka, Jana Hussakowskiego, Kacpra Pilcha, Kacpra Sasina i Piotra Wątrobę. Dlatego Natalia Łągiewczyk będzie tu i złośliwą sąsiadką, i perfekcyjną panią domu, i sparaliżowaną Scarlett, która wystawi na ciężką próbę przepełnioną polityczną poprawnością telewizyjną dziennikarkę. Osobną wartością jest podwójna rola Małgorzaty Saniak jako małej Isobel i matki mordercy, Jane - obie łączy śmiercionośna naiwność - w dorosłym wydaniu bynajmniej nie niewinna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji