Artykuły

Misja świętej Lidki

Czy w liberalnym świecie jest miejsce dla ortodoksyjnej wiary? - pyta Grzegorz Jarzyna w najnowszym spektaklu. Odpowiedź jest zaskakująca - pisze Łukasz Saturczak w Newsweeku Polska.

Benjamin nie będzie brat udziału w lekcjach wychowania fizycznego. Gorszą go rówieśnicy ubrani w skąpe stroje. Odpada basen. Skacze do wody w ubraniu, czym irytuje nauczyciela. Dyrektor wzywa matkę chłopca, ale ona rozkłada ręce, bo Benjamin jest przecież tylko wrażliwym dojrzewającym chłopcem. Jednak z czasem uczeń odmawia także uczestnictwa w lekcji biologii (nie zgadza się z teorią ewolucji) oraz wychowania seksualnego (nienaturalna antykoncepcja jest grzechem). Zaczyna prowadzić w szkole krucjatę, mówi za Jezusem: "Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz", znajduje sobie ucznia, postanawia sprzeciwić się nauce Kościoła. W końcu zaczyna tropić Żydów.

Tak zaczyna się dramat Mariusa von Mayenburga "Męczennicy", który prapremierę miał w roku 2012. To opowieść o fanatyzmie chrześcijańskim i o tym, że współczesna Europa oparta na hasłach wolnościowych i racjonalnych wartościach nie wie, co robić z tymi, którzy te wartości kontestują.

Własną wersję "Męczenników" (w tłum. Elżbiety Ogrodowskiej-Jesionek) wystawił właśnie Grzegorz Jarzyna. Czego się dowiemy o współczesnej Polsce? O nas samych?

Pan do mnie mówi

- U nas będzie to opowieść o dziewczynie - mówi odpowiedzialny za polską wersję dramatu Roman Pawłowski, z którym spotykam się w kawiarni w siedzibie TR Warszawa. Wszystkie stoliki zajęte, aktorzy co chwila wychodzą na papierosa, bariści przynoszą kolejne filiżanki kawy. Czuć atmosferę zbliżającej się premiery, próby trwają od rana do nocy.

- Przenieśliśmy akcję "Męczenników" w polski kontekst. Nie tylko dlatego, że jest lepiej znany, ale wzmacnia wymowę całości - tłumaczy Pawłowski. - Napięcia i konflikty, o których mówi Mayenburg, w Polsce przybierają bardziej radykalny charakter.

U Jarzyny więc zamiast Benjamina jest Lidka, polska nastolatka, którą wychowuje ojciec. Dziewczyna kontestuje system, a swój sprzeciw opiera na twardych zasadach zaczerpniętych z Pisma Świętego. Wciela je w życie bez taryfy ulgowej.

Justyna Wasilewska, która w "Męczennikach" gra główną bohaterkę, mówi, że Lidka chce powrotu świata wartości, czegoś, co dałoby jej poczucie bezpieczeństwa i klarowności zasad.

- Ojciec jest dla niej słabym oparciem, dlatego Lidka zaczyna rozmawiać z Bogiem, bo w nim widzi niepodważalną siłę - opowiada aktorka. Spotykamy się w przerwie między próbami. Tłumaczy: - Ma mocne poczucie, że Bóg jest przy niej na każdym kroku, że czerpie od niego silę, która pozwala jej przetrwać chwile, kiedy wystawiona jest na śmieszność.

- Staramy się nikogo nie obwiniać o to, co się dzieje z Lidką. Ani jej ojca, ani Kościoła, ani szkoły - mówi Cezary Kosiński grający ojca bohaterki. - Mayenburg nie tyle oskarża, ile próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, skąd w młodym człowieku nagła potrzeba duchowości, przeżycia wykraczającego poza doczesność.

- Spektakl opowiada o wielkiej pasji religijnej i pozytywnym projekcie zmiany siebie i świata - dorzuca Roman Pawłowski. - Lidka początkowo używa Biblii, aby naprawić to, co jest wokół niej, i rekompensować sobie różne braki. Dość szybko dochodzi jednak do konfrontacji między jej silnymi zasadami a tym, w co wierzy (a raczej nie wierzy) jej otoczenie, czyli rodzina i szkoła. I ten pozytywny projekt naprawy świata zmienia się w swoje zaprzeczenie.

Paradoksalnie dlatego, że otoczenie podporządkowuje się Lidce - nie z tego powodu, że jej zasady akceptuje, ale z konformizmu.

Prowokacja jako wołanie o pomoc

Lidka mówi: "Inne religie mają bojowników o wiarę, męczenników, którzy za swoich fałszywych bogów bez wahania oddają życie. A my? Którego dziś stać na taki czyn?"

- W "Męczennikach" widzimy, na czym polega fundamentalistyczne użycie religijnego tekstu - mówi filozof, prof. Tadeusz Bartoś, który był konsultantem Jarzyny. - Na każdą okoliczność cytat, który ma być ostatecznym rozstrzygnięciem, nieznoszącym sprzeciwu. Bez zrozumienia tekstu, na poziomic bardzo dosłownej lektury. W Polsce podobnie używają tekstu Biblii świadkowie Jehowy. Uderzenie tekstem w splot słoneczny, paralizator biblijny, można by powiedzieć.

- Bohaterka kontestuje njwnież Kościół, bo nic odpowiada jej sposób, wjaki księża opowiadają o Jezusie - dodaje Pawłowski. - Dla niej Biblia jest mieczem. Chce powrotu do źródeł, fundamentów wiary.

W wersji Mayenburga Benjamin cynicznie używa swojego fanatyzmu do kontestowania codziennych obowiązków, np. szkolnych. Lidka z warszawskiego spektaklu jest inna. - Benjamin to bezczelny konformista przebrany w szaty mesjasza. My jesteśmy przekonani, że droga, którą wybrała Lidka, jest w intencjach czysta - mówi Justyna Wasilewska. Obserwujemy ideową obojętność otoczenia: nauczycieli, kolegów z klasy. Nauczyciele zaczynają dla świętego spokoju akceptować postępowanie dziewczyny.

- Oni przyjmują te wartości i zasady z wygodnictwa, podczas gdy Lidka musi ponosić konsekwencje swoich wyborów ideowych - mówi Roman Pawłowski.

Lidka to w dodatku nastolatka, która ma problemy z własnym ciałem, seksualnością. Jej świat jest zarządzany przez mężczyzn, bo w Kościele, szkole i domu autorytetami są mężczyźni, więc podwójnie jest na przegranej pozycji. Jako nastolatka i kobieta. Stąd podwójna motywacja do buntu.

Justyna Wasilewska uważa, ze Lidka ma wielką potrzebę miłości, akceptacji: - Jej dojrzewające ciało potrzebuje dotyku, czułości, lecz ta potrzeba zostaje zastąpiona kontaktem z Bogiem. Jej relacja z nim jest niemal erotyczna.

Idealizm i pranie mózgu

Dramat powstał w Niemczech, ale wyobraźmy sobie młodego, dogmatycznego chrześcijanina, który w szkole w dużym polskim mieście nic zgadza się, żeby siedzieć w jednej ławce z dziewczyną. Albo nie chce mieć koedukacyjnej lekcji wychowania fizycznego, bo gorszy go nagość. Zapewne zostanie uznany za wariata albo fanatyka.

- To może być równie dobrze opowieść o dogmatycznym katolicyzmie, jak i o islamie - dopowiada Pawłowski. - Wzachodnim liberalnym społeczeństwie wiara należy do sfery prywatnej, jej manifestacje w publicznej przestrzeni są źle przyjmowane. W Polsce prywatyzacja wiary dopiero się zaczęła, religia jest wciąż obecna wżyciu społecznym, ale jej przestrzeń się kurczy. Chcemy pokazać tę zmianę i zastanowić się, co ona oznacza dla ludzi wierzących - mówi dramaturg.

W spektaklu pada też pytanie, czy powinniśmy być tolerancyjni dla nietolerancji. Zadaje je sobie nauczycielka biologii - ideowa przeciwniczka głównej bohaterki. Reprezentuje racje oświeceniowe, demokratyczne. I zauważa, że aby wygrać z wojującą katoliczką, musi przestać ją tolerować.

- Przecież co jakiś czas jesteśmy świadkami autentycznych deklaracji wiary, jak obrona krzyża na Krakowskim Przedmieściu, kiedy ludzie poświęcali się w imię obrony bliskich im wartości. Można się z tego śmiać, można to lekceważyć, ale nie można mówić, że tego nie ma - tłumaczy Cezary Kosiński. Jego zdaniem wolność, którą daje nam liberalizm, jest iluzoryczna: - Radykalna postawa Lidki pokazuje, że tak naprawdę nic wiemy, co oznaczają nasze wolnościowe ideały.

A Lidka nie jest przecież stereotypowym przykładem osoby głęboko wierzącej, o której myśli wielkomiejski inteligent. Ona jest nastolatką z dużego miasta, inteligentną, modnie ubraną, otwartą na świat. Twórcy spektaklu przyglądają się mechanizmom, które powodują, że taka osoba przechodzi na stronę religijnego fanatyzmu.

Prof. Tadeusz Bartoś uważa, że tekst sztuki jest wiarygodny psychologicznie, bo rekonstruuje coś, co się ciągle wydarza. Idealizm młodzieńczy okresu dojrzewania bywa radykalny, krytyczny wobec kompromisów i wygodnictwa starszych generacji: - I ten idealizm łatwo zagospodaruje sprawny zarządca dusz. Indoktrynacja młodzieży dotyka rozmaitych formacji religijnych, politycznych. Tak indoktrynowano dzieci z komunistycznych rodzin w głębokim PRL, podobnie w następnych dekadach indoktrynowano młodzież z rodzin katolickich w rozmaitych ruchach odnowy. Różnica jest w radykalizmie i celu, natomiast mechanizm psychologiczny jest ten sam: wykorzystanie idealizmu i naiwności młodzieży do wzmacniania dynamizmu ruchów religijnych, politycznych, społecznych - przekonuje Bartoś.

Roman Pawłowski dopowiada, że fundamentalizm nie musi być efektem prania mózgu. Powrót do źródeł, do dosłownego odczytywania Biblii czy Koranu może wynikać z wewnętrznej potrzeby. Może też być reakcją na brak stabilności, kryzys wartości, który przeżywa Zachód.

System się kruszy

Szkoła w końcu ulega Lidce. Dyrektor zaczyna się zastanawiać, czy może jednak w niektórych sprawach dziewczyna nie ma racji. Czy stroje na basenie nie powinny być bardziej przyzwoite? Czy naukowa teoria Darwina nie powinna być wykładana razem z katolicką nauką o stworzeniu świata? Czy w szkole jest miejsce na edukację seksualną?

- Podobne pytania słyszy się dzisiaj w wielu polskich szkołach i nie tylko tam - mówi Pawłowski. - System wartości oświeceniowych, opartych na nauce i rozumie, kruszy się kawałek po kawałku i nawet nic zauważymy, kiedy obudzimy się w państwie religijnym. O tym także jest ta sztuka.

A jak będzie wyglądała Polska rządzona przez ludzi podobnych do Lidki? Z pokolenia od początku wychowanego na lekcjach szkolnej katechezy i w państwie, w którym prawo jest często dopasowywane do religijnych dogmatów? - Ci młodzi ludzie doskonale rozumieją hipokryzję, wjakiej żyjemy - przekonuje Pawłowski. - Jestem bardzo ciekaw ich światopoglądowych i politycznych wyborów za 20 lat. Radykalne ruchy religijne są testem, który odsłania słabość propozycji liberalnej. Zarazem, jak wskazuje wielu socjologów i krytyków idei, te ruchy są dziećmi ponowoczesności. Są odpowiedzią na niczym nieograniczoną wolność, która dla wielu okazała się złudzeniem.

- Wyobrażam sobie, że ta historia może się wydarzyć tu i teraz - dodaje Justyna Wasilewska. - I to jest w niej najbardziej przerażające.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji