DURRENMATT ZNÓW ZSTĄPIŁ DO WARSZAWY
Wśród licznych premier na scenach teatrów stołecznych zwraca niewątpliwie uwagę polska prapremiera komedii współczesnego dramatopisarza szwajcarskiego Fryderyka Durrenmatta - "Anioł zstąpił do Babilonu". Sztukę tę wystawił Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy. Jest to trzecia z kolei,grana na polskiej scenie rzecz wybitnego już choć zaledwie 40-letniego autora. Dwie poprzednie - "Wizyta Starszej Pani"(1957) i "Romulus Wielki"(1959) wystawiał również ten sam teatr z niesłabnącym powodzeniem: obydwie osiągnęły ponad 129 przedstawień i do dziś jeszcze sporadycznie znajdują się w repertuarze Teatru Dramatycznego.
Po sukcesie tak trudnej do jednoznacznego odczytania sztuki Sartre'a "Diabeł i Pan Bóg",po potknięciu z "Makbetem" - tego nowego spektaklu oczekiwano w stolicy z wielkim zainteresowaniem. Premiera prasowa zgromadziła znamienite grono pisarzy i różnych eminentów naszego życia kulturalnego - z Antonim Słonimskim i prezesem Radia i Telewizji Włodzimierzem Sokorskim na czele. "Anioł"(prapremiera szwajcarska w roku 1953) jest w sensie gatunku scenicznego bardziej klasyczną komedią od obydwu pozostałych sztuk Durrenmatta. Fabuła dramaturgiczna tej sztuki,polegająca na sprowadzeniu przez anioła istoty pozaziemskiej wcielonej w postać pięknego i skromnego dziewczęcia Kurrubi do starożytnego Babilonu w czasach władania Nabuchodonozora - jest nader wyraźnie potraktowana zarówno przez autora,jak i reżysera Konrada Swinarskiego jako konwencja,jako środek zmierzający do uzasadnienia wielkiej metafory filozoficznej. Filozofia autora "Romulusa" jest - jak już to pisałem na marginesie tamtej sztuki - filozofia życzliwości wobec ludzi,traktująca nieco z przymrużeniem oka odwiecznie ludzkie konflikty, wielkie i małe aspiracje człowieka. Umiarkowany,pełen ironicznego humoru optymizm i wyrozumiałość wobec takich ciągle otwartych problemów jak: jednostka - państwo,jak rozdżwięk pomiędzy tęsknotą metafizyczną,a prozą życia codziennego - oto niektóre,wybijające się na plan pierwszy znamiona postawy Durrenmatta. Taka głęboko humanistyczna, choćby nawet często niestrawna dla nas z powodu braku jakiejś wewnętrznej spoistości ideowej,filozofia życia, stanowi ciekawe zjawisko psychologiczne. Zważmy,iż ojciec Durrenmatta był protestanckim pastorem i atmosferę rodzinną cechował zapewne solidny,mieszczańsko-helwecki nie sprzyjający rozkwitowi aspiracji artystycznych styl myślenia.
Warszawski spektakl "Anioła" jest - szczególnie pod względem widowiskowym - bardzo udany. Wysoka kultura inscenizacyjna -cechująca na ogól wszystkie przedstawienia Teatru Dramatycznego -jest usługą nie tylko reżysera,lecz także autorów przekładu (Irena Krzywicka i Jan Garewicz) jak i kierownika literackiego w osobie Konstantego Puzyny. W przedstawieniu tvm występuje niemal w całości(poza Mikołajską i Świderskim)"pierwszy garnitur" zespołu aktorskiego. Szczególnie trudne role przypadły w udziale Janinie Traczykównej(niezapomnianej Annie Frank),która znakomicie kreuje postać Kurrubi. Godnym jej partnerem jest żebrak Akki(Aleksander Dzwonkowski). Nie można niestety powiedzieć tego samego o tak zdolnym aktorze jak Ignacy Gogolewski,który w roli Nabuchodonozora "nastroił się" niepotrzebnie na jeden i ten sam ton. Jedynie pod koniec sztuki,w znakomicie wyreżyserowanej scenie,gdy uświadamia sobie załamanie dotychczasowego przekonania o wszechpotędze niepodzielnej władzy nad ludźmi - wydobywa Gogolewski znakomity akcent dramatyczny. Byłoby rzeczą krzywdzącą nie wspomnieć na zakończenie o scenografii i kostiumach zaprojektowanych przez młodą plastyczkę Ewę Starowiejską. W sumie jest to jedno z ciekawszych wydarzeń obecnego sezonu teatralnego w stolicy,w którym przecież na zbytni nadmiar dobrych przedstawień nie można narzekać...