Artykuły

Listy z Ameryki. Korespondencja Barbary i Konrada Swinarskich

Institut of International Education

800 Second Avenue at 42nd Street

New York 17 N.Y. K. Swmarski c/o

Adrian Larkin

10 XII 62

Droga Rybo!

Już dwa tygodnie minęły i człowiek się obawia, że pół wieku przejdzie jak z bicza strzelił. Nie mieszkam już w hotelu, tylko w apartamencie przy Park Avenue, to niby ta wytworna ulica N. Jorku. Trudno zacząć od czegokolwiek, bo wszystko tu jest inne. Jednak bez trudności poruszamy się po mieście. Kłopotów z językiem nie ma żadnych. Pieniędzy jest dość, choć to zaledwie 600 dolarów. Jadam w automatach, gdzie za 1,5 dolara jest obiad lepszy niż w "Bristolu" i trwa 15 minut.

Dzięki Brechtowi mam ułatwione kontakty z najwyżej postawionymi ludźmi w moim zawodzie. Jest on mitem, tak jak Nesca (kawa), która jest tutaj nieznana i jeansy, których tu nikt nie nosi tak jak w Polsce. Przy naszej ulicy (bo mieszkam z Kowalskim za darmo) jest Empire State Building - parę minut dalej.

Z 40-tu teatrów widziałem może 7. Parę świetnych rzeczy, ale czym jest teatr wobec tego miasta, które wygląda z bliska zupełnie inaczej niż na pocztówkach. Znam już Harlem i Chinatown, jest dzielnica ruska, polska i autentyczne Nalewki, gdzie Żydzi są z brodami i handlują na ulicy. Centrum robi wrażenie jak sto kilometrów domów w jednym. Sklepy z książkami i płytami - to co dla mnie najważniejsze - otwarte prawie dzień i noc. Życie kończy się około 2-giej w nocy i zaczyna o 6-tej, ale niektóre kina grają bez przerwy i ludzie przychodzą, aby pospać. Wśród tego ogromnego Prateru, gdzie z każdego sklepu brzmi inna muzyka, ludzie chodzą nie spiesząc się. Każdy inny, mimo ze u nas się sądzi, ze oni są tak samo poubierani. Armia Zbawienia i inne sekty grają i krzyczą na ulicy. Żebracy chodzą po ulicach z flagą amerykańską i radiem na tranzystorach, które to grając zwraca na nich uwagę.

Kolej podziemna jest najobskurniejszą rzeczą świata, ale przez to bardzo ładna. Nie kłamana. Autobus obsługiwany jest przez jednego człowieka, który prowadzi samochód i pobiera pieniądze - biletów nie ma. [...] Do oglądania jest rzeczy na lata całe. Poznałem już parę instytutów teatralnych i chodzę do Strassberga (Studio, gdzie pracował Elian Kazan i gdzie Brando, Dean i Marylin Monroe się uczyli) na lekcje reżyserii i aktorstwa jako obserwator. Dotychczas zaobserwowałem to, że oni naiwnie wierzą, że świat można zmienić, jak się chce. Ale to wszystko jest cholernie ciekawe. Kontakty z innymi ludźmi są tu rzeczą najłatwiejszą w świecie. Erwin dał mi parę listów i już mam wstęp do innych ludzi. Tam, gdzie Erwin robił "Wesele", jestem zaproszony na piątek i chcą, żebym coś robił z Brechta, ale z kimś do spółki i nie wiem, do czego to zmierza.

Ubóstwiam te ich kicze i musicale. 60 nagich (no, pół) dziwek szaleje po scenie - orkiestra na 180 osób wyjeżdża z podziemi i wjeżdża z powrotem, sputniki fruwają po scenie. Organy grają - w końcu solistka śpiewa pieśń tyrolską z żydowskim akcentem. To się nazywa show i jest dodatkiem do filmu. Wszystko za 1 dolar 80 centów. Trwa wsio 3 godziny. Znajomi Erwina dbają o mnie i wczoraj znowu byłem na-party. Państwo zjadłszy, położyli nogi na stół wśród oryginałów Corota, Maneta, Picassa, Utrilla i... Kossaka, ale lubią towarzystwo i zapraszają ludzi z kultury.

Tyle na dzisiaj. Proszę, napisz mi, co słychać w kraju i co robisz, jak Twoja sztuka w Telewizji?

Zadzwoń do Erwina i powiedz Mu, że na szczycie Empire State Building myślałem tylko o Nim - ale że muzyka do "West Side Story" jest kiczem i żeby jej nie słuchał. Kończę już - napisz zaraz, proszę [narysowana jakaś glista] (to ma być ryba), Rybko, put-put. Konrad.

N. York 30 XII 62

Droga Rybo!

Tego się nie da opisać - ale może kiedyś to zrobię. Ciągle wracam do wieczoru przed wyjazdem [...] Proszę, napisz mi na adres Instytutu, który gdzieś jest w domu. List napiszę za parę dni - długi, ale nie wyczerpujący. Ze wszystkim sobie radzę, ale nie ze sobą. Tutaj jest wspaniale i alkohole niedrogie. Ja chyba źle skończę, bo to nie może trwać długo (takie szczęście, jakie mnie tu spotkało). A w ogóle jestem pijany. Pobyt jest wspaniały. Codziennie teatry, spotkania itd. Dużo ciekawych ludzi. Milionerów Erwina poznałem. Innych też. Jeżeli miałem jakieś wyobrażenie szczęścia, to to jest TO. Dzisiaj Golo przyjechał, ale chcę mieszkać sam i znalazłem już pokój. W Essen załatwiłem wszystko i w Berlinie też. Chcą "Testament psa" w Monachium. (Ale milcz!) Uściski - Konrad.

Nowy Jork 7 stycznia 1963

Droga Rybo!

Już minęło 5 tygodni - trochę się wszystko ułożyło. Poczty jak dotąd z kraju nie otrzymałem. Może wysyłasz nie lotniczą, to będzie 2 miesiące w drodze. Mieszkamy z Golem i Kowalskim w trójkę za darmo, ale za to bardzo wytwornie. Codziennie różne przyjęcia, do teatru każą chodzić bez przerwy, tak że wytrzymać już nie można. Kupiłem wspaniały adapter stereo i płyty i ciągle słucham. Zimno jest jak cholera, bo wiatry idą od morza. Żadnych gazet dostać nie można, bo tutejsze strajkują, a polskie są wysprzedane w pierwszy dzień - niemieckie przychodzą po miesiącu, tylko "Spiegel" jest. Nie wiem, jak długo wytrzymam bez pracy - czuję, że lada dzień muszę się zabrać do czegoś. Wujek wciąż zaprasza na tę Florydę, to i może w styczniu pojadę.

Chcieli, ażeby tam gdzie Erwin robił - robić Brechta, ale odmówiłem, bo aktorzy okropni i żaden teatr - takie KRZYWE KOŁO na Brodwayu. Może znajdę coś innego.

Zwiedzałem już uniwersytety - tam gdzie nasz Henle studiował. Niby owszem, ale ich poziom humanistyczny jest na poziomie naszego gimnazjum. Niektóre przedstawienia w teatrach znakomite, ale o tym później. To, co się działo na święta, trudno opisać. W całym mieście szopki grające pierdy najróżniejsze. Każdy ubiera swój dom elektrycznymi lampkami i na wzór Broadwayu mają swój neon. W dzielnicy gdzie Polacy, Żydzi (ci, co ich nie ma na Wallstreecie) i Ukraińcy mieszkają razem, była płyta z napisem "Kolędy polskie". Na okładce była choinka z biało czerwonymi łańcuchami, a pod nią siedziało czterech Kozaków w czapach. Polski język słychać czasem na ulicach.

Dzisiaj dostałem pierwszy list z kraju - od Wittlina Jurka z prośbą, ażebym przywiózł klej do sztucznej szczęki - to wszystko, co dostałem z Polski. Tak że dotąd nikt do mnie jeszcze nie napisał, mimo ze wysłałem już szereg listów - do Ciebie drugi i szereg pocztówek. Dostałaś? Może Ty wysyłasz zwykłą pocztą - to dojdą za rok frachtowcem. Dzisiaj dano nam wszelkie dane co do podróży dookoła Stanów. Jedziemy pół samolotem, pół autobusem. Jadę także do wujka na Florydę. Dzisiaj dzwonił z St. Petersburga, gdzie mieszkają. Zdaje się, że on jest trochę kopnięty. Sam się zresztą przekonam. Poza tym obowiązkowo musimy chodzić na jakieś przyjęcia u milionerów, którzy za wszelką cenę chcą sobie dobroczynnością zaskarbić uczucia obcokrajowców. Golo czyta cały czas pamiętniki Churchilla - a ja, jak zwykle, nic nie czytam, tylko ciągle słucham muzyki. Uprzejmość ludzka jest tutaj tak daleka, że jest w stanie zamordować człowieka - ciągle dzwonią, czy czegoś nie potrzeba i nawet dziewczyny podstawiają - i jeżeli by sobie ktoś zażyczył, to i kozę by mi sprowadzili z dodatkiem, że to jest ,,very interesting". Bo wszystko tu jest takie. Very interesting. Z początkiem lutego jedziemy w objazd po Stanach. Napisz jeszcze przed moim wyjazdem. Uściski - Ryba.

BARBARA DO KONRADA

Warszawa 7 1 63

Rybo! Dziękuję za list z 10 XII. Szedł dość długo. Pytasz, co w domu. W Twojej celi z lodówką mieszkają teraz trzy koty. Nie mogłam ich wyrzucić na taki mróz. Wiesz chyba z prasy, co się w Europie dzieje. Zupełnie przypominają mi się wojenne zimy i moje odmrożenia trzeciego stopnia z tamtych lat. Jak tych spod Stalingradu do nas do szpitala przywieźli, to też byli tak odmrożeni jak ja w 1941. Najpierw swędzi, potem puchnie, a potem otwiera się rana. Takich "odmrożeńców" jak ja wtedy było dużo wśród młodzieży. Nawet córka v-prezydenta miasta (ex - bo już był w Oświęcimiu) też miała łydki sinofioletowe i też się po nich skrobała. I pomyśleć, że jeszcze w 39-tym przywożono ją do szkoły magistrackim powozem zaprzężonym w dwa siwe konie. Netka - na tylnym siedzeniu z teczką z lakierowanej skóry, we włosach dwie białe, warkoczowe wstążki. Na koźle fagas magistracki w liberii, który jaśnie panienkę sprowadzał po stopniach powozu.

W gruncie rzeczy, biedna dziewczyna, opowiadałam Ci o niej, co chłopak się koło niej zakręcił, to go jej matka własna odbijała. Kiedy tak dziś patrzę z perspektywy lat, to przecież w kobiecie 36-letniej krew nie woda, mszę za męża odprawiła w Katedrze, rzucając się przepisowo na symboliczną trumnę. (Niemcy już wtedy nie przysyłali tych pseudo-prochów w pseudo-urnach, tylko telegram: "Ehemann gestorben. Lungenentzündung" - jak w wypadku mojego ojca) - egzekwie były, żałoba była, wdówka ciepła i ładna, więc czy miała do końca życia w cnocie tkwić? A wiesz, że ja jej wtedy nie potępiałam, ale może dlatego, że tak wcześnie czytałam via Romek i via Piotr "dorosłą" literaturę. A piszę Ci o tym po to, żebyś na tej neonowej obczyźnie będąc, trochę sobie przypomniał co i jak, że nie rzucim ziemi, skąd nasz ród i że Ciebie też do szkoły pan Ziomek w Wieliczce Adlerem woził. A Genka Ch. (biedulka, jak została kurwą oficjalną - to ją zaraz w listopadzie 39 Niemcy za mostem na Białej zastrzelili, tak jak i inne kurwy) - mieszkała w piwnicy, na deskach, pod którymi płynęła woda i ja dla niej kradłam mamie z portmonetki po 10, 20 groszy, żeby choć na litr mleka od czasu do czasu miała. Piszesz o Żydach w tej nowojorskiej dzielnicy. Może jak tam będziesz jeszcze raz, to zapytaj kogoś, może będzie ktoś z Tarnowa. Nazwiska np. Fischbajn, Margulies, Geminder, Nebenzahl, Tiefenbrun, Goldszer, Feureisen, Gralitzer, Wolfowicz, Ender, Schlesinger, Pomoranz, Majtełes, Reibeisen. Ale przede wszystkim pytaj o Zimmera, był b. znany w Tarnowie, mieszkał na Nowym Świecie w tym domu, gdzie i my, i miał sklepik z przyborami szkolnymi. Tych przyborów było pięć na krzyż, dwie gumki "Myszka", dwa ołówki "Koh i Noor", jedna ekierka i jeden blok rysunkowy - bo on był jakąś bardzo ważną osobą w Synagodze - i jego działalność handlowa była tylko dla picu. Dlaczego mieszkał poza dzielnicą żydowską, nikt tego nie rozumiał (tzn. goje nie rozumiały). Nasz ojciec też nie rozumiał, chociaż jako Tarnowianin wszystkich Żydów znał i w Ubezpieczalni szedł im na rękę. Henio Korn (taki jeden, który wrócił z ZSRR po wojnie i zaraz wziął się do kopania dolarów, w jakichś skrytkach) też bardzo dobrze mojego ojca wspominał. I w konkury do mnie uderzał, zawartość kieszeni pokazując. Tyle złotych dolarów to ja pewno już w życiu nie zobaczę. Ale nie tylko do mnie uderzał. Do wnuczki Witosa też. Wiesz której? Tej, którą miałeś zaprotegować w "Persefonie", żeby trochę bliżej stała w chórze i swoją ładną twarz publice pokazała. A Tobie jak zwykle wszystko się pomyliło ("Rybko, mnie się wszystkie kobiety mylą") i zaprotegowałeś inną, zupełnie obcą chórzystkę. Czy w USA też Ci się te milionerki mylą? Też ich nie odróżniasz?

Więc weź ten list, idź do tej dzielnicy i zapytaj. Możesz też pytać o sklep Nebenzahla, róg Nowego Światu i Kopernika, vis a vis Domu Rzemiosła "Gwiazda". Sklep znany, bo sprzedaż odbywała się nie w sklepie, tylko w prywatnym mieszkaniu, niemal w obecności pierzyn i ciągle nie zasłanych łóżek (no, w drugim pokoju, za to otwartym) i po sklepie - mieszkaniu biegały ciągle jakieś dzieci i jakieś stare ciotki w perukach. Bardzo tam lubiłam chodzić (byliśmy sąsiadami), dawali buty na kredyt i można było godzinami mierzyć buty, a pan Nebenzahl mówił: "Niech szkolnica się nie spieszy, czas na szkolnicę poczeka". Dla orientacji - na II piętrze było Kuratorium Szkolne. A na dole w piwnicy mieszkała Genka Chrz. ze strasznym ojcem, który kazał jej zarabiać "na ulicy" - jak to się wtedy nazywało. Już w piątej klasie przychodziła do szkoły wymalowana, rumieńce robione papierkiem od cykorii "Francka" (tej tańszej cykorii). Tak mi się na Żydów wzięło, bo zawarłam znajomość z Żydem z Gminy Żydowskiej, nazywa się Grossmann, mieszka w Gminie pod schodami - taką nędzę widziałam tylko przed wojną - złożył mi wizytę w czasie świąt z prezentami, a to: dwa jabłka, opiekany śledź, gazeta "Prawda" (po radziecku), śrubokręt, zapałki. Jest i clochardem, i abstrakcjonistą, i pije na ogół od rana do wieczora (będziesz miał kolegę, jak wrócisz, bo przecież lumpy to Twój żywioł), opowiada tak śmieszne rzeczy, że kupić by trzeba jakiś przyrząd do nagrywania. Przed wojną siedział w kryminale aż we Wiedniu (bardzo jest z tego dumny), w czasie wojny w ZSRR (ale nie za politykę, tylko że w wojsku będąc ukradł 6 kocy i sprzedał na targu, tylko już nie pamiętam czy na Syberii, czy gdzieś w Uzbekistanie), po wojnie siedział, krótko, bo krótko, bo opuścił posterunek pracy, czyli jakiś magazyn na Bródnie, bo jak twierdzi "znudziło mu się i psy ciągnęło COŚ do Śródmieścia, bo Mucha na Mariańskiej urodzona".

Ale, ale, zapomniałam Ci napisać, że dlatego zwróciłam na niego uwagę, że ma dwa psy: Muchę i Reksa. O Reksie będzie później, bo to pies, któremu należy się osobne opowiadanie. Aha, aha. dałam mu dwie koszule, spodnie od piżamy (przecież ich nigdy nie używasz i straszysz babę od mleka przyrodzeniem) - stary płaszcz, który miał Piotr (Piotr dostał ten Twój cepeliowski w kratę), jakieś dwie pary skarpet i buty węgierskie, co je kupowaliśmy razem w Cedecie na legitymacje - do tej pory czuję ten straszny tłok, Ty w jednym bucie, a legitymacja tkwi na półce w bucie drugim.

15 I 63

Wybacz, że przerwałam pisanie. Zima nadal straszna. Dzwonili z Schaubühne, żeby podać Twój adres. Kazałam pisać na Larkina. (Czy on chociaż ładny?) Z plotek to właściwie wiele, mimo mrozu. Kalina zgorszyła górników na Barbórkę - takim dekoltem, który sięgał jej do łona (mnie nie zgorszyła, bo uważam, że jak co ładnego ma kobieta do pokazania, to niech pokazuje, a Kalina ma przecież ładny biust), ale w biuście Kaliny tkwił krzyżyk - i słusznie, bo górnicy przecież w większości katolicy. Podobno były jakieś petycje do K.C. przeciw Kalinie, że to obraza krzyża i godności pracujących "na przodku". Tak przynajmniej mówi Rysia Lankiewicz, która, jak wiesz, jest najlepiej poinformowaną osobą w tzw. środowisku. Każdorazowo kiedy jestem w Telewizji, każe Ciebie całować, pieścić, tulić itp. Co te baby w Tobie widzą?? Napisz chociaż do nich, bo zgłaszają reklamacje. Dygat kupił wartburga i uczy się jeździć po Nowym Świecie. Pluciński Tadzio dostał od matki swej volkswagena i ma zapłacić 40 tysięcy cła (w każdym razie tak mówi). Erwinowi zdjęli te jednoaktówki Dürrenmatta ze względów ideolo. Podobno była wycieczka chłopów, która, wicie kumie, w żaden sposób wyrozumować nie mogła, w czym rzecz i narozrabiali w K.C. Szpakowiczowi natomiast zdjęli ze względów moralnościowych takiego Pirandella, w którym Twoja ukochana artystka Zosia Jamry grała dużą rolę kobiecą, a taki jeden Burzyński drugą dużą rolę. Sztuka miała takie recenzje, jakich w życiu nie czytałam. Plucie, to za łagodne określenie, to było charkanie suchotnika, odchody syfilityka!

Poczem K.C. kazało zdjąć z powodów jak powyżej.

Iredyński napisał świetną sztukę. Taką niby o obozie, a niby nie. "Jasełka moderne". Zainteresuj się tą sztuką. Chyba dobra dla Ciebie. I na NRF. Wyślę Ci tekst.

Moja sztuka w Telewizji - strasznie, wręcz strasznie. A ostrzegał Szafiański (chciał to robić - tylko te terminy), żeby nie robił Wohl. Dobrze mi tak! Wyszła z tego tandetna Kobra. Tylko Hanin i Łaniewska zagrały. Też cenzura się przypieprzała, ale jak Łaniewska, jako czołg partyjny ruszyła na nich, to się od razu wystraszyli i zrejterowali. Z jedzeniem u nas coraz gorzej, ale że Gomułka zapowiedział, że będzie jeszcze gorzej, więc ludzie pogodzili się z tym losem.

Wajda nie ukończył "Demonów" i podobno odkąd to gra Duszyński, a nie Hanuszkiewicz, jak on sobie (Wajda) tego życzył, nic go nie obchodzi.

Była wielka katastrofa na Okęciu, pewno wiesz z prasy. 35 osób, w tym cała rodzina, cztery osoby z NRD. Przynajmniej nie będą po sobie płakać. Pani Nina gra u Antczaka w Ostrowskiego "Panna bez posagu".

Całą Twoją pensję wydałam na telefony.

Byt jakiś młody człowiek i powiedział, ze jesteś mu winien pieniądze. Wyrzuciłam go.

Kup mi Riki Nelsona płytę (to ten młody kowboy z "Rio Bravo"). I Elvisa. I Marylin Monroe. Czy juz Goliński przyjechał?

Czy napisałeś do: Praksedy w Berlinie, Praksedy w Piaskach, Anetki, Marczaka-Oborskiego, dziewczyn w redakcji, Rysi Lankiewicz (zamorduje mnie!), Niny A., mojej siostry.

Joerg przysłał mi dużą płytę Mahlera (dyrygent Bruno Walter) i się nie potłukła, tylko opakowanie poprzecinane i uszkodzone w czasie transportu, to i Riki Nelson jakoś przebrnie przez Ocean.

Przeczytaj koniecznie "Śniadanie u Tiffany'ego" i idź do knajpy "Raj befsztyków", która znajduje się u zbiegu 79 ulicy i Madison.

A więc czekam na czuły list do Ukochanej Żony, na Riki Nelsona i na wiadomość, co słychać w "Raju Befsztyków". Tyle by było. Put-put. Ryba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji