Artykuły

Jadwiga Oleradzka: Nie przyspawałam się do stołka

- Zawsze uważałam, że najważniejszą cechą dobrego dyrektora nie jest pracowitość i porządność, ale skuteczność. Czy w obecnej sytuacji byłabym skuteczna? Wątpię, choć z drugiej strony chodzi przecież o to, aby zostać na rok. Chciałam to zrobić dla teatru i dla festiwalu. Bo mam świadomość, że jeśli "Kontakt" raz wypadnie z teatralnego obiegu, to wypadnie już nieodwołalnie - rozmowa z Jadwigą Oleradzką, dyrektorką Teatru im. Horzycy w Toruniu.

Jakie będą dalsze losy Teatru Horzycy i Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Kontakt"?

Rozmowa z JADWIGĄ OLERADZKĄ, która decyzją zarządu województwa z końcem sierpnia ma pożegnać się z fotelem dyrektora Teatru im. Wilama Horzycy.

Czy Pani zdaniem pojawienie się w zarządzie województwa wicemarszałka Zbigniewa Ostrowskiego miało wpływ na decyzję o ogłoszeniu konkursu na nowego dyrektora teatru?

- Poinformowano mnie, że decyzję o rozpisaniu konkursu podjął zarząd. Oczywiście, krążą różne plotki, w myśl takiego starego powiedzenia o nowej miotle. Problem jest jednak poważniejszy. Poza marszałkiem Piotrem Całbeckim, który odwiedza nas średnio raz w sezonie, nikt z pozostałych członków zarządu do teatru nie przychodzi. Od listopada, kiedy to wybrano nowe władze województwa, odbyły się trzy premiery. Zbigniew Ostrowski nie pojawił się na żadnej, mimo że jest marszałkiem nadzorującym instytucje kultury. Mam wrażenie, że postanowiono coś zmienić, ot tak, dla zmiany.

"Zależy nam, aby wybrać nową osobę, która zaprezentuje lepszą i atrakcyjniejszą ofertę" - powiedział "Nowościom" Zbigniew Ostrowski. Odmówił jednak spotkania, aby wyjaśnić te słowa...

- Kwestia "lepszej oferty" jest dla mnie niejasna. Jeśli chodzi o atrakcyjność, to w ostatnim roku mamy 93-procentową frekwencję na dużej scenie, 98-procentową na małej scenie i 101-proc. na scenie foyer II piętra. A to chyba oznacza, że proponowany przez nas teatr środka jest atrakcyjny dla publiczności, która kupuje bilety. Mimo to zarząd, który nie chodzi do teatru, zadecydował o zmianie. Moim zdaniem to lekceważenie mieszkańców Torunia. Jeśli ktoś miał zastrzeżenia do kwestii artystycznych, można było sugerować zmianę wizji artystycznej. Jednak za każdym razem nasze pomysły zatwierdzano bez uwag. Jaki ma być ten nowy pomysł na teatr? Nie dowiedziałam się.

Nie chce Pani odejść?

- Nie przyspawałam się do stołka. Otwarcie mówiłam, że nie zamierzam zostać w teatrze dłużej niż przez najbliższy rok.

Dlaczego ten rok jest aż tak ważny?

- Chodzi o zachowania ciągłości w bezkolizyjnym przygotowaniu "Kontaktu" w 2016 roku. W październiku ubiegłego roku byłam w tej sprawie na rozmowie u Jerzego Janczarskiego, dyrektora Departamentu Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mówiłam mu o zagrożeniach związanych z organizacją festiwalu i podpisanym ze mną kontraktem na trzy, a nie na cztery lata. Nowy dyrektor, który przyjdzie we wrześniu, będzie miał bardzo mało czasu na przygotowanie "Kontaktu". I to z różnych powodów, Również dlatego, że na początku listopada trzeba złożyć wniosek w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego o grant, a w tym wniosku musi być już zapisana co najmniej połowa zaproszonych teatrów i przedstawień.

Od listopada, kiedy to wybrano nowe władze województwa, odbyły się trzy premiery. Zbigniew Ostrowski nie pojawił się na żadnej, mimo że jest marszałkiem nadzorującym instytucje kultury.

Nie rozpocznie Pani przygotowań do festiwalu?

- Dla kogo mam to przygotowywać? Skąd mam wiedzieć, jaki mój następca będzie miał gust? Gdy ja przychodziłam do teatru, Krystyna Meissner zostawiła mi w spadku sześć zaproszonych przedstawień, ale znałyśmy się blisko dwadzieścia lat. Festiwal skonstruować można zawsze. Pytanie tylko jaki? Prawda jest taka, że człowiek, który nie jest znany w międzynarodowym środowisku, nie zdoła zaciekawić swoim zaproszeniem żadnego poważnego teatru. Festiwali jest wiele. Jest w czym wybierać. Na spotkaniu, o którym mówiłam, dyrektor Janczarski przyznał, że sprawa jest ważna. Zatem napisałam do niego oficjalne pismo, że rozważam możliwość dalszej pracy pod warunkiem uzgodnienia stanowisk między innymi na temat festiwalu. To było tuż przed wyborami. Kiedy zaproszono mnie na spotkanie w lutym tego roku, byłam przekonana, że będziemy rozmawiali właśnie na ten temat. W ciągu kilku minut okazało się, że chodzi o coś zupełnie innego.

Postanowiono ogłosić konkurs...

- To jednak rodzaj votum separatum, a może nawet bardziej - postanowienie o zmianie. Po ponownym przedstawieniu przeze mnie niebezpieczeństw, jakie stoją przed teatrem, pojawił się pomysł, że może zostałabym dyrektorem festiwalu.

Nie chciałaby Pani?

- Nie. To moim zdaniem fatalny pomysł. Ten festiwal po oddzieleniu go od teatru stałby się droższy o co najmniej 200 tysięcy złotych, ponieważ należałoby utworzyć zupełnie nową strukturę. Innej możliwości nie ma. A który dyrektor teatru dalby sobie od początku narzucać coś z zewnątrz, oddawać salę, pracowników...?

Zespół stanął za Panią murem. Pod listem z 4 Lutego do marszałka, aby została Pani przez jeszcze jeden sezon, podpisali się wszyscy pracownicy - około 90 osób.

- Słyszałam na ten temat zabawną plotkę. Podobno ktoś stwierdził, że podpisy, które były na osobnej liście, mogły zostać zmanipulowane i dotyczyć czegoś innego. Jest to tak dramatycznie śmieszne, że nawet nie chce mi się do tego ustosunkowywać. Tę plotkę słyszeli również przedstawiciele związku zawodowego aktorów, "Solidarności" i ZASP-u. Byli oburzeni.

Był jakiś oficjalny odzew na to pismo?

- Żadnego.

A gdyby po tych wszystkich perturbacjach zaproponowano Pani pozostanie na kolejny rok?

- Zawsze uważałam, że najważniejszą cechą dobrego dyrektora nie jest pracowitość i porządność, ale skuteczność. Czy w obecnej sytuacji byłabym skuteczna? Wątpię, choć z drugiej strony chodzi przecież o to, aby zostać na rok. Chciałam to zrobić dla teatru i dla festiwalu. Bo mam świadomość, że jeśli "Kontakt" raz wypadnie z teatralnego obiegu, to wypadnie już nieodwołalnie.

Ma Pani jakieś plany na tę przymusową emeryturę? Jakoś nie wyobrażam sobie Pani siedzącej w kapciach przed telewizorem.

- Najpierw chciałabym gdzieś spokojnie odpocząć. Na przykład wyjechać na dwa miesiące i nic nie robić. Na razie jeszcze doskonale daję sobie radę, ale kiedyś trzeba będzie odejść. Nie można być dyrektorem do śmierci.

***

OPINIA

Beata Krzemińska, rzecznik marszałka województwa:

Pozostawienie dyrektor Teatru Horzycy Jadwigi Oleradzkiej jeszcze przez rok na obecnym stanowisku jest niemożliwe ze względów prawnych. Zgodnie z nowelizacją Ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej szefowie instytucji kultury muszą być zatrudniani na czas określony. Minimalny okres ich zatrudnienia wynosi obecnie trzy lata. A co do listu pracowników teatru do marszałka - doskonale wiemy, w jakich okolicznościach powstał. Na razie na niego nie odpowiadaliśmy. Konkursu na nowego dyrektora jeszcze nie ogłoszono.

***

Teczka osobowa

Jadwiga Oleradzka jest absolwentką filologii polskiej ze specjalizacją teatrologiczną na UMK oraz studium dziennikarskiego w Warszawie. Pracowała jako recenzent i krytyk teatralny w "Gazecie Pomorskiej", "Pomorzu" i "Nowościach". Od 1997 roku jest dyrektorem naczelnym Teatru Horzycy, ponadto jest dyrektorem festiwalu "Kontakt". Przeprowadziła restrukturyzacją i oddłużenie teatru (w styczniu 1997 r. dług przekraczał 1/3 rocznej dotacji), a także jego kompleksowy remont. Zmieniła formułę "Kontaktu", czyniąc z niego przegląd twórców młodej generacji, znanych później na całym świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji