Artykuły

Czasem ma wrażenie, że przyszła na ten świat za czasów Mieszka I

Małe oczy, duży temperament i poważne dziury w edukacji. - Pani wiedza o teatrze wygląda tak, jakby aptekarz pomylił olej rycynowy z kwasem solnym - usłyszała DANUTA SZAFLARSKA na egzaminie do szkoły aktorskiej. Nie przeszkodziło jej to w wielkiej karierze.

Popularność i sympatię widzów przyniosły jej role Haliny Tokarskiej w "Zakazanych piosenkach" (1946) i Krysi Różyckiej w "Skarbie" (1948). Była aktorką Starego Teatru, gdzie w latach powojennych grała w sztukach reżyserowanych m.in. przez Juliusza Osterwę i Janusza Warneckiego. Do historii teatru przeszło wiele jej ról, m.in. Podstoliny w "Zemście", Ruth w "Niemcach", Kasi w "Poskromieniu złośnicy", Aszantki w "Aszantce". Wielokrotnie była nagradzana. Za rolę pierwszoplanową w filmie "Pora umierać" otrzymała nagrodę na Festiwalu w Gdyni. Za całokształt twórczości aktorskiej przyznano artystce nagrodę specjalną podczas 12. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Operatorskiej Camerimage w Łodzi w 2004 roku, a minister kultury odznaczył ją Złotym Medalem Gloria Artis.

Zawsze najmniej interesowała się teatrem. Najwięcej życiem. Fascynowały ją turystyka wysokogórska, jachtingi automobilizm. A w teatrze po prostu była. I była genialna. W filmie też. - Jak kamerton pozwalający ocenić czystość gry całej orkiestry - powiedział o Danucie Szaflarskiej wielki Erwin Axer. Czyż można dodać coś więcej? O Danucie Szaflarskiej, która kończy dziś 1OO lat, można napisać tomy. Gdyby tylko Pani Danuta zechciała opowiadać. Czasami zgadza się na wywiady, ale rzadko. Bardzo rzadko. Jest czynna zawodowo, nadal pogodna, ciekawa ludzi i życia, od wielu lat związana z TR Warszawa - Teatrem Grzegorza Jarzyny. Kiedy wchodzi na scenę z tym swoim wewnętrznym światłem, publiczność zamiera z wrażenia i podziwu. Bo Danuta Szaflarska to dama nad damami polskiego filmu i teatru. - W moim życiu często powtarza się liczba dwa. Urodziłam się w drugim miesiącu roku. Mam dwie daty urodzenia: rzeczywistą, 6 lutego, i zapisaną w metryce, 20 lutego. Miałam dwóch mężów, mam dwie córki i dwoje wnuków. W liczbie przesądów nie wykraczam poza średnią krajowy - opowiada artystka. Jest absolutnym fenomenem. Kiedy słyszy komplementy i słowa uznania zwykła odpowiadać: - Tak, tak, chwalcie mnie, jestem aniołkiem, już czuję, jak mi skrzydła wyrastają.

Urodziła się w Kosarzyskach w Beskidzie Sądeckim. Jej rodzice byli nauczycielami. Przyszła aktorka miała 9 lat, kiedy jej ojciec zmarł nagle na zapalenie wyrostka robaczkowego. Po jego śmierci wraz z matką i bratem przenieśli się do Nowego Sącza, gdzie zaczęła chodzić na zajęcia szkolnego kółka teatralnego. Jej wielkim marzeniem był jednak zawód lekarza, ale, niestety, studia okazały są za drogie. Wstąpiła więc do Wyższej Szkoły Handlowej w Krakowie, ale w połowie roku akademickiego poważnie zachorowała na tyfus i musiała wrócić do domu, do Nowego Sącza. Tam wkrótce podjęła decyzję, że będzie studiować aktorstwo w Warszawie.

Stolicę pokochała niemal od pierwszego wejrzenia. - Pojechałam do Warszawy zdawać do PIST-u. Do egzaminu przystąpiłam kompletnie nieprzygotowana. Nie miałam pojęcia, że w komisji siedzą takie sławy, jak Wysocka, Schiller, Zelwerowicz, Wierciński. Dobrze powiedziałam śmierć Janka Muzykanta, a o "Reducie" Osterwy, o comedie dell'arte, o którą pytano, nic wcześniej nie słyszałam.

Zelwerowicz był przerażony. "Czerwieniłem się za panią ze wstydu, słysząc, co pani mówi. Pani wiedza o teatrze wygląda tak, jakby aptekarz pomylił olej rycynowy z kwasem solnym". Kazał mi przeczytać, pięćdziesiąt łat teatru" Michała Orlicza i przyjść na egzamin poprawkowy. Podobny los spotkał Hankę Bielicką i Jurka Duszyńskiego. Lekturę zadaną przeczytała. Na poprawkowy przyszli, ale nigdy go nie zdawali.

- Przyjęto nas. Z kolei po zdanym egzaminie na II rok przeczytałam adnotację Zelwerowicza: "Szaflarska - za małe oczy". Poirytowało mnie to zastrzeżenie. Poszłam do dyrektora Zelwerowicza, mówiąc: "Co mam zrobić z oczami - powycinać, żeby były większe?" Wtedy zobaczył, że ta nieśmiała Szaflarska ma temperament - opowiadała mi aktorka podczas jednej z naszych rozmów.

Dyplom zdobyła niemal w przededniu wojny i rozpoczęła pracę w Teatrze na Po-hulance w Wilnie. - Potem, kiedy wróciłam do Warszawy, był Teatr Podziemny i Teatr Frontowy Armii Krajowej. Ten pierwszy, prowadzony przez Edmunda Wiercińskiego, miał przygotować repertuar, który gralibyśmy po zakończeniu wojny.

Rozmowa z tą wspaniała damą to prawdziwa przyjemność, ale też konieczność zachowania dużej dyscypliny, gdyż aktorka czuła jest na każdy fałszywy ton czy niewłaściwe słowo. - "Danusia jest niebywałe inteligentna, błyskotliwa i ma wielkie poczucie humoru, ale jej rozmówca musi mieć się na baczności, bo miewa ostry język" - opowiadał mi Ignacy Gogolewski grający przed laty z Panią Danutą i nieżyjącym już dziś Zbigniewem Zapasiewiczem w sztuce "Żar".

W naszej rozmowie nie mogło zabraknąć tematu krakowskiego. - Kraków? Urocze miasto, grałam w Starym Teatrze. Ale ten klimat niecki... Nie służy mi. Bardzo lubię tu przyjechać na kilka dni i wracać do Warszawy. Ona jest moim ukochanym miastem. Gdy je zobaczyłam po raz pierwszy, stojąc w Alejach Jerozolimskich, przed egzaminem do PIST-u, pomyślałam: "To jest miasto mojego życia". I stało się nim. Widziałam, jak rozkwita, jak umiera, jak się odradza. Tu spędziłam większość mojego życia.

Była pierwszą powojenną gwiazdą filmową, a popularność przyniosły jej "Zakazane piosenki" i "Skarb". "Pora umierać", "Żółty szalik", "Jeszcze nie wieczór" to filmy z ostatnich lat, w których Danuta Szaflarska błyszczy niczym diament. A film biograficzny o aktorce - "Inny świat" Doroty Kędzierzawskiej - jest czułym i wrażliwym spacerem przez życie artystki. Szaflarska wspomina w nim minione lata, od dzieciństwa, przez pierwsze wyzwania aktorskie, lata wojny, okupacji, po współczesną pracę w teatrze. Wspomina tych, którzy odeszli, a byli w jej życiu ważni, między innymi księdza Jerzego Popiełuszkę, Tadeusza Łomnickiego, znajomych z dzieciństwa; przytacza anegdoty, zabawne i przerażające, z czasów okupacji.

Jest aktorką nowoczesną. Świetnie odnajduje się zarówno w spektaklach Teatru Narodowego, jak i w przedstawieniach TR Warszawa Grzegorza Jarzyny. Garną się do niej reżyserzy filmowi i teatralni starszego i młodego pokolenia. Wciąż jest pełna temperamentu, świetnie opowiada o sobie i ludziach, z którymi dane jej było się zetknąć.

Przed kilkoma laty, w Krakowie, oklaskiwaliśmy aktorkę w spektaklu Grzegorza Jarzyny "Między nami dobrze jest" według Doroty Masłowskiej (ostatnio wszedł na ekrany także film), w którym stworzyła portret Osowiałej Staruszki na Wózku Inwalidzkim. Za rolę tę, którą nadal gra, obsypano ją wieloma nagrodami, zaś Kryształ Zwierciadła otrzymała "za niewiarygodne aktorstwo, od lat magnetyzujące młodych i dojrzałych widzów; za dawanie przykładu, jak pracować, pięknie dojrzewać i mądrze żyć".

Kiedy zapytano aktorkę o upływ czasu, odpowiedziała z właściwym sobie poczuciem humoru: Kobieta przyznaje się do wieku, kiedy ma lat 18 lub 18 wspak, czyli 81. Ja mogę o swym wieku mówić otwarcie. Z tej perspektywy mam czasem wrażenie, że przyszłam na świat za czasów Mieszka I.

Wiatach mojego dzieciństwa świat wyglądał inaczej, a cóż dopiero w takiej małej górskiejwsiKosarzyska, wktórej się urodziłam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji