Artykuły

Molierówna - sukces R. Majora na scenie koszalińskiej

To przedstawienie można oglądać wielokrotnie i wierzę, że nie tylko ja będę tego zdania. Jest piękne. Elekt­ryzuje widzów już po odsłonięciu kur­tyny, kiedy z głębi pustej sceny ak­torzy ciągną swój wędrowny wóz. Ten wóz będzie potrzebny przez cały spektakl, obok najniebezpieczniej­szych rekwizytów pozwoli aktorom rozegrać wszystkie sytuacje w tej sztuce; w podróży, w oberży, w Rou­en czy Paryżu.

I znacząca jest w tym przedstawieniu muzyka, piękna, z motywem łat­wo wpadającym w ucho, rytmiczna i niepokojąca, świetnie wiąże ten spe­ktakl w jednolitą całość. Armanda poddaje się jej rytmowi i bardzo to ładny pomysł, aby poruszała się w rytm muzyki. Publiczności udzieli się niepokój, kiedy słyszy jej mocniejsze tony, aktorom wyraźnie narzuca tem­po.

Aktorzy koszalińscy sprawili pub­liczności wyraźną niespodziankę. Za­dania swoje traktują serio i starają się zaznaczyć na scenie obecność po­staci, które grają. Z przyjemnością patrzyłam na ładny gest, znaczący, potrzebny, na świetnie zaaranżowany ruch na scenie, a sposób mówienia tekstu sztuki, nawet nośność głosów w wadliwej akustycznie sali Bałtyc­kiego Teatru Dramatycznego świad­czy najlepiej o pracy aktorów. Koszalińskie przedstawienie "Molierówny" raz jeszcze potwierdza tezę, że dobry reżyser potrafi zmobilizować aktorów do pracy zarówno nad rolą, jak i epizodem. Zyskuje na tym kształt sceniczny sztuki, a o rolach aktorów wreszcie warto mówić.

Sztuka Jeana Anouilha w Bałtyc­kim Teatrze Dramatycznym jest po prostu znakomitym biletem wizyto­wym reżysera Ryszarda Majora, który realizował ją przy współudziale sce­nografa, Jana Banuchy, z muzyką Andrzeja Głowińskiego. A do reżysera miałabym tylko jedną uwagę: przykróciłabym spektakl. Zakończyć go można - wydaje mi się - na scenie chowania kostiumów Moliera do kuf­ra, bo finał jest nieco rozwlekły, a ostatniego nagrania, puszczanego z taśmy, już nikt nie słucha, przykrywa­ją go oklaski publiczności.

Chociaż warto zaznaczyć, że nie są to oklaski zdawkowe. Przedstawienie autentycznie się podoba, słuchane jest z ogromną uwagą i publiczność świetnie wychwytuje dowcip i nie ukrywa łez wzruszenia. Lubimy, kiedy sztuka absorbuje nas bez reszty, lubi­my trochę melodramatu i trochę dow­cipu, a po trosze wszystko to w "Molierównie" znajdujemy.

Nie jest to jedyna sztuka Anouilha poświęcona teatrowi. Ten motyw znajdujemy i w "Gołąbce" i w "Gro­cie", ale "Molierówna" jest pozycją szczególną, bowiem autor poświęcił ją tapicerowi Jego Królewskiej Mości - Molierowi, który - rzadko się o tym pamięta - nazywał się Jean-Baptiste Poquelin. Mamy zatem fra­pujący i aktorów i publiczność temat: teatr w teatrze. Kto wie, czy na Anoui­lha nie miał tu wpływu fakt, że w swojej młodości był sekretarzem wiel­kiego aktora, Louis Jouveta. Najpraw­dopodobniej dzięki temu poświęcił swój talent teatrowi.

Przeżył swoje życie wyjątkowo pra­cowicie - kilkadziesiąt sztuk teatral­nych to przecież wiele - ale też nie brakowało w nim satysfakcji. Grano go nieustannie we Francji i poza jej granicami. Wzbudzał wiele dyskusji, ale nie brakowało głosów, że po śmie­rci Giraudoux jest on najwybitniej­szym dramaturgiem współczesnym.

Grany był i w Polsce, publiczność lubi jego sztuki, ale szczególnie żywo reagowało się na jego "Skowronka", wystawianego w okresie październi­kowej odwilży. W repertuarze koszaliń­skiego teatru znalazł się po raz pierw­szy i mimo głosów pełnych obaw, związanych z obsadą aktorską, Ry­szard Major dowiódł, że warto było pokazać "Molierównę". Przybliża wi­dzom aktorów i teatr, mówi o wielkiej pasji i wielkiej miłości, wielkim cier­pieniu i wielkiej rezygnacji, o klęsce i zwycięstwach - jak w życiu. Bo tak się przecież składa, że oglądając "Molierównę", oglądamy także i siebie, przetrząsamy własne życie, włas­ne radości i smutki.

Myślę, że to już za sprawą aktorów. Madelaine Bejart gra Ewa Nawrocka: skupiona, prościutka, pełna wewnę­trznego ciepła, pełna prawdy. Wierzy się tej aktorce i pewnie dlatego potrafi wzruszyć do łez. Świetnie zagrana rola.

Ogromne zadanie ma Kazimierz Tałaj w roli Moliera. Cały czas na scenie. Ogromna rola, dużo tekstu, partnerzy się zmieniają, a on musi być w cent­rum zainteresowania. I wybrania się w tej roli, chociaż jestem pewna, że jeszcze ją rozwinie, wycieniuje w tra­kcie grania przedstawień. To aktor utalentowany, warto dziś przypom­nieć, że w nieudanym przedstawieniu "Ożenku" tylko Kazimierz Tałaj świet­nie zagrał rolę Jajecznicy.

No i Armanda, prawdziwy sukces młodziutkiej adeptki. Pierwszy raz na scenie w tak trudnej i bardzo od­powiedzialnej roli znakomicie zdała egzamin. Marzena Wieczorek wyróż­nia się nie tylko świeżością i wdzię­kiem, ale pokazała prawdziwie aktor­ski pazur.

Podobał mi się także Zdzisław Derebecki jako Duparc, najlepsza rola tego aktora w koszalińskim teatrze. Podobał mi się spektakl, nad którym pracowali wszyscy: Helena Tuliszewska, Irena Adamiak, Diana Łozińska, Krzysztof Biliczak, Feliks Woźnik, Jan Niemaszek, Zbigniew Kułagowski, Henryka Bielawska, Zofia Grabska, Danuta Malinowska, Magdalena Muszyńska, Hanna Straszewska, Je­rzy Balbuza, Mieczysław Błochowiak, Wojciech Broda-Żurawski, Zbigniew Grabski, Krzysztof Malinowski oraz Krzysztof Tuchalski. Szczerze zachę­cam wszystkich do obejrzenia tego przedstawienia. Ważne, że z teatru nikt nie wyjdzie obojętny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji