Artykuły

Brecht zapachniał tuszonką - wielki teatr w "Profsojuzach"

Jako że zbliżający się Dzień Teatru jest z nazwy Międzynarodowy, pozwoliłem sobie zamieścić artykuł dotyczący teatru białoruskiego, ale traktujący między innymi o przystawaniu sztuki Bertolta Brechta "Matka Courage i jej dzieci" do współczesności. Zatem wybroni się również na naszym terenie. Teatr oznacza przecież otwartość na to co nowe, inne, na zewnątrz. Aby zatem artykuł mogli także przeczytać Przyjaciele z Białorusi, cały tekst przetłumaczony został na język białoruski. Zapraszam do lektury - pisze Dariusz Jezierski w Info-posterze.

Otworzyłem tuszonkę, którą kupiłem w Mińsku. Naprawdę tylko w jednym celu: kiedy już wrócę, spokojnie spróbować konserwy, którą jedli żołnierze w finale spektaklu "Matuchna Courage i jej dzieci". Symboliczny moment, konserwa dziejów, z mięsem armatnim wszystkich wojen. Zmęczeni żołnierze, zdobywcy, ciemiężyciele ale przecież i ofiary w jednym, jedzą posiłek. Pożerają mięsne konserwy, których zapach roznosi się po całej widowni Znak doskonały, teatr zmysłów I nie zawiodłem się, jestem w nastroju spektaklu. Poprzez smak, zapach, rzeczywistość tuszonki, mogę z łatwością odtworzyć wrażenia. Brecht byłby zadowolony No właśnie, ale

Po co komu Brecht?

Cała dyskusja wokół ostatniej (drugiej) premiery Białoruskiego Niezależnego Teatru Cz, rozpoczęła się w sposób cokolwiek absurdalny. Przy czym podkreślam, że nie mam tu na myśli negatywnych konotacji słowa. Zaczęła się bowiem z pułapu, o którym czasem twórcy spektakli mogą tylko zamarzyć. W białoruskich mediach internetowych, a za nimi w społecznościowych, postawiono od razu dwie kwestie: pierwszą, czy Białorusini to hobbici, chowający się bezwolnie w swoich norkach; drugą, czy w dzisiejszych czasach w ogóle ma sens wystawianie Brechta.

W tym tekście nie zajmę się absolutnie tematem gatunkowej przynależności publiczności białoruskiej. W tej kwestii pozwolę sobie jedynie na konstatację, że z punktu widzenia obcokrajowca nie dostrzegam zjawisk, które w jakiś szczególny sposób różniłyby mińszczan np. od Polaków. Po lekturze wywiadu udzielonego przez reżysera spektaklu Michaiła Laszyckiego mogę tylko stwierdzić, że po obu stronach granicy utyskujemy na ten sam rodzaj zablokowania odbiorców, przy czym znajdujemy się po prostu w różnych jego stadiach. Zaryzykuję twierdzenie, że właśnie przeciw takim postawom występował, występuje i będzie występował teatr we wszystkich częściach świata, we wszystkich epokach historycznych. I tyle mojego głosu w dyskusji, w której wszak tylko sami Białorusini są podmiotem i tylko oni mogą dojść do wniosków ogólnych, kończących się zaordynowaniem skutecznej (teatralnej właśnie!) terapii.

Zajmę się natomiast odpowiedzią na pytanie "czy w naszych czasach w ogóle warto wystawiać Brechta?", które pojawiło się w kontekście dyskusji wywołanej wywiadem Laszyckiego. Zostało chyba źle postawione. Tak to rozumiem. Bo odpowiedzi udziela sam teatr. Niedawno miała miejsce ważna inscenizacja w Niemczech, równolegle do produkcji Teatru Cz realizowana jest inscenizacja w Teatrze Dramatycznym w Poti (Gruzja) w reżyserii Reinharda Auera (nawiasem mówiąc premiera właśnie dziś). To jest odpowiedź. Realizatorzy sięgają zwyczajnie po temat, który nagle staje się rozpaczliwie aktualny. Aktualność "Matuchny Courage." jest taka sama jak ta, którą zyskują wielkie dramaty starożytności, chociażby "Antygona". Soczewką, która skupia te zjawiska jest, wracająca jak dawno zapomniane choroby, wojna. Inaczej jednak trzeba to napisać, bowiem wojnę znaliśmy ostatnio jako "coś", gdzieś na peryferiach, zawsze bardzo "nie nasze". Trzeba zatem napisać WOJNA W EUROPIE, wojna u naszych drzwi, zaglądająca w nasze okna.

Teatr reaguje, w każdym razie powinien reagować na nią odczynem alergicznym I tak właśnie stara się robić (dygresja: przed obecną "Matką Courage", realizowałem w Poti spektakl "W moim sadzie wojna"). Siłą rzeczy próbuje to robić na dwa sposoby: sięgając do starych uznanych tematów i kodów (w tym nurcie "Matuchna Courage) oraz szukając nowych (tu chociażby moja "W moim sadzie wojna"). Nie chcę zatem uogólniać tej wypowiedzi do całego Brechta, ale nie mam żadnych wątpliwości, że "Matuchna Courage" jest sztuką na czasie, odpowiadającą na pytania współczesności i tę współczesność komentującą. Spodziewam się wręcz, że realizacji tego tematu będzie przybywać.

Nie należy zatem pytać, czy tę sztukę należy brać na warsztat, bo z całą pewnością należy. Trzeba jednak koniecznie pytać, czy jej realizacja cokolwiek wnosi do przestrzeni publicznej, czy jest w stanie na nowo odczytać treść sztuki, czy przez podjęty dialog z widzem staje się częścią przeżywanej przez tego ostatniego rzeczywistości. Sam zatem postaram się odpowiedzieć na nieco inne pytanie

Czy mińska "Matuchna Courage" jest głosem znaczącym?

Zacznijmy od tego, że przedstawienie w reżyserii Laszyckiego to solidny, rzetelny teatr, oparty ze strony reżysera na gruntownej znajomości języka sceny i na efektownej, w pełni świadomej i formalnie czystej grze aktorów. Dodajmy do tego, że oprócz reżyserii, Michaił Laszycki wziął na siebie scenografię i zaprojektował kostiumy. Nie zapomnijmy, że warstwa muzyczna oparta jest na własnych kompozycjach zespołu, który podkłady odtwarza na żywo, stając się w sposób naturalny częścią spektaklu. Podkreślmy, że spektakl trwa gdzieś około 3 godzin i występuje w nim blisko 20 aktorów. Weźmy to wszystko pod uwagę, a jedną kwestię będziemy mieli rozwiązaną. Otóż mińska "Matuchna Courage" z całą pewnością jest spektaklem dostrzegalnym i słyszalnym.

Podkreślić należy, że prowadzony przez Andrieia Chernogo "Teatr Cz" wytrzymał ogromną presję, jaka zawsze wywierana jest na nowy teatr, który już pierwszym spektaklem wdarł się na najwyższe piętro. Naturalne jest oczekiwanie widzów i krytyków na to, co teraz nastąpi. Naturalna jest też obawa teatru o to, że następny krok może nie trafić w stopień. Już tylko to cudownie udramatyzowuje sytuację, daje dzianiu się teatru continuum i czyni je realnym w naszym "tu i teraz". Często teatry - producenci i reżyserzy - nie wytrzymują tego napięcia. Z jednej strony zaczyna się flirt z gustami widowni, czasem tymi najniższych lotów, a z drugiej bezwiedne pójście na takie czy inne artystyczne, polityczne czy społeczne kompromisy. Teatr Cz na żaden kompromis nie poszedł i z czystym sumieniem można go traktować jako podmiot poważnej społecznej dyskusji. Nie można się zresztą dziwić - pierwsza realizacja ("Dziady") postawiła tę formację od razu na miejscu eksponowanym. Podświadomie wręcz dawało się wyczuć oczekiwanie na kolejny głos. Zapewne informacja, że będzie to głos podający Brechta, u wielu spowodowała zdziwienie, którego kumulacją są zresztą pytania, czy Brechta w ogóle warto dziś grać. Reasumując można stwierdzić, że Teatr Cz stanął przed ogromnym wyzwaniem i od razu wypada dodać, że temu wyzwaniu sprostał.

Otrzymaliśmy spektakl komentujący świat, który w sposób coraz bardziej realny przestaje być projekcją historyczną, stając się przeżywaną rzeczywistością. Nie zapominajmy, że Brech napisał tę sztukę w 1939 roku, jeszcze we wrześniu, pod wrażeniem wybuchu II wojny światowej! Obserwując wydarzenia na Ukrainie, na Kaukazie i w wielu innych miejscach świata w sposób oczywisty czujemy, że pojawiające się ostatnio realizacje "Matuchny" też powstają POD WRAŻENIEM. S a emanacją teatru komentującego, a przede wszystkim kontestującego rzeczywistość. W spektaklu Teatru Cz, pod przykrywką śmiechu, momentami prawie bufonady, czai się gorzki strach. Czuje się go co jakiś czas, wypełza spod kostiumów, powoduje, że czujemy dreszcz. "Liryzm nieliryczny", jakkolwiek wydawałoby się to absurdalne, jest tworzywem tego spektaklu. Skutecznie zamaskowany śmiechem, krzykiem, tupetem bohaterów. Tak, jak na wojnie właśnie, gdzie dodawanie sobie i innym animuszu staje się sednem codzienności. I przeżycie kolejnego dnia, które okazuje się tak trudne

Wartości, które konstytuują nasze życie - do takich wszak należy macierzyństwo - niewiele znaczą dla młynów historii. Okrutna, nieubłagana maszyneria wojny mieli ludzkie mięso i sprowadza je do konsystencji tuszonki z finału białoruskiego spektaklu, zżeranej przez zwycięzców-przegranych. Smutek, żeby nie powiedzieć rozpacz pozostaje po obejrzeniu tego spektaklu, po wysłuchaniu ostatniej pieśni, po brawach, wiwatach, jakże przypominających w tym kontekście radość wojennego zwycięstwa. Przecież właśnie wszyscy przeżyliśmy tę 3 godzinną wojnę i teraz liczy się tylko to, jakie nauki z tych przeżyć wyciągniemy.

Nie, teatr nie zatrzyma wojny, jeśli ta ma przyjść. To jasne. Ale teatr może sprawić, że zaczniemy o tej wojnie myśleć w takich kategoriach w jakich człowiek musi myśleć, aby przetrwał. Tu tkwi nadzieja na skuteczny hamulec dla świata, znowu w szalonym pędzie zmierzającego ku najgorszemu.

Wyraziłem kilka opinii o materii i przekazie. Celowo na pierwszym miejscu, bo przede wszystkim te wartości broniłyby spektaklu Laszyckiego nawet wtedy, gdyby nie wystarczało mu środków wyrazu i reżyserskiej finezji. A właśnie, wystarczyło?

Parę słów o środkach

Wspominałem już o dobrej grze aktorów, a w przypadku Alleny Sidorovej trzeba podkreślić, że była to gra znakomita. Więcej nie trzeba tu dodawać, choć podkreślę jeszcze, że może być tylko lepiej. Ten spektakl oglądaliśmy przecież in statu nascendi. Tak właśnie, bowiem on wciąż powstaje. Specyfika Teatru Cz, konieczność samodzielnego finansowania całości produkcji, wszystko to skutkuje tym, że w przypadku tak złożonego spektaklu jak "Matuchna Courage" odczuwa się pewien niedosyt prób. Widać to w różnicach w czasie trwania poszczególnych prezentacji, w pewnym rozlewaniu się dialogów, momentami nawet akcji. Tu mała dygresja - wydaje się, że w czasie niektórych kwestii należy wyciszyć gitarę podającą solo niewiele wnoszącą w tym miejscu melodię, a z całą pewnością dyktującą (dzieje się to bezwiednie) rytm aktorom. Nie potrafią się z niego uwolnić, gitara i aktorzy wchodzą w rodzaj sprzężenia, którego efektem odbieranym przez widza może być monotonia. Wszystkie te okoliczności niewiele jednak odbierają spektaklowi. Co więcej sam Brecht byłby zadowolony. Widz staje się uczestnikiem ostatniego etapu produkcji. Siedzi w bebechach teatru

Scenografia, kostiumy - znakomite! Ktoś coś pisał, że Laszycki powiela sam siebie Jak to skomentować? To się właśnie nazywa styl, Szanowni Państwo! Muzyka, to w zasadzie nowy pomysł na prześpiewane już przecież na różnych scenach songi. Pomysł z muzyką na żywo - zagrał bardzo dobrze. Tu kolejna dygresja - popracowałbym jeszcze nad zespołem w zakresie jego obecności w przestrzeni gry, spróbowałbym bardziej wykorzystać grupę jako osobnego aktora.

Nie dodam nic więcej, bo celowo skoncentrowałem się na wartości spektaklu, jako głosu w społecznym dyskursie, który może jeszcze się nie zaczął, ale na który już czas najwyższy.

Bo skrzypienie kół wózka "Matuchny Courage" przejeżdżającego przez Polskę, Morawy, Bawarię i Włochy, możemy lada chwila usłyszeć za naszym oknem. A wtedy każda rozmowa będzie o życie spóźniona.

***

Bertolt Brecht - "Matka Courage i jej dzieci"

Teatr "Cz" - premiera 21.01.2015 - Mińsk, Pałac Profsojuzov

reż. Michaił Laszycki

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji