Artykuły

Wrocław. Dakh Daughters z Ukrainy zagrają na PPA

Dakh Daughters przypominają wiedźmy z "Makbeta" mamroczące pod nosem zaklęcia, czasem morowe dziewczyny, a czasem złowieszcze Mojry. Albo Pierrota z commedii dell'arte, z pomalowanymi na biało twarzami, podkreślonymi brwiami i z doklejonymi do rzęs, niczym zastygłe łzy, czarnymi piórami. Podczas ich czwartkowego występu na PPA Teatr Capitol zostanie podświetlony na żółto-niebiesko.

Koncertują w kraju agresora

Każdy koncert Dakh Daughters, a wręcz każdy ich utwór, to minispektakl. Nieobojętny, jak tworzące je artystki.

- Rwijcie kajdany - nawoływały z głównej sceny kijowskiego Euromajdanu, by po koncercie płakać przed kamerami, mówiąc: - Nie należy niszczyć, tylko się wzajemnie kochać. Kochać, czyli pomagać sobie wzajemnie, rozumieć, wspierać. Nie poprzestały na jednorazowym występie. Zostały wolontariuszkami. Wydawały posiłki, roznosiły leki, organizowały zbiórkę pieniędzy. W wywiadach podkreślają, że Majdan zjednoczył ludzi z różnych warstw społecznych, że zlikwidował między nimi bariery.

Dzięki swojemu zaangażowaniu w życie Euromajdanu stały się głosem Ukrainy i jako taki są zapraszane na koncerty wspierające tamtejszą rewolucję.

Nie przypadkiem największą popularnością cieszy się na YouTubie ich utwór pt. "Rozy (Donbas)".

"Uczynku swego nie żałuj już dłużej:

Donbas

Kolce ma róża, błoto potok srebrny,

Donbas

Słońce się zaćmi, księżyc się zachmurzy,

Donbas

W najsłodszym pąku żyje robak wstrętny"

W tej kompozycji Dakh Daughters połączyły pierwsze cztery wersy Sonetu XXXV Williama Szekspira z ludową pieśnią ukraińską. Poszczególne wersy są puentowane mocnym, wykrzyczanym nam prosto w twarz słowem "Donbas" - symbolem rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Rok temu, w ramach projektu "Solidarni z Ukrainą", zagrały w Krakowie, nawołując: - Nie bądźcie obojętni! Majdan pokazał, jak wiele może zmienić każdy człowiek.

Nie odmawiają jednak koncertów w Rosji. Dlaczego grają w kraju agresora?

- Zastanawiałyśmy się, czy to robić - przyznała przed koncertem w Moskwie Tatiana Gawriluk. - Tylko kiedy zacznie się prawdziwa wojna, zostaną zamknięte granice, to wtedy już nic nie będzie można zrobić. Nie wolno też wszystkich wrzucić do jednego worka. Jest Putin, kremlowski reżim, i są ludzie, którzy wychodzą na Marsz Pokoju w Moskwie. Jedyne, co możemy zrobić, to przyjechać, wejść z nimi w kontakt, i powiedzieć światu to, co chcemy mu powiedzieć.

I mówią. Nie mają skrupułów, by - z uśmiechem na twarzy - powiedzieć rosyjskiemu dziennikarzowi, że - wbrew oficjalnej propagandzie Kremla - Rosja prowadzi wojnę z Ukrainą, że Krym to - mimo aneksji - wciąż Ukraina.

Nostalgia i wściekłość

- Swoją twórczość określamy mianem freak cabaret. Każdy utwór to muzyczno-teatralny performance poza określonym stylem, gatunkiem - mówią członkinie zespołu.

Trudno byłoby nawet pokusić się o próbę nazwania ich stylu, który łączy elementy muzyki ludowej, piosenki aktorskiej, kabaretu, hip-hopu, punka.

Na pewno jednak ewoluuje. Ich pierwsze koncerty bliższe były piosence aktorskiej. Artystki skupiały się na liryce, emocjach. W wykonaniach późniejszych utworów dominuje prowokacyjny, zadziorny ton nieskrywanej złości, jak choćby w granej m.in. na kijowskim Majdanie "Ganusi". Skarga prostej samotnej kobiety, której w młodości umarło jedyne dziecko, przeradza się w na wpół wyrapowaną wściekłość. Każdą nutę liryczną przełamują mocnym akcentem: zmianą rytmu, brzmienia głosu, tonacji, nastroju, totalną zmianą stylu.

Ale kontekst zmienia się również wraz z wydarzeniami na Ukrainie.

W repertuarze Dakh Daughters znajduje się utwór "Moje morie" ("Moje morze") - piosenka Kuźmy Skriabina z przełomu lat 80. i 90. XX wieku. W wolnym przekładzie brzmi mniej więcej tak: "Niech cały świat przepadnie, a ja chcę zostać sam. Wokół są sami wariaci - sam prawie nie stałem się wariatem! Mam dość waszych złych i nienormalnych słów. Chcę być okrętem na swoim morzu snów..." I refren: "to moje morze, to moje morze". Dawno żadne słowa nie były tak aktualne.

Tylko koncert i YouTube

Dakh Daughters powstał niespełna trzy lata temu. Tworzą go: Nina Gariecka, Anna Nikitina, Natalia Gałaniewicz, Tatiana Gawriluk, Sołomija Mielnik, Rusłana Chazipowa, Natalia Zozul (ZO). Śpiewają po ukraińsku (w kilku dialektach), po rosyjsku, angielsku, niemiecku, francusku, w jidysz. Łącznie grają na piętnastu instrumentach, m.in.: kontrabasie, wiolonczeli, bębnach, pianinie, skrzypcach, akordeonie, gitarze, ksylofonie, harmonijce ustnej, marakasach. W trakcie koncertu swobodnie wymieniają się instrumentami, mimo że tylko dwie z nich - Tatjana Gawriluk i Sołomija Mielnik - mają wykształcenie muzyczne.

Rusłana Chazipowa ma wykształcenie wyższe teatralne, Anna Nikitina ukończyła instytut sztuki i designu, Natalia Gałaniewicz - filologię, Natalia Zozul - filologię i jest również choreografem. Nina Gariecka studiowała zaś folklorystykę w Instytucie Kultury.

Jak to się więc stało, że grają i śpiewają wszystkie?

Rusłana Chazipowa: - Mniej więcej trzy lata temu Wład powiedział: "Rusia, może zagrasz na kontrabasie?" Spróbowałam i od tej pory gram.

W tym miejscu pojawia się kluczowa postać, bez której zespół Dakh Daughters prawdopodobnie nigdy by nie powstał: Wład, czyli Władysław Troicki, założyciel kijowskiego centrum teatralnego Dakh (czyli "dach"), którego dziewczyny są aktorkami od dziesięciu lat.

W roku 2012 grały w spektaklu "Szkoła sztuki nieteatralnej" w jego reżyserii. W drugim akcie siedem aktorek, akompaniując sobie na różnych instrumentach, śpiewało pieśń do słów Charlesa Bukowskiego. Anna Nikitina mogła obserwować tę scenę z boku. Wywarła na niej tak silne wrażenie, że zapragnęła zrobić coś podobnego.

Jak bardzo dziewczyny czują się związane z Władem oraz teatrem Dakh, wskazuje nazwa ich zespołu - Dakh Daughters, czyli córki teatru Dach.

- Dakh to "rodzinny dom, w którym zostałyśmy zarażone pozytywną i silną energią - twierdzi Natalia Gałaniewicz. Nic dziwnego też, że właśnie tam 21 listopada 2012 roku odbył się pierwszy koncert Dakh Daughters.

Dakh to niezwykłe miejsce, pełne twórczej energii, którego Dakh Daughters nie jest jedynym dzieckiem.

Władysław Troicki jest również "ojcem" (co najmniej chrzestnym) ludowej kapeli DachaBracha. Ten ostatni zespół współtworzy zresztą również jedna z "córek" Dakha - Nina Gariecka. Dziewczyny mają zresztą niespożytą energię twórczą. Każda z nich poza Dakh Daughters ma co najmniej jeden projekt muzyczny: Rusłana Chazipowa - grupę Perkałaba, Tatiana Gawriluk - solowy projekt TaniaTania, Sołomija Mielnik - projekt Potużni diwczata oraz Soloma Project, Anna Nikitina - projekt Cabater Chanson, Natalia Gałaniewicz i ZO (Natalia Zozul) - balet BiZoN.

Wydawałoby się, że między siedmioma tak silnymi artystycznymi osobowościami powinny wybuchać konflikty o role w zespole. W Dakh trudno byłoby wyłonić lidera. - Każda z nas ma w zespole równą pozycję. W jednym utworze jedna z nas prowadzi historię, w następnej - kolejna - opowiada Natalia Gałaniewicz.

A Anna Nikitina dodaje: - Zdarza się tak, że ta z nas, która proponuje swój utwór, przyjmuje na siebie rolę frontwomen. Przecież każdy autor ma swoją wizję kompozycji. Ale już w utworze kogoś innego ta sama osoba śpiewa chórki i tańczy, realizując pomysł innej członkini zespołu.

Niestety na razie - poza koncertami - można Dakh Daughters posłuchać wyłącznie na YouTubie. Ponieważ artystki uważają, że należy je nie tylko słyszeć, ale również widzieć, bo teatr w ich w twórczości jest równie ważny jak muzyka, nie planują na razie nagrania płyty. A żal. Chciałoby się mieć choć namiastkę ich szalonej, nieznającej granic twórczej energii przy sobie. Bo taka gratka jak koncert we Wrocławiu nie zdarza się zbyt często.

Koncert we Wrocławiu: 26 marca (czwartek) godz. 20, Wrocławski Teatr Lalek

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji