Artykuły

Triumf barbarzyństwa

"Rzeźnia" Sławomira Mrożka w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Najnowsza premiera "Rzeźni" Sławomira Mrożka w warszawskim Teatrze Ateneum to dobre artystycznie przedstawienie, które pobudza do głębokiej refleksji, zastanowienia się nad kształtem nie tylko kultury, ale w ogóle dzisiejszego świata, nad jego kondycją moralną i nad miejscem w nim współczesnego człowieka.

Nie zgadzam się z tym, że w nas, ludziach, siedzi zwierzę, które "schowało się pod przykrywką kultury" - jak twierdzi Artur Tyszkiewicz, reżyser spektaklu. Owszem, to prawda, że sceny przemocy, zabijania mają największą oglądalność czy to w kinie, czy telewizji i w ogóle w sztuce. Warto zastanowić się jednak, kto za to ponosi winę. I jaki mechanizm tu działa. Na naszych oczach dokonuje się rewolucja aksjologiczna, polityczna, obyczajowa, moralna, artystyczna. A czynnikiem spajającym je i wyznaczającym kierunek drogi jest obecnie ideologia gender, która znajduje dla siebie znakomity grunt właśnie w dziedzinie sztuki, w teatrze. W tym kontekście sztuka, teatr przestają być kwalifikacją artystyczną, a stają się kwalifikacją ideologiczną. Należy więc odwrócić mechanizm działania. To nie immanentnie w człowieku siedzi zwierzę, tylko zewnętrzny świat w postaci rozmaitych ideologii niczym czołg rozjeżdża istotę człowieczeństwa, a więc transcendentalny wymiar człowieka, jego sumienie, subtelność myśli, wrażliwość na piękno, harmonię wewnętrzną, na prawdę. "Rzeźnia" nie jest moim ulubionym tekstem. Ale trzeba przyznać, że napisany w 1973 r. dramat obecnie wybrzmiewa nadzwyczaj aktualnie. Mrożek, tworząc postać bohatera, skrzypka wirtuoza, który zamienia smyczek (symbol sztuki wysokiej) na rzeźniczy nóż, by za chwilę wykonać "koncert na dwa woły, obuch, nóż i orkiestrę", stworzył obraz zagłady kultury i nadciągającego triumfalnie barbarzyństwa. Dzisiaj ów pochód barbarzyńców nadciągnął już całkowicie i "zarzynanie" kultury osiągnęło zenit. Mamy zatem antysztukę, antyteatr, antykulturę. Pozostaje tylko pytanie, czy można spaść jeszcze niżej aniżeli prezentacja na scenie pornografii (dosłownie), dewiacji seksualnej w różnych wariantach (już nie tylko homoseksualizm, ale i nekrofilia, zoofilia itp.) oraz agresji, zabijania i babrania się w krwi i błocie? Tak w większości wyglądają dziś przedstawienia teatralne.

Reżyser "Rzeźni" wydarzenia usytuował w wyobraźni Skrzypka. Tomasz Schuchardt konsekwentnie "rozwojowo" prowadzi swego bohatera ku jego przemianie: ze skrzypka marzącego o wielkiej karierze wirtuoza, poprzez spełnienie się, aż po zamianę w rzeźnika, który zamiast dźwięku skrzypiec oferuje publiczności zgromadzonej w Filharmonii Przyszłości ryk zwierząt, które zarzyna. Aż w końcu sam popełnia samobójstwo. Rola perfekcyjnie opracowana w każdym detalu, gdzie nawet najmniejszy gest, mimika czy sposób chodzenia stanowią informację o stanie emocji i ducha bohatera. Doskonała rola Tomasza Schuchardta.

Cała obsada spektaklu jest wysoce perfekcyjna i w pełni przekonująca. Magdalena Zawadzka w roli nadopiekuńczej Matki Skrzypka to znakomite połączenie miłej powierzchowności aktorki, jej ciepłego, delikatnego głosu i ujmującego sposobu bycia z egoizmem oraz ukrywaną tyranią psychiczną wobec syna. Piotr Fronczewski, na zakończenie wygłaszający mowę do publiczności jako Dyrektor filharmonii, stanowi znakomity epilog, w którym wybrzmiewają najważniejsze kwestie zawarte w spektaklu. Mocna, dobra rola. Również Dariusz Wnuk w podwójnej roli Paganiniego i Rzeźnika oraz Henryk Łapiński jako Woźny, a także Emilia Komarnicka świetnie wystylizowana na lalkę Barbie (symbol popkultury) prezentują wyrazisty wizerunek postaci, które grają. Ten spektakl to ważny przekaz na dzisiaj.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji