Artykuły

Straszna rodzina bawi i śmieszy

"Rodzina Addamsów" Andrew Lippa w reż. Jacka Mikołajczyka w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Pisze Danuta Lubina-Cipińska w Rzeczpospolitej.

Wkroczył do nas kolejny broadwayowski przebój. Gliwicki Teatr Muzyczny brawurowo wystawił musical "Rodzina Addamsów".

Znana głównie z realizacji filmowych i serialu telewizyjnego Rodzina Addamsów stworzona została z rysunkowych postaci autorstwa Charlesa Addamsa, zamieszczanych od lat 30. ubiegłego wieku w komiksowych opowieściach w "The New Yorker". Jej członkowie są ekscentryczni i niepowtarzalni. Jako upiory kochają ciemność i żyją w opuszczonym wiktoriańskim zamczysku, ale spaja ich głęboka emocjonalna więź, dzięki której są niezwykle budującym przykładem dobrych relacji, jakie łączyć powinny rodzinne klany. Wbrew grozie ich niestandardowych, a makabrycznych zachowań oraz dziwacznych zainteresowań, budzą wielką sympatię.

Pięć lat temu Addamsowie zagościli w musicalu Marshalla Brickmana i Ricka Elice'a (libretto) oraz Andrew Lippa (muzyka i teksty piosenek) na nowojorskim Broadwayu. Jego osią jest historia córki Addamsów, Wednesday, która zakochuje się w zwykłym chłopaku i zaprasza go z rodzicami z Oklahomy do zamku. W nieco zmienionej wersji musicalu Addamsowie ruszyli w objazd po Stanach Zjednoczonych, by w trzeciej, najlepszej ze wszystkich, która wystawiana była już w Brazylii, Szwecji i Australii, przywędrować do Gliwic. A to za sprawą Jacka Mikołajczyka, teatrologa, tłumacza, wieloletniego kierownika literackiego Gliwickiego Teatru Muzycznego i absolwenta reżyserii. Obejrzał on w Nowym Jorku "Rodzinę Addamsów" i tak się zachwycił musicalem, iż postanowił zadebiutować jego wystawieniem w Polsce, podejmując się jednocześnie przekładu libretta i piosenek.

Zdolności translatorskie Mikołajczyka dobrze już znamy - jest autorem przekładów takich teatralnych hitów, jak "42 ulica", "Ragtime" czy "Hair". I tym razem wykonał świetną robotę, także i dlatego, iż nawiązał do polskich realiów i naszej obyczajowości - to silny element budowania humoru tego przedstawienia. Na tekst Mikołajczyka publiczność reaguje równie żywiołowo, jak na pięknie skomponowane sceny. Jako reżyser-debiutant, zachwycił dużą sprawnością . Jego widowisko wciąga i frapuje, ma wiele z magii i iluzji. Faluje nastrojami, śmieszy, bawi, straszy, ale i wzrusza, wywołuje głębsze refleksje. Każdy coś tu znajdzie dla siebie. Pracę reżysera dopełniają pomysłowa choreografia Eweliny Adamskiej-Porczyk, zabawne kostiumy Ilony Binarsch i sprawne kierownictwo muzyczne Wojciecha Rodka.

Nastrój makabreski właściwy dla tej najbardziej oryginalnej rodziny w światowej popkulturze budowany jest już od wejścia do teatru. Foyer spowija mrok, ubrana w kostiumy bohaterów gotyckich powieści z dreszczykiem obsługa teatru wprowadza widzów do sali spowitej trupim światłem. Kurtyna - fasada zamku Addamsów, ma kształt ogromnych drzwi, które otwierając się, zapraszają do upiornego wnętrza rodowej siedziby położonej a to w Central Parku, a to na jakimś cmentarzysku. Zresztą duchy przodków państwa Adamsów towarzyszą niemal każdej scenie, wzmagając nie tylko atmosferę horroru, ale i humor sytuacyjny.

Siłą widowiska jest aktorstwo. Prapremierowa obsada jest wyrównana, choć dominują w niej panie: rolę pięknej acz wyniosłej Morticci Addams zagrała brawurowo Marta Wiejak (nie można od niej oderwać oczu), jej zakochanej córki Wednesday - Anastazja Simińska, gadatliwej Babci - Katarzyna Wysłucha, zaś scenę z solową arią Alice Beineke, matki ukochanego Wednesday, którą gra Marta Florek, zapamiętają wszystkie kobiety, które stają się z biegiem lat "niewidzialne" dla swych mężów. Postaci męskie są o wiele uboższe niż kobiece, bardziej papierowe i karykaturalnie przerysowane, ale Tomasz Steciuk wiele robi, by pogłębić psychologiczny portret Gomeza Addamsa - jako troskliwego i nieco zazdrosnego o córkę ojca, a Damian Aleksander w roli Wujka Festera, szukającego miłości w objęciach księżyca, budzi bardzo ciepłe uczucia.

To niezwykle udane przedstawienie jest zarazem pożegnaniem z tą sceną jej długoletniego dyrektora Pawła Gabary, który gliwickim teatrem kierował od 17 lat, a z końcem marca odchodzi z powodu - jak sam to określa - trudnego dialogu z władzami samorządowymi Gliwic. To jemu Gliwicki Teatr Muzyczny zawdzięcza swój sukces - stał się jedną z najciekawszych muzycznych scen kraju. Gabara przekształcił dawną Operetkę Śląską w nowoczesny teatr, który dzięki ogólnopolskim castingom kreował nowe gwiazdy polskiego musicalu. To Gabarze zawdzięczamy, że przez Gliwice do Polski przywędrowały takie muzyczne hity, jak: "Chicago", "Footloose", "Grają naszą piosenkę", "42 ulica", "Ragtime", "High School Musical" czy "Tarzan".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji