Artykuły

Abstrakcyjne żarty i rzeczy bieżące

Klub Komediowy to mekka stołecznych komików. W sobotę będzie świętować pierwsze urodziny. Kameralne miejsce zlokalizowane jest pod pl. Zbawiciela - do Klubu wchodzi się od strony ul. Nowowiejskiej. Mała scena, kilka stolików. Występują tam zarówno początkujący artyści, jak i nestorzy sceny - Jacek Fedorowicz, Jacek Kleyff, Janusz Gajos. Można zobaczyć spektakle Teatru Improwizowanego "Klancyk" czy wziąć udział w "Nawijaku" - wieczorze anegdot. Z Maciejem Buchwaldem i Michałem Sufinem z Klubu Komediowego rozmawia Izabela Szymańska z Gazety Wyborczej - Stołecznej.

IZABELA SZYMAŃSKA: Z czego śmieje się Warszawa?

MACIEJ BUCHWALD: A jak definiujemy Warszawę?

To wasi widzowie.

M.B.: Ci, którzy nie uciekli do Pożaru w Burdelu?

Myślisz, że są takie podziały?

M.B.: Warszawa jest dużym miastem, tak wiele osób zainteresowanych jest rozrywką, że nie sądzę, żebyśmy byli konkurencją.

MICHAŁ SUFIN: A z drugiej strony mało jest propozycji. Ostatnio czytałem o przedwojennych scenach kabaretowych - ilu tam było tekściarzy, ile miejsc! Widzę teraz, jaką malizną pachnie współczesna oferta warszawska. Myślę, że widownia peregrynuje od nas do Pożaru, od nich do Kabaretu na Koniec Świata.

M.B.: Jest też część warszawiaków, która chodzi się pośmiać do Teatru Kwadrat czy Komedia. Patrząc z perspektywy naszego klubu, Warszawa śmieje się zarówno z abstrakcyjnych żartów, jak i rzeczy bieżących. Na stand-upie bawi mówienie wprost o wstydliwych sprawach, na "Klancyku" to, że możemy konstruować piramidalne bzdury z niczego. "Fabularny przewodnik..." jest bliżej aktualności, ale widzowie śmieją się raczej z konstrukcji językowych, literackiego komentarza niż samych odniesień.

Inna publiczność przychodzi na "Klancyk", inna na "Przewodnik", jeszcze inna na "Bitwę na dubbingi", stand--up, na "Nawijaka", musical. Część się miesza, część radykalnie wybiera tylko jeden z tytułów.

M.S.: Plusem Warszawy jest to, że jest niespójna, więc wiele miejsc ma rację bytu. W tym tyglu kipi. Najważniejsze jest, żeby serwować widzom dania w sosie komediowym na tyle wszechstronnie, by wiele osób znalazło w menu coś dla siebie. Mam poczucie, że nam się to udaje.

M.B.: Wbrew stereotypom, że stolica jest bucowata, zarozumiała, Warszawa potrafi się z siebie śmiać. Nasze żarty często uderzają w warszawiaków i tych przyjezdnych, i tych legendarnych rodowitych mieszkających na inteligenckim Żoliborzu.

Co jest największym sukcesem tego roku dla Klubu Komediowego?

M.S.: Teatr w ogóle, a przestrzeń kabaretowo-piwniczna szczególnie, ma skłonność do ciągłego ścierania się z materią rzeczywistości: coś nie działa, rura pękła, spektakl jest niedokończony. Sukcesem jest więc to, że wciąż działamy. Cieszymy się, że mamy repertuar na 50 wydarzeń miesięcznie. W ostatnich tygodniach odbyła się premiera monodramu według tekstu Joanny Pawluśkiewicz "Co modna pani wiedzieć powinna?", w marcu będzie kolejny odcinek "Fabularnego przewodnika...". Zaczyna być tu ciasno i to nas cieszy.

M.B.: Michał mówi z pozycji gospodarza, który finansowo i organizacyjnie odpowiada za klub; a z punktu widzenia osoby, która tu występuje, to sukcesem jest frekwencja. Na czołowych imprezach jest full. A w Warszawie jest parę alternatyw, nie tylko komediowych, naprzeciwko jest Plan B, w którym można po prostu siedzieć i pić piwo.

Dużym sukcesem jest też to, że takie osoby jak Jacek Federowicz chcą z nami występować. Nie mówi: "W moich czasach był inny humor". Mówiąc o Jacku Federowiczu, mam na myśli w ogóle sympatyczne podejście innych pokoleń niż nasi rówieśnicy, często widzimy ludzi 50+ czy starszych.

M.S.: Udało nam się namówić Janusza Gajosa, żeby wyszedł na scenę Klubu Komediowego ze swoimi klasycznymi monologami.

A oni mówią, dlaczego im się tu podoba?

M.S.: Jacek Fedorowicz był na pierwszym odcinku "Przewodnika...", powiedział, że to, co opisujemy, to nie jest jego świat, ale opisujemy go w taki sposób, że on chce słuchać i chciałby tutaj wystąpić.

M.B.: Janusz Gajos po występie "Klancyka" powiedział, że nie wierzy, że to jest improwizowane, dla niego jesteśmy profesjonalistami.

M.S.: Jacek Kleyff, oglądając nas, dał nam sztafetę wrażliwości, powiedział, że czuje się ojcem duchowym.

M.B.: Jednak klub to nie tylko propozycje komediowe. Są tu też koncerty, jak Warszawskie Combo Taneczne. Pokazujemy to, co uważamy za wartościowe, pod czym klub może się podpisać. Mówimy o pewnej marce, która nie jest tak mierzalna jak frekwencja, ale niewątpliwie scena ją sobie buduje. Przyciąga to artystów, którzy poznają się tu, budują nowe projekty.

Jak finansowany jest klub? Macie dotacje?

M.S.: Nie. Wynajmujemy przestrzeń w ramach programu "Lokal na kulturę", więc mamy preferencyjne stawki, ale wielkość pomieszczenia to 335 m kw., więc nasz czynsz jest większy niż większości kawiarni i klubokawiarni w okolicy, i tych, z którymi współpracowaliśmy. Oczywiście współpracujemy z gastronomią, biznesem, dostaliśmy małą dotację, ale mamy tę satysfakcję, że utrzymują nas widzowie, którzy tu przychodzą. To pokazuje, że na tym hipsterskim placyku nie jesteśmy całkowicie oderwani od rzeczywistości, że ludzie tego potrzebują.

Ulubiony żart z klubu z tego roku?

M.B.: Nie wiem, czy to jest najlepszy, ale najświeższy. Bartosz Młynarski wymyślił dialog:

- Byłeś u niej w domu?

- Tak.

- Widziałeś wszystkie pokoje?

- Tak. Raz nawet spałem w przebraniu z pościeli.

***

1. urodziny Klubu Komediowego, sobota, godz. 20, Klub Komediowy, ul. Nowowiejska 1, bilety: 30 zł; rezerwacje@komediowy.pl oraz tel. 517 876 360

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji