Artykuły

Żart poety

NACZELNĄ cechą tej sztuki,która jest właściwie zbiorowiskiem z wesołym trzaskiem pękających rakiet dowcipu,jest inteligencja. Objawia się ona w każdym z szybko po sobie następujących ogniw tego łańcucha satyry. Autor bowiem w wybitnie inteligentny sposób kpi sobie ze wszystkiego i z wszystkich.

Z "naumianych" superintelektualistów,żonglujących wyrażeniami,zaczerpniętymi z terminologii ściśle filozoficznej.

Z przesubtelnionych estetów, nie spostrzegających płynącego wokół nich życia.

Z snobów i snobek,usiłujących "dorównać" swym wzorom.

Z oportunistów i asekurantów.

Z młodzieży,zgrywającej się na znużenie światem.

Z rodziców, którzy biorą to na se­rio i deklamują o "utaczaniu sobie krwi z żył" dla dzieci.

Z bolączek, straszących humani­stów z groźną politechnizacją na czele.

Z konkursów artystycznych (jakże nieodparcie komiczna satyra konkur­su na pomnik Słowackiego z opisa­niem projektów), z ankiet praso­wych.

Autor kpi z wielu jeszcze objawów naszego życia, co prawda zamknię­tego w jednym środowisku, które na­zwać by można twórczo-intelektualnym, ale czyni to w sposób tak reali­stycznie komunikatywny w formie, że kpiny te są czytelne dla wszystkich. Wcielenie tej sztuki w teatr nastąpiło z całkowitym jej zrozumieniem. Reżyseria Wandy Laskowskiej doro­sła do wysokiego poziomu autora, umiejętnie podkreślając każdy dowcip i naświetlając sylwetki poszczegól­nych postaci. Reżyserka ukazała te postacie w bardzo szczęśliwy sposób, bo realistycznie (nie przylepiając im nosów, ani nie ubierając ich w dzi­waczne stroje). W ten sposób postacie żyją na­prawdę, choć są przeciwieństwem te­go, co publiczność przywykła nazy­wać, że są "życiowe". Nie ma w nich bowiem nic z płaskiej dosłowności fotografii a pieprzu dodaje im intelektualna groteska.

AKTORZY zresztą znakomicie do­stosowali się właśnie do tego sty­lu gry. Najpierw rodzinka snobujących estetów, Aleksander Dzwonkowski jako nieodparcie komi­czny Dziadek, cytujący w różnych językach filozofów, Bolesław Płotnicki grający główne skrzypce w roli Ojca, ani o włos nie przeszarżowany, przez cały czas zmienny i zajmujący. Helena Bystrzanowska w roli Matki, snobującej się na świat męża i teścia, zapobiegliwej gospodyni i deklamu­jącej mamy - bardzo trafna i za­bawna. Jerzy Karaszkiewicz nic nie przesadzony w roli "gniewnego" przedstawiciela młodego pokolenia. To główna czwórka. Ale i każdy epizod tej sztuki dźwięczy autentycznym głosem. Bardzo zabawny epizodzik dał Stanisław Gawlik w śmie­sznej roli Podróżnika, niepokojącego się na granicy i zagadującego celników. Elżbieta Osterwianka w roli Przyjaciółki, podsycającej snobizm Matki, wyglądała prześlicznie i zagrała naprawdę z dużym wyczuciem humoru sytuacji. Członkami jury konkursu na pomnik byli każdy w swym rodzaju inaczej groteskowi: Stanisław Winczewski, Jerzy Adamczak, Gustaw Dutkiewicz i Ryszard Szczyciński. Oddzielne wyrazy uznania nalezą się odtwórcy roli groźnego ordynatora Januszowi Paluszkiewiczowi, którego rozprawa o aniołach, czy domaganie się wąsów na pomniku Słowackiego budziły wybuchy śmiechu. Celników zagrali Stanisław Wyszyński i Bogdan Śmigielski. Specjalnie należy wyróżnić tu za­bawną scenografię Andrzeja Sadow­skiego, który na maleńkiej scenie Sali Prób zademonstrował coś w rodzaju składanki, zmienianej w oczach widzów nie bez pomocy aktorów.

Mimo że "Grupa Laokoona" pod względem konstrukcji nie jest sztuką teatralną w przyjętym tego słowa i znaczeniu (może się na przykład w każdej dowolnej chwili skończyć bez szkody dla całości), wychodzimy z teatru jak z ożywczej kąpieli inte­lektualnej. Poeta zażartował sobie w sposób mądry i radzi jesteśmy, że dopuścił nas do spółki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji