Artykuły

Szukamy ciągu dalszego

Aktorka i pierwsza prezenterka Polsatu Karina Szafrańska jest dziś właścicielką studia dubbingowego i... kierownikiem Zakładu Logopedii w Wyższej Szkole Nauk Społecznych.

W życiu gramy wiele ról

Dziewczyna z windy w "Seksmisji", pierwsza prezenterka Polsatu, Ella z "Epoki lodowcowej". Wystąpiła w wielu filmach, grała w kilku teatrach, w spektaklach PR i TV. Przez kilka lat związana z telewizją, wielokrotnie dubbingowała Emmę Thompson w filmach w Canal Plus. Od ponad 20 lat prowadzi wraz z mężem własne studio dubbingowe. W pewnym momencie postanowiła coś zmienić w życiu i zaczęła studiować logopedię. Potem były studia podyplomowe neurologopedii i doktoranckie. Od pięciu lat jest doktorem nauk humanistycznych. Wykłada w kilku uczelniach, zajmuje się także terapią osób z zaburzeniami mowy.

Pracuje w kilku miejscach, ale przede wszystkim w PEDAGOGIUM - Wyższej Szkole Nauk Społecznych. Jest kierownikiem Zakładu Logopedii. Kończy właśnie pracę habilitacyjną. W maju 2010 r. zrobiła doktorat na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. - Ta uczelnia to przypadek. Przygotowywałam doktorat w Instytucie Badań Edukacyjnych przy MEN. Niestety, Instytut stracił prawa do doktoryzowania, więc przeniesiono mnie tam, gdzie uznano za słuszne. Trafiłam w bardzo dobre miejsce. Nowi ludzie, nowe środowisko. Byłam przerażona.

Poradziła sobie jednak bardzo dobrze. - To był trudny moment. Szukałam nowej pracy, gdyż odeszłam z Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia w stolicy, gdzie prowadziłam zajęcia na wydziale aktorskim. Działy się tam dziwne rzeczy. Nie chce jednak mówić o szczegółach. - Zwróciłam się do prof. Marka Konopczyńskiego, który był i nadal jest rektorem Pedagogium WSNS, zajmuje się twórczą resocjalizacją, więc z jednej strony człowiek nauki, a z drugiej dusza artystyczna. Poszłam porozmawiać o możliwości współpracy i się udało.

Dodaje, że miała w życiu szczęście, iż w sytuacjach newralgicznych ludzie podawali jej rękę. - / wtedy też tak się stało. Do dziś czuję życzliwość prof. Konopczyńskiego.

Skąd zainteresowanie logopedią? - Już w szkole aktorskiej to mnie interesowało. Moja praca magisterska dotyczyła głównie głosu, dykcji, wymowy. Autorytetem była dla mnie dr Mieczysława Walczak-Deleżyńska. Dziś myślę, że to w jakiś sposób wpłynęło na moje dalsze losy.

Tak naprawdę rozpoczęło się od dużego problemu, a właściwie dramatu. W pewnym momencie straciła bowiem głos.Zaniemówiła. Była na IV roku. To był efekt intensywnej pracy głosem, zarówno we wrocławskiej PWST, jak i w Akademii Muzycznej, gdzie studiowała na wydziale wokalno-aktorskim. Lekarze sądzili, że to koniec jej kariery. Była załamana, bo grała główną rolę w przedstawieniu dyplomowym. - Żyłam w wielkim stresie. Przez trzy miesiące miała przerwę, nie mówiła. Pomogła jej Zofia Grajnert, profesor śpiewu w Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Dzięki jej wskazówkom i mozolnym ćwiczeniom mogła znowu mówić i śpiewać. - Wyleczyła mnie "wprawkami", ucząc prawidłowej emisji głosu. I wiele nauczyła. Te umiejętności bardzo się przydają do dziś w moim nowym zawodzie.

- Kiedy zaczęłam studiować, okazało się, że logopedia jest niezwykle ciekawą, interdyscyplinarną nauką. Stała się moją pasją. I znowu miałam szczęście trafić na fantastyczną osobę - dr. Krzysztofa Szamburskiego. Był moim wykładowcą, promotorem, a także przyjacielem. Od 10 lat współpracujemy, organizujemy turnusy psychoterapeutyczne dla osób jąkających się.Skończyła logopedię na UW, a potem studia podyplomowe - neurologopedię na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodow-skiej w Lublinie. I zrobiła doktorat. Śmieje się, że dokonała tego wszystkiego w ciągu 6 lat.

Urodziła się we Wrocławiu, wychowała w Warszawie. Żartuje, że przyszła na świat w chwili, kiedy panowała czarna ospa. - Jeśli ospa mnie nie zmogła, to już niczego się nie boję. Wszak trudno o coś gorszego od czarnej ospy.

Już w szkole podstawowej znalazła się w Studiu Teatralnym przy stołecznym Teatrze Nowym, prowadzonym przez Lucynę i Leonarda Andrzejew-skich. - Pierwsze rywalizacje, sytuacje sceniczne i role. Walka o każdy tekst i występy. Już wtedy zaglądaliśmy na prawdziwą scenę. W LO zaczęłam statystować w teatrze i filmach. Pierwszą prawdziwą rolę zagrała, gdy miała 14 lat. Wystąpiła w obrazie Andrzeja Zajączkowskiego "Okruch lustra". Na planie spędziła wówczas 4 tygodnie. Mówi, że chciała być aktorką, ale nie bardzo wierzyła, że to się uda. -W LO były kolejne epizody filmowe. Po maturze, przed egzaminem do Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie, poszła na casting do "Seksmisji". Był jednak warunek. Musiała się rozebrać na planie. Niewidziała w tym większego problemu. - Zawsze miałam dystans do siebie - poza tym scena wydawała mi się zabawna. Zgodziła się od razu, nie mając świadomości, że po latach film stanie się kultowy. - Nikt tego nie wiedział, ale mogłam wystąpić obok tak znakomitych aktorów, jak Jerzy Stuhr i Olgierd Łukaszewicz. Wspaniały reżyser i doskonała obsada.

Wspomina pamiętną scenę w windzie, kiedy zdjęła kombinezon. - Stałam na skrzynkach, aby dialog był prowadzony na wysokości twarzy aktorów. Niestety, nieco różniłam się od nich wzrostem. Do głowy mi nie przyszło, że ta scena, film, przejdą do historii. Ot, scena, jakich wiele. Chciałam się otrzeć o wielką sztukę. Nie widziałam w tym nic nagannego.

Niestety, za pierwszym razem nie dostała się do szkoły aktorskiej. Przez rok występowała w Teatrze Żydowskim.

- Najpierw się uczyłam w studiu aktorskim przy teatrze, a po trzech miesiącach zaczęłam grać. Wystąpiłam w kilku spektaklach.

Po roku pojechała do Wrocławia, aby tam zdawać do PWST. - W Teatrze nie powiedziałam, że jadę na egzamin. Bałam się. Ale i nie chciałam tam zostać na zawsze. Myślałam, aby zdawać egzamin eksternistyczny, lecz Jurek Dobrowolski, który był w komisji, uprzedził mnie, że mnie obleje. "Przestań kombinować"- powiedział. "Masz iść do szkoły". Zatem pojechałam do Wrocławia.

Tym razem się udało. W trakcie studiów usłyszała, że powinna śpiewać. Zdała więc do Akademii Muzycznej i równolegle studiowała dwa kierunki. Mimo trzymiesięcznych problemów z głosem przygotowywała się do dyplomu, stawała na scenie, choć tekst czytała za nią koleżanka.

Po ukończeniu PWTS zrezygnowała ze studiów muzycznych. Dziś tego żałuje. Wróciła do Warszawy. - Miałam propozycję pracy z kilku miejsc. Rozmawiałam z Witoldem Fillerem, dyrektorem Syreny, z Ignacym Gogolewskim który kierował Teatrem Rozmaitości, i z Jerzym Krasowskim, dyrektorem Teatru Narodowego. Zdecydowała się na scenę Narodową. - Ten teatr to była nobilitacja! Niestety, wkrótce zespól Teatru Narodowego został rozwiązany, 300 aktorów wysypało się na Warszawę. I znalezienie pracy było bardzo trudne.

Rozpoczęła współpracę z Teatrem Syrena. Była już mężatką. Ślub wzięła po pierwszym roku studiów. Mąż Roman również jest aktorem. W teatrze przy ulicy Litewskiej występowała m.in. w "Czerwonym Kapturku" przez rok. - Byłam już w ciąży. Ale grałam do 6 miesiąca. Potem się już nie dało.

Przez jakiś czas występowała w Teatrze TV i w Teatrze Polskiego Radia. Prawie do urodzenia córki. W 1993 r. postanowiła założyć Studio dubbingowe "Sonica". - Bardzo dużo pracowałam głosem. W dubbingu, w reklamie. To było moje główne źródło dochodów.

W tym samym roku poszła na casting na prezenterkę telewizyjną do Polsatu.- Nie sądziłam, że tak to się potoczy,rozwinie. To były początki, takie raczkowanie. Nagrywano mnie w agencji reklamowej, w malutkim pomieszczeniu, gdzie stał stolik i kamera. Zapowiadałam filmy, programy. Emisja szła jeszcze z Holandii. Zygmunt Solorz-Żak miał dużą intuicję. Różnie mu wróżono, on jednak konsekwentnie dążył do celu. I stworzy! własne imperium.

W trakcie pracy w Polsacie występowała na deskach Teatru Nowego u Adama Hanuszkiewicza. - Pan Adam zaproponował mi współpracę. I zagrałam kilka ról, m.in. Hesię w "Moralności pani Dulskiej".

W roli prezenterki pracowała ok. sześciu lat. Po zapowiedziach prowadziła własny program "Tylko dla dam" i "Nie tylko dla dam", programy na żywo, magazyn Fundacji Polsat. Jak mówi, sporo tego było, własnych półgodzinnych programów ponad 300. - Na 5-iecie stacji dostałam Statuetkę Polsatu. Obok kilku znamienitych postaci. Było to dla mnie wielkie wyróżnienie. I satysfakcja. I spora nagroda pieniężna.

Odeszła, bo po latach pracy i sukcesach jej program zdjęto z anteny. - "Sonica" pracowała coraz lepiej. Miałam spore rozeznanie, a ten rynek szybko się rozwijał. Było coraz więcej kreskówek, zatem zajmowaliśmy się nie tylko reklamami.

W filmie pojawiała się głównie w niewielkich rolach, w serialach telewizyjnych. Jej zdaniem na wyróżnienie zasługuje kreowana przez nią postać w serialu "Egzamin z życia". - Serial emitowano przez półtora roku na antenie TVP i potem kilkakrotnie powtarzano.

Nie chodzi na castingi, bo nie lubi. Ale przed laty wystąpiła w wielu reklamach telewizyjnych. Dzięki nim zarobiła na mieszkanie. - Dziś mniej prezentuję się w reklamach na wizji, ale wciąż pracuję głosem. Czytam teksty. Trudno bowiem, abym np. reklamowała jakiś lek czy proszek do prania, a za chwilę prowadziła wykład. Trzeba się na coś zdecydować.

Poza pracą na uczelni i w studiu dubbingowym prowadzi też na Ursynowie własną poradnię psychologiczno-peda-gogiczną Ad Verbum - Centrum Terapii Mowy i Dysleksji. Od ponad 9 lat. - Ce-lem naszego centrum jest udzielanie pomocy w zakresie terapii mowy i dysleksji. Prowadzimy działalność profilaktyczną, diagnostyczną, terapeutyczną, doradczą i szkoleniową. Sama też przyjmuję jako neurologopeda. Staram się pomagać przede wszystkim osobom jąkającym się, mającym problemy z komunikowaniem się po udarze, dzieciom z różnymi zaburzeniami.

Jest i terapeutką, i wykładowcą akademickim. I czasem artystką, choć rzadko pojawia się w jakimś filmie lub serialu. A przy tym żoną i matką. Przyznaje, że brakuje jej aktorstwa.

W życiu gramy wiele ról. A aktorstwo to skaza na całe życie. Nie można się od niego odciąć. Pewnie dlatego, że wymaga specyficznego rodzaju wrażliwości. Zmienia na zawsze sposób widzenia świata, stosunek do ludzi. Dzięki temu można łatwiej "grać" wiele różnych ról w życiu. Aktorstwo daje niezwykłą zdolność przystosowywania się do funkcjonowania w nowych sytuacjach, a także łatwość uczenia się. Dlatego wielu aktorów, którzy przez lata pracowali na scenie, z powodzeniem funkcjonuje dziś w innych zawodach. Życie czasem pisze nam nieoczekiwane scenariusze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji