Artykuły

Zamach na operę

Zmar, psychiatra pozbawiony własnego wnętrza, próbujący na­pełnić je przeżyciami innych lu­dzi; Klementyna - matka strzegą­ca swego potomstwa przed złem, zarazem wcielenie okrucieństwa i głupoty; przedziwny ksiądz wal­czący na ringu w bokserskich rę­kawicach z diabłem; seksowna bona do dzieci. Wszyscy oni po­mieszczeni w umownym świecie "Wyrywacza serc" wykreowanym przez francuskiego pisarza Borisa Viana, z muzyką Elżbiety Sikory, ukazali doskonale absurdalne w swej prawdzie oblicza, na scenie Opery Narodowej, podczas rozpo­czętego właśnie festiwalu "War­szawska Jesień".

Muzyka Sikory zderzona z sza­loną, nadzwyczaj trudną do lo­gicznego okiełznania literacką materią Viana, porządkuje ją. Ma jednak zarazem siłę swej własnej ekspresji. Fascynuje bogactwem i pomysłowością kameralnej instrumentacji, wciąga słuchacza umiejętnością narracji. Autorka muzyki nawiązując do muzycz­nych pasji pisarza dowcipnie włączyła też frazy jazzujące. Pew­ną słabością partytury wydają się natomiast jej partie wokalne. Sprawiają wrażenie dopisanych z konieczności, zmuszając przy tym śpiewaków do karkołom­nych "skoków" po odległych od siebie dźwiękach. Dodajmy - a rzecz dotyczy również chóru, dość poważnie ograniczają one pełne zrozumienie specjalnie przetłumaczonego na język pol­ski tekstu opery. Ale są to, na ka­ruzeli zdarzeń scenicznych, wy­regulowanej muzycznym prze­biegiem z zegarmistrzowską pre­cyzją przez dyrygenta Wojciecha Michniewskiego, niewiele ważą­ce na odbiorze całości detale. Można je dopracować.

Operowy "Wyrywacz serc" jest bowiem, również dzięki reżysero­wi Mariuszowi Trelińskiemu oraz podążającej za myślą reżysera sce­nografii i grze świateł, feerią fil­mowo zmieniających się scenicz­nych obrazów. Atakują one za­równo umysł jak i zmysły widza. Treliński w swym operowym de­biucie chciał podobno "rozwalić operę od środka". Stało się jednak - i chwała mu za to - coś wręcz przeciwnego.

Niewątpliwa w tym zasługa znakomitej obsady. Jan Peszek ja­ko operowy psychiatra dokonał rzeczy zda się niemożliwej: uoso­bił fizycznie wewnętrzną pustkę swego bohatera. Udowodnił, iż potrafi być scenicznym instru­mentem doskonałym. Monika Ci­chocka nadzwyczajnie wykreo­wała postać Klementyny. Mieczy­sław Milun jako ksiądz nie ustą­pił jej pola. Bardzo naturalnie za­grały dzieci. "Wyrywacz serc", rzecz o kondycji ludzkich charak­terów, jako wiecznie aktualna po­winna pozostać w stałym repertu­arze Opery Narodowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji